piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział 006 „Zapomniane uczucia”



– JAK SIĘ NA­ZYWA TO UCZU­CIE W GŁOWIE, UCZU­CIE TĘSKNE­GO ŻALU, ŻE RZECZY SĄ TA­KIE, JA­KIE NAJ­WY­RAŹNIEJ SĄ?
– Chy­ba smu­tek, pa­nie. A teraz...
– JES­TEM ZASMUTKOWANY. 
Terry Pratchett

Małe ogłoszenie Parafialne 001:
Kochani miło, że jest was aż tylu Obserwujących. 31 osób, ale jestem poruszona ilością komentarzy. Pod ostatnim postem było ich aż cztery. Moi drodzy nie chodzi mi o ilość komentarzy, ale miłoby było gdyby ktoś docenił moją pracę i napisał parę słów. Opowiadanie powoli dobiega końca, więc będę wdzięczna wszelkim ocenom.


Kroniki Proroka Codziennego 007:
Witajcie moi kochani!
Rety to naprawdę już siódmy rozdział? Niemal prawie półmetek, aż jestem w szoku i to wielkim.
Nie sądziłam, że tak dobrze zrobi mi powrót do Dramione. Ta seria ma naprawdę coś w sobie, że nie da się zapomnieć o pewnej fascynacji. Ten rozdział będzie trochę sentymentalny, ale właśnie taki ma być. Ostatnio jakoś nosi mnie właśnie tak nastrojowo, ale zobaczymy jak długo potrwa ta melancholia. Tymczasem zapraszam do czytania nowego rozdziału.


*~*~*
                Minęło kilka dni od dramatycznych wydarzeń, jakie miały miejsce z udziałem Hermiony i Dracona.

                Młoda kobieta z trudem dochodziła do siebie, a najbardziej martwiła się o to, że jej unikał. Nie rozumiała takiego zachowania. Przecież czas nie należał do ich przyjaciół. Liczyła się każda minuta, każda sekunda. Dlaczego ze wszystkich osób znalazł sobie właśnie ją? Przecież powinien wiedzieć, że po tym wszystkim, co zrobił, ona nie zdoła go pokochać. Wciąż pamiętała dzień, w którym została zdradzona. Wszyscy mu ufali. Nawet Harry, dla którego było to prawdziwe wyzwanie. Uważał, że w jego towarzystwie będzie bezpieczna. Tymczasem przewrotny los pokazał, że jest całkowicie inaczej. Odruchowo zerknęła na rękę, gdzie Bellatriks w czasie tortur wyryła napis „Szlama”. Chociaż ślad już się zatarł, nie mogła do końca usunąć skutków okrutnego zaklęcia. Wiedziała, że będzie pamiętać o tym wydarzeniu do końca życia. Westchnęła cicho i zeszła na dół. Śniadanie już przygotowano. Tym razem były to ciepłe tosty z dżemem i serem. Nie żałowała ich sobie. Zawsze miała szczupłą figurę, a Ron często narzekał, że za bardzo. Ona sama nie przejmowała się tym zbytnio. Była, jaka była, a jeśli ktoś nie umiał jej takiej zaakceptować, w tym momencie o to nie dbała. Właśnie kończyła pić kawę, kiedy się pojawił. Na głowie wciąż miał bandaż i wyglądał naprawdę kiepsko.  Jego oczy były podkrążone, jakby nie przespał kilku dni. Szczerze mu współczuła i czuła się winna. Gdyby nie zachowała się jak nieodpowiedzialna idiotka, nie doszłoby do tego.

                 - Jak się czujesz? – zapytała, chcąc przerwać niezręczną ciszę. Ledwie Draco usiadł, a tuż koło niego na talerzu zjawiły się gorąca kawa i grzanki. Wziął jedną z nich i posmarował obficie dżemem. Obserwowała go uważnie.

                 - O wiele lepiej, niż wyglądam – przyznał niechętnie, obrzucając ją ponurym spojrzeniem. – Twój pobyt tutaj okazał się błędem. Napiszę dzisiaj wieczorem do Harry’ego, żeby znalazł ci jakąś bezpieczną kryjówkę. Tak będzie najlepiej.

                 - Chcesz się mnie pozbyć? – zapytała cichym głosem. Draco pokręcił głową. Ona kompletnie nic nie rozumiała. Z westchnieniem odłożył filiżankę na stół i spojrzał na nią. Z jego wzroku ciężko było cokolwiek wyczytać. Żałowała, że był tak zamknięty w sobie. Mogliby przynajmniej spróbować porozmawiać. On tymczasem w ogóle nie dawał jej takiej szansy. Po prostu chciał wykreślić ją ze swojego życia.

                 - A chcesz w ogóle tu być? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Myślałaś, że chciałem cię wykorzystać i dlatego uciekłaś. Wiesz, jak wyglądam i jak będę wyglądał, jeśli nie spełnię warunków Sloan. Muszę znaleźć miłość. Równie dobrze mogłaby mnie od razu wykastrować. Oboje dobrze wiemy, że jestem na straconej pozycji. Żadna dziewczyna czy też kobieta przy zdrowych zmysłach nie zakocha się we mnie. Przez przeszłość jestem na całkowicie straconej pozycji.

                 - Nie mów tak. – Pokręciła głową. Widziała rezygnację w jego oczach. Zdążył się pogodzić z sytuacją. Na jego twarzy spostrzegła nowe blizny. Pewnie powstały przez walkę z wilkami. Na samą myśl o tym wzdrygnęła się. Wiedziała, że będzie miała kolejne koszmary do swojej kolekcji. – Musi być jakaś szansa. Sloan ukarała cię bardzo okrutnie, ale może jeśli znajdziesz miłość, będziesz szczęśliwy. W końcu coś takiego istnieje.

                 - Co? – prychnął z lekką pogardą w oczach. – Szczęśliwe zakończenia? Rety, Granger, chyba nie jesteś aż taką naiwną idiotką, żeby w nie wierzyć? Po tym, co przeszłaś z Weasleyem?

                Niechętnie musiała przyznać mu rację. Wiedział, co mówił. Jej życie od początku nie było usłane różami. Sporo przeszła i wciąż miała pod górkę. Myślała, że w towarzystwie Rona odnajdzie szczęście. Dzięki niemu, chociaż na chwilę, zdołała ukoić ból, lecz nie okazało się to zbyt trwałe. Obawiała się, że nigdy nie pozbędzie się uczucia porzucenia.

                 - Dlaczego w to nie wierzysz? – zapytała cicho, unosząc lekko głowę i patrząc mu w oczy. Zauważyła, że jego oczy wyrażają nieco sarkazmu. Nie podobało się jej takie podejście mężczyzny. Miała zamiar jakoś na niego wpłynąć i liczyła, że jej się uda. W końcu nie mógł całkowicie zamknąć się w sobie. – Przecież szczęśliwe zakończenia się zdarzają. Spójrz na Snape’a i twoją mamę – Skrzywił się mimowolnie. Zrozumiała, że trafiła w czuły punkt, lecz ciągnęła dalej. – Lub chociaż na Molly i Artura Weasleyów czy Billa i Fleur. Nie muszę szukać dalej. Zobacz Notta i Astorię. Powiedziałbyś, że mogliby tak ułożyć sobie życie?

                Niechętnie musiał przyznać jej rację. Szczęśliwe zakończenie istniało, ale dla wybranych. On już dawno do nich nie należał. Odrzucił tę szansę, kiedy zaprzepaścił swoje szczęście. Wszystko było wyłącznie jego winą. I tak właśnie uważał. Zdania nie zmieni. Być może Sloan miała rację, karząc go w ten sposób. Swoim zachowaniem zasłużył na takie potraktowanie. I czuł, że jest gotowy ponieść konsekwencje swoich czynów.

                Hermiona przeczuwała, że się poddawał. Nie mogła mu na to pozwolić. Musiał walczyć. I ona zamierzała mu pomóc. Nie tylko dlatego, że chciała mu wynagrodzić fakt, że uratował jej życie. Po prostu zasługiwał na to jak mało kto. I wierzyła, że podoła temu wyzwaniu. Kto wie, może i ona sama na tym zyska? W końcu tak samo zasługiwała na szczęście. Wspólnymi siłami może dadzą radę stawić czoła przeznaczeniu. Ostatecznie wszystko zależało od nich. Nikt inny nie miał mieć wpływu na ich zachowanie. Liczyła, że wyrazi zgodę na romans. W końcu kto wie, czy im się nie uda?

                 - Więc jak? – odważyła się spytać. Przez chwilę milczał, wciąż próbując wszystko sobie ułożyć w głowie. Kiedy mu się opierała, wszystko wydawało się być o wiele łatwiejsze. Teraz postawiła kropkę nad „i”, nie dając mu szansy na wyjście. Z niechęcią spojrzał w stronę lustra, które było w salonie. Szpetna twarz wciąż wzbudzała w nim wstręt, chociaż zdążył się już do niej przyzwyczaić. Gdyby oboje ulegli pokusie, mógłby się jej pozbyć, zachowując przy tym resztki swojej dumy. W końcu nie było powiedziane, by i on również się zakochał. Odniesie sukces, zachowując zdrowy rozsądek i nie ponosząc kosztów.

                 - Myślę, że to dobry pomysł – odpowiedział bez wahania. Jej kocie oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu, ale skinęła głową. W końcu sama na to wpadła. Nie powinna teraz udawać zdziwienia. Kiedy Draco przysunął ją do siebie, zdradzieckie serce załomotało. Już wtedy go pragnęła. Właśnie on był jej pierwszym mężczyzną. Tuż przed zdradą. Odepchnęła od siebie tę okrutną myśl. W tym momencie nie czas, by wracać do przeszłości. Mimo tego, co czuła w tym momencie, pozwoliła mu się pocałować. I wówczas miała dziwne wrażenie, że wszystko się zmieniło.

*~*~*
                Ginny przez tę całą sytuację czuła się naprawdę niezręcznie.

                Jak Kingsley mógł ją wrobić w to wszystko? Przecież wiedział, jakie relacje miała z Harrym. Tymczasem on robił wszystko, żeby znów ich do siebie zbliżyć. Nie kryła swojej wściekłości. Miała naprawdę wielką chęć mu przyłożyć. Z szacunku do starszych powstrzymała się, ale kiedy Harry wyszedł i została z nim sam na sam, nie kryła swoich uczuć.

                 - Dlaczego mi to zrobiłeś? – zapytała otwarcie, odgarniając przy tym kosmyk rudych włosów. Kingsley zauważył, jak bardzo się zmieniła i wydoroślała. Podziwiał ją, tak jak kiedyś podziwiał Molly Weasley. Obydwie kobiety robiły na nim wrażenie. Kiedyś, dawno temu kochał się w Molly, lecz ona wybrała Artura. Ciężko było mu się  z tym pogodzić, lecz kiedy już zdołał, inna kobieta zajęła jego serce. Ożenił się, ale nigdy nie zapomniał o Molly.

                 - Wiesz, czasem lepiej zmierzyć się z przeszłością, by móc o niej zapomnieć – odparł łagodnie. Jego słowa wydawały się rozsądne, lecz Ginny była innego zdania. Wciąż cierpiała z powodu przeszłości i nie umiała się z tym pogodzić. Widok Harry’ego sprawił, że znów o tym myślała. Najbardziej o dziecku, które w sobie nosiła i którego nie zdążyła urodzić.

                 - Odwołaj to, proszę – poprosiła cichym, niemal błagalnym głosem. Nie znosiła się płaszczyć, lecz nie miała wyjścia. Nie chciała do tego wracać. Dlatego próbowała ułożyć sobie życie tak daleko od domu. Żałowała, że się nie udało. Teraz musiała brnąć do przodu i przyjąć konsekwencje swoich czynów. Liczyła, że Kingsley zrozumie ją jakoś, lecz on jedynie spoglądał na nią spod półprzymkniętych powiek. Mimo wszystko pokręcił głową. Wyczuła, że jest zdecydowany.

                 - Przykro mi, Ginny, ale tak będzie najlepiej – powiedział cicho. – Kiedyś mi za to podziękujesz.

                 - Nie oczekuj tego! – warknęła i wyszła, trzaskając drzwiami. Cała się trzęsła. Nie rozumiała tego wszystkiego. Poczuła, że musi o tym z kimś porozmawiać. Tylko z kim? Chyba pozostała jej tylko Priscilla. Jedyna kobieta, której mogła ufać. No i Hermiona. Czy mogła odezwać się do niej po takim czasie? Nie miała pojęcia. Zbyt wiele ją przytłoczyło i odsunęła się od niej, a potem wyjechała. Westchnęła cicho, opierając głowę o ścianę. Powinna wracać do domu. Jutro ma się wstawić u Kingsleya i wraz z Harrym rozpocząć pierwsze patrole. Czuła, że nie da rady. Była naprawdę wściekła i rozgoryczona.

                 - Hej, Weasley. – Odwróciła się, rozumiejąc, że Harry jednak nie poszedł, tylko najwyraźniej na nią poczekał. Zmarszczyła brwi, niezbyt zadowolona. Sądziła, że dała mu jasno do zrozumienia, co o nim myśli i czego oczekuje od ich relacji. Ułożyła sobie życie i liczyła, że on również. Z Vivian. Oboje pasowali do siebie. – Możemy porozmawiać?

                 - Czego chcesz? – warknęła, nawet nie siląc się na łagodny ton. Wyraźnie pokazywała mu, gdzie jego miejsce. Harry zlekceważył te ostrzeżenie i podszedł do niej. Stanął tak, by nie zdołała mu uciec.

                 - Dlaczego mnie tak traktujesz? Nie możemy zostać przyjaciółmi? – zapytał cicho. Naprawdę tego nie rozumiał. Wiedział, że wiele przeszła, ale i on również. W końcu oboje cierpieli. Jednak Ginny jakby nie przyjmowała tego do wiadomości. Tylko ona miała prawo do bólu. Nikt więcej.

                 - Nie domyślasz się? Zostawiłeś mnie, gdy najbardziej cię potrzebowałam, więc jak mam cię traktować? – W końcu mu wypomniała. Po tylu latach. Dziwne, ale nie czuła ulgi, jak na to liczyła. Wręcz przeciwnie.

                 - Ja ciebie? – Harry nie krył zaskoczenia, słysząc jej słowa. Był całkowicie oszołomiony. Przecież wszystko odbyło się zupełnie inaczej. Pamiętał tamten dzień tak dobrze, jakby miał miejsce dzisiaj.

                 - Gdzie ona jest? – odezwał się zachrypniętym głosem, kiedy dyspozytorka szpitala św. Munga powiedziała mu o Ginny. Właśnie straciła dziecko. Wstrząs i ból, jaki poczuł tamtego dnia, ciężko było opisać. Miał wrażenie, że cały jego świat rozpada się na kawałki. Kochał to nienarodzone maleństwo. Chociaż dość wcześnie się stało, to jednak pragnął go całym sercem. Tymczasem okrutny los jednym, mocnym ciosem odebrał mu szansę na szczęście. Czuł, że tego nie przetrwa, ale chciał być silny.

                 - Przykro mi, ale panna Weasley nie chce pana widzieć – usłyszał chłodne słowa. Nie chciała go widzieć. Dlaczego? Przecież zapewnił, że ją kocha. Ona go również. Czy popełnił jakiś błąd? Pokręcił głową. Próbował wpłynąć na pielęgniarkę, przypominając swój status. Nie pozwoliła się omamić. Wyraźnie dała mu do zrozumienia, że powinien dostosować się do jej zasad. Potem było gorzej. Ginny kompletnie się od niego odcięła. Jakby łącząca ich miłość umarła wraz z dzieckiem. Wciąż tego nie rozumiał. Gdzie popełnił błąd? Potem wcale nie było lepiej. Ginny nie chciała z nim rozmawiać. Kiedy wyjechała, zrobiła to bez słowa. Jakby nic dla niej nie znaczył. Wówczas zamknął się przed nią. I całkowicie odsunął także od innych.  

                 - Wiem o tobie i Vivian. Od jak dawna to planowałeś? Chciałeś się ze mną zabawić przed związkiem z nią? – syknęła. Nie chciała tego wywlekać, lecz było to silniejsze od niej. Dusiła to w sobie od bardzo dawna. Najwyższa pora powiedzieć prawdę. Wierzyła, że w jakiś sposób pomoże jej to oczyścić się.

                 - Nie byłem związany z Vivian od końca piątej klasy – wyjaśnił czując, że traci cierpliwość. – Od kiedy wyszła na jaw prawda, że mnie zdradzała. Wszyscy wiedzieli, tylko nie ja. Nie wiem, co sobie ubzdurałaś, ale nic nas nie łączyło. Skąd w ogóle przyszło ci to do głowy?

                Ginny zawahała się. Była mu winna wyjaśnienia. Powinien wiedzieć chociaż tyle. Wyglądał, jakby był z nią szczery. A jednak nie do końca. Coś przed nią ukrywał. Podświadomie to wyczuwała. Dlatego nie umiała się przed nim otworzyć.  

                 - Sam sobie odpowiedz, Harry, a najlepiej porozmawiaj z Vivian. Jeśli powie ci prawdę – dodała i wybiegła z korytarza. Nie potrafiła teraz z nim przebywać. Czuła, że się rozpłacze. Tylko ona jedna wiedziała, jak wiele kosztowała ją ta rozmowa. I następnej nie przetrwa. Bała się, że ta współpraca przyniesie więcej cierpienia niż korzyści. Kingsley wpakował ją w nie lada problem. W tym momencie przeklinała dobroczynną naturę mężczyzny. Miała wielką chęć zagrać mu na nerwach. I jeśli tylko nadarzy się okazja, z pewnością tak zrobi.

                 - Hej, Ginny, zgadnij, kto postanowił nas odwiedzić, a zwłaszcza ciebie – usłyszała radosny głos George’a. Nie kryła swojego zaskoczenia. Tuż przed nią stał mężczyzna, z którym była obecnie związana, David Bertone. Nie ukrywała, że ucieszyła się. David należał do czarodziejskiej, włoskiej rodziny. Ich związek wyszedł całkiem spontanicznie i była z nim naprawdę szczęśliwa. Dawał jej to, czego nie umieli dać inni mężczyźni. Przy nim od dłuższego czasu czuła się prawdziwą kobietą. David należał do przystojnych mężczyzn. Wysoki brunet, o ciemnych włosach i cerze. Do tej pory nie zwracała uwagi na urodę mężczyzn, lecz tym razem było zupełnie inaczej. David w jakiś sposób ją urzekł i zdobył, chociaż słyszała, iż nie miał najlepszej opinii. Musiało minąć trochę czasu, nim mu ponownie zaufała. Nie było to dla niej łatwe, ale z czasem opłaciło się.

                 - Witaj, piękna – wyszeptał mężczyzna, gdy wpadła mu w ramiona. Kiedy ją pocałował, poczuła, że będzie lepiej, a przynajmniej miała taką nadzieję. W chwili, kiedy dotknął jej ust, pojawiło się przeczucie, że wszystko będzie dobrze. Z nim u boku mogła znieść każde niebezpieczeństwo. I głęboko w to wierzyła.

*~*~*
                Draco ocknął się z błogiego stanu, czując się dziwnie rozleniwiony. 
                U jego boku spokojnym snem spała Hermiona. Jej nagie ramiona stykały się z jego ciałem, przez co czuł przyjemne podniecenie. Nie sądził, iż wspólny seks okaże się tak wspaniały. Od kiedy pierwszy raz się z nią kochał, miał wrażenie, że jego ciało eksploduje. Gorączkowo pragnął jej całej. Gdy okazało się, że był pierwszym mężczyzną, niespodziewanie dała mu cudowny dar. A potem wszystko zniszczył. Oderwał się od tych wspomnień, tak jak wstał z łóżka. Z jękiem spojrzał w lustro. Ciało pokrywały liczne blizny. Te świeże były bardziej widoczne. Mimowolnie się skrzywił. Wciąż ciężko mu było o nich zapomnieć. Jedynie Hermiona traktowała go z przymrużeniem oka. W ogóle nie zwracała uwagi na wygląd. Taka kobieta była mu potrzebna. Mógł łatwo sprawić, że się w nim zakocha. Tylko, czy mu się uda? Miał wątpliwości. Nie wiedział. Wciąż odczuwał irracjonalny lęk, czy kobieta zdoła mu zaufać. Przypomniał sobie ich pierwszą wspólną noc. Oddała mu się z taką namiętnością i miłością. Czuł, że kocha się z nim całym ciałem i wiedział, że również go pragnie. Miał w swoim młodym życiu bardzo wiele kobiet, lecz żadna z nich nie wywarła na nim aż takiego wrażenia. Ta noc chyba na długo zostanie w jego wspomnieniach. Zdawał sobie sprawę, że nie zapomni o tym i już nie będzie się mógł doczekać powtórki. Naprawdę tego pragnął.

                 - Jestem głodna! – wymamrotała Hermiona, przeciągając się rozkosznie. Nie wyglądała na zawstydzoną jego bliskością. Wręcz przeciwnie. Niezwykle wyluzowała. Obecność Dracona bardzo jej pomagała.

                 - Na co masz ochotę? – zapytał, przeklinając w duchu iż dał wolne Lorinie. Powinien pomyśleć, zanim się zgodził. W ten sposób sam będzie musiał coś ugotować. Prawdziwe wyzwanie.

                 - Może jajecznicę? – odparła w zamyśleniu, podnosząc się. Z uśmiechem obserwował ładne ciało kobiety. Była naprawdę seksowna. Niewiele kobiet mogłoby poszczycić się idealną figurą. Do tych, które znał, zaliczała się tylko Astoria i Pancy. Jedyne, które w jakiś sposób mu imponowały.

                 - Nie wstawaj! – powiedział pospiesznie, widząc, że chciała się ruszyć. – Tym razem pan domu coś przygotuje. Postaram się nie zawieść.

                Hermiona uśmiechnęła się i wróciła do łóżka Tymczasem Draco klnąc pod nosem, skierował się do kuchni. Chyba oszalał, jeśli myślał, iż da radę coś ugotować. Kompletny dureń z niego. Z westchnieniem odnalazł to, czego potrzebował. Jajka, szczypiorek, kiełbasa i patelnia. W ostatniej chwili przypomniał sobie o maśle. Normalnie mógłby użyć czarów, ale nigdy nie był najlepszy w te klocki. Matka zawsze wszystko przygotowywała. Teraz żałował, że nie brał czynniejszego udziału w obowiązkach domowych. Miał nie lada wyzwanie. Udało mu się zapalić ogień i nalać oleju. Następnie rozbił jajka i wrzucił na patelnię. Zdecydowanie coś było nie tak, gdy zorientował się, że wyszła jakaś paćka.

                 - Cholera jasna! – zaklął, widząc, że gotowanie mu się nie powiodło. Próbował zeskrobać jajko z patelni i zacząć od nowa, lecz za nic nie dał rady. Kuchnia stanęła w ogniu. Właśnie w takim chaosie Hermiona zastała Dracona. Wyglądał jak kupka nieszczęść, próbując doprowadzić wszystko do porządku. Z trudem powstrzymała się od  śmiechu. Draco naprawdę się postarał. Była szczerze rozbawiona, widząc całą sytuację, chociaż szybko ogarnął ją niepokój. Ręka Malfoya krwawiła i to dość poważnie. Mieli już chyba dość problemów, a przecież teraz miało być lepiej. Odruchowo wygrzebała różdżkę i sprawnie się tym zajęła. Kuchnia została posprzątana, rana opatrzona, a śniadanie zrobione. Draco nie wyglądał na zbyt zachwyconego. 

                 - Musiałaś wszystko zepsuć – mamrotał pod nosem, zajadając się śniadaniem. – Chciałem zrobić ci niespodziankę.

                 - Mogę ci udzielić kilka lekcji gotowania – zaśmiała się, wyraźnie rozbawiona. Odkryła, że już od bardzo dawna taka nie była. Przy Draconie ożywała na nowo. Przyłapywała się również na tym, że zaczyna coś do niego czuć. Ten mężczyzna sprawiał, że odkrywała siebie i własne uczucia. Trochę ją to niepokoiło. Nie chciała się w nim zakochiwać. Wolałaby zostać tak jak teraz. – Mamy jakieś plany na dzisiaj?

                Draco zamyślił się. Właściwie nie miał żadnego pomysłu, gdy nagle przypomniał sobie o festynie. Co roku odbywał się w miasteczku. Przynajmniej tak było za jego czasów. Matka również o nich opowiadała. To jakaś taka specjalna tradycja. Dożynki. Idealny pomysł. Oboje się odprężą i zapomną o ciężkich przeżyciach. Zasługiwali na to.

                 - Myślę, że mam pomysł – powiedział po chwili, odkładając widelec. Najadł się do syta i mógł śmiało zacząć dzień. Był ciekaw, co jeszcze potrafi Granger jako mugolka. Niechętnie przyznawał, że mu imponowała. Kiedyś była jego wrogiem. Dzisiaj łączył ich dziwny sojusz. – Bądź przygotowana za pół godziny. Załóż coś lekkiego. Zapowiada się upalny dzień.

                 Pokiwała głową z zadowoleniem. Ciekawiło ją, co wymyślił i nie mogła się tego doczekać. Draco również się przebierał, a on zeszła na dół. Nigdy specjalnie nie przejmowała się swoim wyglądem, ale dzisiaj chciała wyglądać trochę elegancko. Głównie dlatego zrobiła sobie makijaż. Zaskoczył ją dzwonek do drzwi. Nikogo się tu nie spodziewali. Właściwie to nikt również nie miał prawa wiedzieć, gdzie ich szukać. Ostrożnie otworzyła drzwi. Powinna najpierw poczekać na Dracona, lecz ciekawość zwyciężyła. Nie kryła swego szoku, widząc przed drzwiami elegancką i piękną Narcyzę Malfoy, a wkrótce, tak jak wedle pogłosek, Snape’a.  

                 - Hermiona Granger – odezwała się Narcyza z lekkim przekąsem, wyraźnie pokazując swoją niechęć. Nie chodziło o to, że nie lubiła młodej Gryfonki. Zawsze traktowała ją z dystansem. Przeczuwała, że może być ona przyczyną kłopotów syna, którego tak bardzo chciała chronić. Teraz już nie musiała, ale przez to, co mu się przytrafiło, była bardziej czujna. Wiedziała, że niebezpieczeństwo czaiło się dosłownie wszędzie. Każdy mógł być ich wrogiem. – Mogłam podejrzewać, że tu cię znajdę.

                 - Przyszła pani do Draco? – zapytała Hermiona trochę drżącym głosem. Bała się tej kobiety. Nie wiedziała, skąd ten irracjonalny strach. W końcu Narcyza zajmowała się nią, kiedy po torturach próbowała dojść do siebie. Ta kobieta opatrywała rany i traktowała ją jak córkę. Dzięki niej jakoś zdołała przetrwać trudne chwile.  

                 - Właściwie to nie – przyznała, nie kłamiąc. Narcyza należała do ludzi, którzy lubili grać w otwarte karty. Ponad wszystko ceniła w sobie szczerość. Kolejny powód, dla którego rozstała się z mężem. Zbyt wiele razy ją okłamał i zadał ból. Chciała, by jej syn uniknął takiego rozczarowania. Życzyła mu wszystkiego, co najlepsze. – Przyszłam porozmawiać z tobą, jeśli można. – Hermiona poczuła nagły przypływ niepokoju. Coś jej podpowiadało, że rozmowa z Narcyzą nie będzie należała do łatwych. Najchętniej wyniosłaby się stąd, lecz nie należała do tchórzy. Postanowiła stawić czoła wyzwaniu i miała nadzieję, że wyjdzie z niego obronną ręką.

*~*~*
                Obserwował ich z oddali.
                Wiedział, że matka jest bardzo chora. Chciałby być z nią w tym momencie, lecz niestety nie było to możliwe. Wybrał swoją własną drogę. Nie sądził tylko, że będzie mu tak trudno. Zaszedł już tak daleko i wiedział, że nie może się wycofać. Podjął decyzję w chwili, gdy stanął po tamtej stronie. Należała ona do ostatecznych. Odruchowo zacisnął dłoń na medalionie. Przypomniał sobie moment, w którym go otrzymał.

 W czasie podróży strasznie pokłócił się z Harrym. Uważał go za przyjaciela, ale wciąż był przekonany o tym, że Harry podkochuje się w Hermionie. Nie wiedział, dlaczego miał dziwne wrażenie, że coś ich łączy. Jakby coś nim wówczas zawładnęło. Wtedy jeszcze z tym walczył, a potem, gdy uciekł, został ranny. Długo dochodził do siebie. Prawie umierał, gdy spotkał Bellatriks Black i jej męża. Wyglądała na całkiem zadowoloną, gdy go zobaczyła. On wręcz przeciwnie. Przerażenie ściskało go w żołądku. Próbował się unieść, lecz nie potrafił.

 - Pomocnik Pottera – zaśmiała się. Zapamiętała chłopaka po spotkaniu w Ministerstwie. Potraktował ją niezbyt przyjemnym zaklęciem. Miała wielką chęć zrobić mu to samo. Nie wzruszał ją widok cieknącej krwi. Wręcz przeciwnie. Wyglądała na bardzo zadowoloną. – Właściwie to jego niewolnik.

 - Myślę, że mam pewien pomysł, jak go wykorzystać – przyznał szczerze Regulus. Plan przyszedł mu do głowy całkiem spontanicznie i był z niego zadowolony. Gdy powiedział o wszystkim Bellatriks, ona również. W ten sposób upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu. Właśnie czegoś takiego oczekiwała.

 - Bierzemy go zatem! – zdecydowała. Nim Ron zdążył zaprotestować, rzucono na niego zaklęcie i stracił przytomność. Obudził się dużo później w nowym i gustownym pokoju. Był całkowicie zaskoczony. W pierwszej chwili nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Wszystko wydawało mu się być inne i jakieś takie eleganckie. Zauważył również, że jego rana została wyleczona. Ostrożnie podniósł się z łóżka. Jak przez mgłę pamiętał ostatnie wydarzenia. Odruchowo dotknął szyi. Wyczuł medalik, którego nie znał. I czuł nienawiść. Tak silną, jakby nie należała do niego. Nie potrafił określić tego uczucia. Dosłownie wszystko w nim się kłębiło.

 - Jesteś pewna, że podjąłeś dobrą decyzję? – usłyszał znajomy głos, kiedy wychodził z sypialni. Dom zrobił na nim ponure wrażenie. Z miłą chęcią opuściłby go jak najszybciej.

 - Tak – odparł nieznajomy męski głos. Jego właściciel wydawał się być całkowicie przekonany o swoich racjach. Ron wzdrygnął się. Ten mężczyzna wzbudzał w nim strach. – Myślę, że temu podoła. Sama zobaczysz. Jest taki łatwowierny. Będzie jadł nam z ręki.

 - Nie jestem do końca przekonany! – Ron pewnym krokiem wszedł do salonu. Czuł się, i wyglądał, o wiele lepiej. – Jesteście poszukiwanymi przestępcami. Bellatriks i Regulus Black.

 - I co masz zamiar z tym zrobić? – zapytała Bella wyzywającym tonem. Ron pokręcił głową. Powinien się oprzeć i walczyć. Przecież wiedział, że są źli. A jednak nie potrafił. Coś dziwnego nim kierowało.

 - Chciałbym się do was przyłączyć – odpowiedział zdecydowanym tonem. W tym momencie przypieczętował swój los.

Oderwał się od wspomnień i wlepił wzrok w dom. Nora wyglądała jak za dawnych czasów, chociaż teraz była trochę ulepszona. Dzięki zarobkom George’a udało im się stanąć na nogi. Równie mocno pomagali Fleur i Bill. Nawet Ginny przysyłała pieniądze. Słyszał, że wróciła. Najmłodsza z rodzeństwa i jedyna dziewczyna w rodzinie. Czuł dziwną pustkę w sercu. Jakby tęsknotę, której nie umiał opisać. Sam nie wiedział, co właściwie o tym wszystkim myśleć. Zagubił się, a droga, na jaką trafił, nie miała furtki powrotnej.

 - Pragniesz wrócić do rodzinnego gniazdka, Weasley? – usłyszał drwiący głos za sobą. Odwrócił się i skrzywił. Mężczyzna, który zakradł się za jego plecami, był ostatnim, jakiego pragnąłby ujrzeć. Daniel Malfoy. Czarna owca w rodzinie. Jedyny, który pozostał wierny mrocznym ideom. Uciekł z przesłuchania, oderwał od rodziny i przyłączył do buntowników. W niczym nie przypominał swojego brata. Całkowicie zmienił wygląd. Jego włosy stały się czarne. Jedynie stalowe oczy świadczyły o przynależności do tego szlachetnego i starego rodu. Nie przepadał za nim, ale często musiał znosić towarzystwo mężczyzny.

 - Obserwuję ich z rozkazu Belli – skłamał gładko. Liczył, że Daniel nie będzie tego sprawdzał. Mężczyzna zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony i pokręcił głową. Zauważył wychodzących z domu Ginny i George’a. Od razu wyciągnął różdżkę. – Mam ochotę sprawdzić twoją przynależność do nas. Wciąż ci nie wierzę.

 - Co chcesz zrobić? – zapytał ostrożnie. Mężczyzna jedynie pokręcił głową i zniknął. Teleportował się przed George’em i Ginny, ciskając w nich zaklęciem atakującym. Zaskoczeni, nie zdążyli się obronić. George w ostatniej chwili zasłonił siostrę swoim ciałem. Ron zaklął pod nosem i rzucił się w ich stronę. – Oszalałeś? Nie czas, by się bawić.

 - Ron? – dotarł do niego słaby głos Ginny. Zauważył krew cieknącą z jej głowy. Została ranna. Poczuł przypływ braterskiego instynktu. Chciałby ją chronić, lecz coś go zablokowało. Uśmiechnął się cynicznie i wyciągnął różdżkę. Był gotowy na wszystko.

- Witaj, siostrzyczko! Tęskniłaś? – zapytał i rzucił zaklęcie Crucio. Ginny zwinęła się z bólu. Z gardła dziewczyny wydobył się krzyk. Myślała, że oszaleje od tego wszystkiego. Własny brat. Wciąż ledwo to do niej docierało.

 - Ron, przestań! – Słaby głos George’a docierał do niej jakby z oddali. Ron odwrócił się i spojrzał w stronę brata. W oczach mężczyzny nie było widać cienia litości.

 - Chcesz mojej wierności, Malfoy? – syknął gniewnie. – Avada Kedavra! – Mordercze zaklęcie wypowiedziane przez Rona uderzyło w mężczyznę. George osunął się na ziemię. Jego martwe oczy pozostały szeroko otwarte z przerażenia. Ginny wydała z siebie okrzyk bólu i rozpaczy. Nim sięgnęła po różdżkę, oboje zniknęli.

 - Zabiłeś go! – Malfoy pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się tego. Był pewien, że Weasley tylko udaje, a tymczasem? Takie zaskoczenie. A jednak został jednym z nich. – Właśnie przypieczętowałeś swój los.

 - Zrobiłem to dawno temu – przyznał Ron bez cienia uśmiechu w oczach. Tak właśnie czuł. Sprzedał swoją duszę bez szansy powrotu.

*~*~*


                Hermiona nie spodziewała się, że za pomocą Draco Malfoya spędzi jeden z najpiękniejszych dni w swoim życiu.

                Jarmark, na który się wybrali, był niesamowitym miejscem pełnym nowych smaków, zapachów i wspaniałej muzyki. Chociaż wychowała się w rodzinie mugolskiej, nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyła. Była zafascynowana. Z radością w oczach obserwowała wyroby własnej roboty: od jedzenia po sweterki, sukienki i tym podobne rzeczy. W tle grała regionalna muzyka i występowali miejscowy aktorzy.

                 - To jest wspaniałe – mówiła z buzią pełną waty, obserwując wszystko wokół. Śmiała się do rozpuku z tańczącego w rytm muzyki psa i wystraszyła się, widząc mężczyznę połykającego ogień.

Draco obserwował ją z dziwnym uczuciem w środku. Nie umiał powiedzieć, co nim kierowało w tym momencie. Ta kobieta fascynowała go tak samo jak kiedyś. Niezwykła siła, która z niej emanowała, wciąż należała do potężnych. Powróciła dawna gryfonka, która nie bała mu się przeciwstawić. Zawsze miał wrażenie, że jest przy niej trochę gorszy i często doprowadzało go to do szału. Nie umiał również poradzić sobie z rosnącym do niej uczuciem. Zdecydowanie dla niego było tego zbyt wiele.   

 - O czym myślisz? – zapytała cicho, widząc, iż mężczyzna jest bardzo oddalony od niej. Przez cały czas, gdy ona z fascynacją obserwowała wszystko dookoła, on słowem się nie odezwał. Wyglądał, jakby był wręcz był znudzony. Trochę ją to niepokoiło. Czy aby nie przez nią? Ciężko było jej powiedzieć. Za tym mężczyzną nie dało się nadążyć w żaden sposób.

 - Masz ochotę postrzelać z łuku? – zapytał, wskazując palcem na stoisko z łukami. Nie był gotowy na zwierzenia. Nadejdzie moment, w którym się zdecyduje, ale jeszcze nie teraz. Potrzebował czasu, by poukładać swoje własne życie. Jedyny plus, że ludzie nie patrzyli na niego jak na dziwadło. Dzięki temu czuł się trochę lepiej i nie musiał zasłaniać twarzy. Zwłaszcza, iż było niezwykle gorąco. Pokiwała głową. Czuła, że to może być całkiem fajna zabawa i nie myliła się. Parę razy nie trafiła, za to Draco okazał się mistrzem. Wygrał jej dużego, pluszowego misia.

 - Nie rozumiem tych mugolskich zabawek – przyznał, obserwując jaka była szczęśliwa. Koszmar, jaki przeszła, odszedł w niepamięć. Chyba powoli zapominała o niebezpieczeństwie, jakie na nią czyhało. On nie mógł sobie pozwolić na taki luksus. Musiał pozostać czujny. W każdej chwili ktoś mógł ich odnaleźć.

 - Dlaczego? – zapytała ze śmiechem, wtulając się w pluszaka. – Przecież jest słodki. Nie słuchaj złego smoka. Jesteś słodkim misiem.

 - Wiesz, że przez ciebie przylgnęło do mnie to przezwisko? – zapytał, wyraźnie rozbawiony.  – Pierwszy raz nazwałaś mnie tak w czasie kłótni. Chyba w czwartej klasie, kiedy podłożyłem Weasleyowi środki odurzające, by nie mógł pomóc Harry’emu. Ale się wściekłaś.

Przypomniała sobie tamten dzień. Ogłoszono wyniki, kto weźmie udział w Turnieju Trójmagicznym. „Jesteś jak smok, który wysysa z każdego wszystko, co najlepsze” — wyrzuciła mu wtedy w przypływie złości. Nie sądziła, iż wszystko potoczy się zupełnie inaczej. Ostatnie lata pokazały, jak mało znała siebie. I wciąż poznawała od nowa.  

 - Pamiętam. – Pokiwała głową. – Nie sądziłam, że tak się ono spodoba. Chyba cię napiętnowałam.

 - Tak – przyznał szczerze. – A Blaise został Diabłem. Idealnie do niego dopasowane. – Przytaknęła rozbawiona. – Wiesz, tak wiele zmieniłaś w moim życiu. Do tej pory uważałem, że klątwa Sloan jest przekleństwem, ale teraz? Sam nie wiem. Wydaje mi się być jakimś zbawieniem. Odkrywam świat z zupełnie innej strony.

 - Gdzie piękno nie jest najważniejsze, prawda? – Zgodził się z nią całkowicie. Wcześniej nie myślał o tym w ten sposób. Sądził, iż nie ma nic ważniejszego od piękna. Uważał, że to ono rządzi światem. Teraz wszystko widział z innej perspektywy. Obserwując dzisiaj starą kobietę na straganie, miał wrażenie, że chociaż czas jej urody dawno przeminął, wciąż jest ona niezwykłą kobietą. Piękno bywa ukryte głęboko. Prawdziwe wyzwanie to fakt, że trzeba znaleźć je w każdym człowieku. I on zaczynał je dostrzegać. Był tym coraz bardziej zaskoczony.  

  - Wracamy do domu? – zapytał, by nie ciągnąć dalej tematu. Ta rozmowa go męczyła i potrzebował chwili spokoju. Oderwania się od własnych problemów. Wrócili do domu w o wiele lepszym humorze niż wcześniej. Lorina obiecała przygotować im wspólną kolację. Hermiona postanowiła założyć coś ładnego. Tym razem to ona uwiedzie Draco Malfoya. Zarumieniła się na samą myśl. Kiedy obudziła w sobie taką rozpustną duszę? Nie miała pojęcia. Seks może być jednak przyjemny. On jej to udowodnił. Była przeszczęśliwa. Tego właśnie potrzebowała. Postanowiła założyć swoją najlepszą suknię. Czarną z wyciętym na plecach dekoltem. Wspaniale podkreślała jej sylwetkę. Włosy pozostawiła rozpuszczone, a powieki i usta ozdobiła eleganckim makijażem. Gdy zobaczyła swoje odbicie w lustrze, oniemiała z zachwytu. Jeszcze nigdy nie wyglądała tak pięknie. Liczyła, że on to doceni. Kiedy schodziła, czuła, jak serce bije jej szaleńczo. Jakby miała iść na pierwszą randkę. Czyste szaleństwo. Usłyszała podniesione głosy. Zeszła na dół i zatrzymała się w salonie. Była zaskoczona widokiem Kingsleya. Wydawał się zmęczony i poirytowany.

 - Hermiono, nie przynoszę dobrych wieści – powiedział ściszonym głosem. Wytężyła słuch i spojrzała na niego poważnym oczami. – W domu Weasleyów doszło do tragedii. Zostali zaatakowani przez młodego Malfoya i pana Weasleya. Niestety George Weasley nie żyje.

Hermiona poczuła się tak, jakby ktoś dał jej w twarz. Uwielbiała obu bliźniaków. Kiedyś miała nic nie znaczący romans z Fredem. Oboje jednak stwierdzili, iż do siebie nie pasują i rozstali się w czystej przyjaźni. Mimo to bardzo cierpiała, kiedy umarł. A teraz nie żył George. Drugi z bliźniaków odszedł na zawsze. Świat już nie będzie taki sam. Tego była niemal pewna.

 - W jaki sposób? – odważyła się zapytać, kiedy już ochłonęła. Usiedli do stołu, zapominając o romantycznej kolacji. Rzeczywistość dała im o sobie znać. Po raz kolejny, gdy myśleli, że się od niej uwolnili. Nic nie trwa wiecznie. Zwłaszcza przyjemności. Co do Daniela Malfoya, unikała go od zawsze. Wiedziała, że był niebezpieczny i zdolny do wszystkiego. Całkiem inny niż jego brat.

 - Ron Weasley go zabił! – Tego się nie spodziewała. Słowa wypowiedziane przez Kingsleya zamroczyły ją. Poczuła, że blednie na twarzy, a świat rozpływa się dookoła. Gdzieś z oddali słyszała poruszone głosy. Oszołomiona, straciła przytomność, osuwając się w ciemność.

*~*~*


Na zakończenie:
Pisałam dość długo i chyba udał mi się ten rozdział.
Wprowadziłam postać Daniela Malfoya, który jeszcze da o sobie znać.
No i wiele tajemnic przed nami. Mam nadzieję, że nie zatraciłam uroku całej historii, ale to wy ocenicie.
Liczę na wasze szczere opinię i pozdrawiam.

Informacyjnie:
Tytuł opowiadania : „Piękna i bestia”
Tytuł rozdziału: „zapomniane uczucia”
Ilość stron: 10
Ilość słów:  5 258