sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 005 „Wilcze szpony”



..gdy ja­kiś skarb znaj­dzie się w niebez­pie­czeństwie:
ktoś mu­si się go wyrzec, ut­ra­cić, by in­ni mog­li go zachować... 
- John Ronald Reuel Tolkien

Kroniki Proroka Codziennego 006:
Hej kochani!
Witam ponownie w kolejnym rozdziale.
Nie mogę uwierzyć, że to już piąty. Bałam się, że szybko porzucę opowiadanie, a tymczasem brnę dalej i mam parę ciekawych pomysłów, by je rozkręcić. Ostatnio również na nowo śledzę losy Harry’ego Pottera. Pragnę sobie przypomnieć tamtą miłość, która wraca, gdy czytałam je po raz pierwszy. I to jest właśnie w tym wszystkim najpiękniejsze. Nie trując dłużej,  zapraszam na coś, co wszyscy czekaliście.
Nowy rozdział.

*~*~*
                Minęło kilka dni od tamtego wieczornego koncertu.
                Przez cały czas Draco schodził Hermionie z drogi i unikał jej. Trochę tego nie rozumiała, ale nie wnikała w szczegóły. Wyraźnie dała mu do zrozumienia, że między nimi nic nie będzie. Tylko czy na pewno tego chciała? Nie miała zielonego pojęcia. Wszystko wydawało się być tak cholernie skomplikowane. Dlaczego życie nie może być łatwiejsze? Wciąż zadawała sobie to pytanie, które pozostawało bez odpowiedzi. Miała dziwne przeczucie, że zamyka się wciąż jakiś krąg i otwiera kolejny. Taka dziwna pętla bez dna.

                 - Powinnam mieć więcej książek, jeżeli mam pomóc złamać rzuconą klątwę – powiedziała któregoś wieczoru do Loreny. Draco udał się do miasta, nic nie mówiąc. Trochę mu zazdrościła, że mógł swobodnie poruszać się po Londynie. Gdyby nie Mitch Calvin, nie musiałaby się ukrywać. Tęskniła za swoją pracą i przyjaciółmi. Nie miała ich zbyt wiele, a ciężkie życie z Ronem odcisnęło na niej piętno czasu, lecz w tym momencie nie przejmowała się tym zbytnio. Czuła na sobie uważny wzrok Loreny, gdy wspomniała o klątwie.

                 - Nie powiedział ci wszystkiego, prawda? – zapytała miękko kobieta. Hermiona pokręciła głową. Mogła się domyślić, że miał tajemnice. Malfoy zawsze lubił wszystko utrudniać i robić pod górkę. To chyba część należąca do cech jego charakteru. Typowy Malfoy z kompleksami. Pod tym względem raczej się nie zmieni. – Wiesz właściwie, dlaczego dostał tę klątwę?

                 - Z powodu Sloan Parker. – Przypomniała sobie to, co jej mówił. – Rzuciła na niego klątwę, kiedy okrutnie z niej zażartował. Ja sama tego nie popieram. Być może była zbyt nachalna, lecz nie zachowała się aż tak, by zrobić bezlitosny dowcip. Najwyraźniej Malfoy uważał zupełnie inaczej. – Nie do końca rozumiała jego tok myślenia. Doprawdy, chwilami strasznie ją irytował.

                 - Sloan była w nim naprawdę zakochana – przyznała niechętnie Lorena. Nie ukrywała, że od samego początku nie ufała tej kobiecie. I miała wrażenie, że para się bardzo niebezpieczną magią. Rzucając klątwę na Dracona, dobitnie to udowodniła. – On jednak od początku wyraźnie pokazywał, że ona nie jest dla niego. Zaklęcie brzydoty nie wzięło się znikąd. Słyszałaś kiedyś historię o „Pięknej i Bestii” ?

                Pokiwała głową. Uwielbiała mugolskie bajki. Mama często czytała je w dzieciństwie. Do jej ulubionych należała „Mała syrenka”. Tą, o której mówiła Lorena, również słyszała. Nawet oglądała film. Poczuła dziwny niepokój.

                 - Chyba nie chce pani powiedzieć, że … - Poczuła, jak dreszcz niepokoju ogarnia jej ciało. Ta klątwa była przerażająca, a zarazem jakże prawdziwa. Czy to możliwe, by Sloan wykorzystała ją w rzeczywistości? Tylko w jaki sposób? Hermiona poderwała się gwałtownie.

                 - Posłuchaj, Hermiono. – Widząc nagłe zdenerwowanie kobiety, Lorena próbowała ją uspokoić. Wiedziała, że Draco nie będzie zadowolony jej opowieścią. Gdyby to od niego zależało, z pewnością nic by jej nie mówił, lecz ona nie mogła postąpić podobnie. Jeżeli ta miłość miała być uczciwa, musiała być taka od samego początku. – On nie chciał ci tego mówić, ponieważ bał się, jak zareagujesz. Łączy was ponura przeszłość, o której ciężko będzie zapomnieć. Nie tylko tobie, ale jemu również. Skrzywdził cię bardzo, ale musisz mi uwierzyć, że naprawdę cierpiał męki. Ta klątwa jest rodzajem odkupienia. Jeżeli znajdzie prawdziwą miłość, zdoła ją złamać. Tylko w ten sposób wszystko odwoła.

                 - Chciał mnie wykorzystać! – Hermiona nie mogła w to uwierzyć. Była poruszona tym wszystkim i oszołomiona. Musiała ukoić nerwy. Nie przejmując się niczym, wybiegła z domu. Chociaż zapadał zmierzch i nie znała okolicy. Być może ten ruch był lekkomyślny z jej strony, ale nie dbała o to. Musiała się uspokoić. W tym momencie nie przejmowała się, co z nią się stanie. Chociaż Lorena krzyczała za nią, zignorowała ją.

                 - O tej porze powinna panienka uważać – usłyszała słowa stajennego. – Lasy bywają niebezpieczne. Niedługo wróci panicz Malfoy. Może lepiej poczekać na niego?

                 - Nie! – zdecydowała, dosiadając konia. – Muszę uciec stąd choć na chwilę! – Chwyciła wodze i wyjechała stępem. Nie czuła się najlepiej w siodle, lecz próbowała ukryć swój strach. Samo zwierzę również wydawało się być podenerwowane. Zaczynała myśleć, że być może faktycznie popełniła błąd. Przecież nigdy nie była lekkomyślna. To on. Draco Malfoy jest wszystkiemu winien. Przez niego zawsze traciła rozsądek. Już kiedyś jej pokazał, jaką naiwną jest idiotką. Teraz chyba po raz kolejny się o tym przekonywała.

                 - Chyba powinniśmy wracać do domu – szepnęła do zwierzęcia, gdy wjechawszy kawałek w las, dotarło do niej, że za bardzo się oddaliła. Najpierw usłyszała warknięcie. Dobiegało jakby znikąd. Dopiero po chwili zobaczyła, że obserwują ją dwie pary zimnych i niebezpiecznych oczu. Potem ślepi pojawiło się znacznie więcej. Koń zaczął się nerwowo poruszać. Hermiona próbowała uspokoić zwierzę, lecz bezskutecznie. Zarżał gwałtownie i uniósł się na dwóch nogach, zwalając ją z grzbietu. Poczuła ostry ból. Żałowała, że nie ma przy sobie różdżki. Była tak poruszona odkryciem prawdy o klątwie, że nie myślała nawet, by ją wziąć. Ostatecznie mieli żyć tutaj jak zwykli ludzie. Różdżka sprawiłaby, że za bardzo by ją korciło do użycia magii. Warczenie robiło się coraz głośniejsze. Jęknęła, przeklinając w duchu swoją głupotę. Czuła, że jest otoczona ze wszystkich stron! 

                 - Granger, ty idiotko! – z oddali dotarł do niej ostry głos Malfoya. Chyba nigdy w swoim życiu nie ucieszyła się tak na jego widok jak w tym momencie. Chciała coś krzyknąć, ale zwierzę rzuciło się w jej stronę. Poczuła ból zatapianych kłów w nadgarstku. – Drętwota! – padło głośno wypowiedziane zaklęcie. Wystarczyło, by Draco znalazł się tuż przy niej. Tym razem wilki skupiły swój atak na nim. O to właśnie mu chodziło. Dawał Hermionie szansę ucieczki. Powinna ją wykorzystać, lecz nie potrafiła. Nie chciała go zostawiać. Wilki atakowały go ze wszystkich stron. Ich pazury wbijały mu się w ciało. Różdżka wypadła mu z ręki. Czuł, że dłużej nie da rady opierać się ich agresji. 

                 - Nie! – wykrzyknęła Hermiona. Chociaż była wściekła, nie życzyła mu tak okrutnego losu. W ostatniej chwili chwyciła za różdżkę. Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek będzie zmuszona wypowiedzieć to zaklęcie. Niestety, w tym momencie nie miała wyjścia. Tylko w ten sposób mogła go uratować. – Avada Kedavra – wyszeptała zdławionym głosem. Zaklęcie miało swoją moc. Błysnęło zielone światło i uderzyło z całą mocą w rzucające się wilki. Stworzenia upadły z głośnym rykiem. Ich ciała zastygły bezruchu. Ostatkiem sił Hermiona chwyciła półprzytomnego Dracona. Cały krwawił. Musiała mu pomóc. – Zabiorę cię stąd! – Chwyciła go za rękę. Jego uścisk był coraz słabszy. Miała wrażenie, że mężczyzna oddychał wolniej. Nie mógł umrzeć. Nie, poświęcając się dla niej. Ledwie teleportowała się do domu, gdy osunęła się osłabiona. Z oddali zaczęły dochodzić do niej jakieś głosy, lecz nie zwracała na nie uwagi. W tym momencie wszystko przestało mieć znaczenie.

*~*~*
                Chociaż minęło kilka dni od spotkania z Harrym, nie umiała przestać o nim myśleć.
                Nie spodziewała się, że ich przypadkowe spotkanie wywoła w niej aż takie uczucia. Była pewna, że przy Paulu całkowicie wyzbyła się przeszłości. Pozwoliła sobie na zapomnienie. Tymczasem okazywało się, że nie do końca. Powrócił znajomy ból, którego nie mogła zignorować. Odruchowo dotknęła brzucha. Często śniła o malutkiej dziewczynce. Córeczka, która nie miała szansy na przeżycie. Coś jej podpowiadało, że to będzie ona. Podobno Molly Weasley też miała taki dar. Umiała przewidzieć płeć dziecka, zanim się urodziło. Wierzyła, że ona również go dostała. Dałaby córeczce na imię Haylley. Jakoś takie zawsze najbardziej jej się podobało. Kiedyś czytała o czarownicy o tym mianie, która poświęciła w imię miłości. Nie chciała zdradzić ukochanego, który był czarownikiem i zamiast niego spłonęła na stosie, nie doczekawszy się sprawiedliwego procesu. Z zamyślenia wyrwał ją hałas w kuchni. Wynajmowała niewielkie mieszkanko, które całkowicie jej odpowiadało. Nie potrzebowała większego splendoru. Zawsze należała do osób samowystarczalnych i nie zamierzała tego zmieniać. Zdziwił ją widok sowy z Ministerstwa. A jednak z niej nie zrezygnowali. Przeklęty Kingsley. Najwyraźniej nie zamierzał się poddawać. Żałowała, że dała mu jakąkolwiek nadzieję. Wolałaby grać w Quidditcha, ale może faktycznie nadeszła pora na zmiany? Musiała o tym dobrze pomyśleć, ale mężczyzna postanowił nie dawać jej czasu. Wyraźnie zażądał spotkania na dzisiaj i to za dwie godziny. Klęła w myślach, jakby mu tu odmówić, ale nie miała żadnego racjonalnego pomysłu. Dlatego chcąc nie chcąc, godzinę później ruszała w drogę do Ministerstwa. Ubrała się zwyczajnie. Nie chciała pokazywać, że w jakiś sposób jej zależy.

                 - Mogę wiedzieć, po co to nagłe wezwanie? – zapytała, nie kryjąc swojej złości. Kingsley roześmiał się pod nosem, widząc, że wciąż pozostawała taka sama. Harda i zadziorna. Należała do rzadkiego gatunku kobiet. Kiedy tylko ją poznał, po raz pierwszy uwierzył, że osiągnie sukces. Jedyna córka Molly i jak najbardziej nieugięta. Od dawna śledził karierę dziewczyny i był z niej naprawdę dumny. Kiedy trafiła pod jego opiekę w czasie walki z Voldemortem, spotkał zagubioną w sobie młodą kobietę, która zbyt wcześnie musiała dorosnąć. Dopilnował, by czuła się jak najlepiej w jego domu i nie liczył na wdzięczność. Chciał po prostu mieć najlepszych. Kiedy otrzymał stanowisko Ministra Magii, zbierał swoją drużynę. Wiedział, że zło nigdy do końca nie zostało pokonane. Wciąż będzie chciało walczyć i zdobywać ich poukładany świat.  Teraz również. Dlatego nie mógł liczyć na przypadki.

                 - Usiądź. – Gestem zaprosił ją, by zajęła miejsce przy biurku. Zauważyła, jak bardzo zmieniło się w gabinecie. Kingsley dbał przede wszystkim o prostotę i wygodę. Uśmiechnęła się do wspomnień, jakie wyniosła z krótkiego pobytu w jego domu. Czuła się tam naprawdę bezpiecznie.  – Przepraszam za takie nagłe wezwanie. Pewnie miałaś jakieś inne plany?

                Pokręciła głową. Poza tym, że obiecała Woodowi wpaść na boisko i popatrzeć, jak wyglądają treningi. Do tej pory nie miała okazji. Ponadto, jeszcze nie zdecydowała o swojej przyszłości. Nie lubiła być ponaglana. Potrzebowała trochę czasu. Najwyraźniej nie mogła go dostać.

                 - Nieważne. Proszę, powiedz, o co chodzi. Widzę wyraźnie, że jesteś zdenerwowany.

                Przed Ginny niełatwo cokolwiek ukryć. Kingsley westchnął ciężko. Ostatnio wciąż miał jakieś problemy. Zaczynał doceniać pracę w Ministerstwie, kiedy był zwykłym aurorem. Wszystko wydawało się jakieś łatwiejsze. Teraz musiał sporo się napracować, żeby wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Jednak nie każdy był zadowolony z jego pracy. Niejednokrotnie musiał walczyć, by zachować stanowisko.

                - Daj mi chwilę. Poczekamy na drugą osobę i wtedy dopiero zaczniemy spotkanie – mówił dość tajemniczo i wydawał się być zdenerwowany. Wszystko wyjaśniło się piętnaście minut później, gdy po pukaniu do gabinetu wszedł Harry Potter. Ginny jęknęła oszołomiona. Kompletnie się tego nie spodziewała. To była ostatnia osoba, jaka mogła tu w ogóle trafić. Poderwała się gwałtownie, ale zaraz usiadła, uświadomiwszy sobie, że jej zachowanie jest głupie.

Sam Harry wyglądał na równie zaskoczonego co ona. Niepewnym krokiem podszedł do nich i usiadł we wskazanym miejscu.

 - Co tu jest grane? – zapytał podobnie jak na początku Ginny. Kingsley zaśmiał się nerwowo.   

 - Wezwałem was do siebie, gdyż potrzebuję pomocy – odparł rzeczowym tonem. Szybko ukrył pod maską zdenerwowanie. Nawet jeśli prywatnie byli przyjaciółmi, teraz musiał zachowywać się jak profesjonalista. – Słyszałem, że Hermiona jest w niebezpieczeństwie. Teraz ma zapewnione schronienie, ale nie może cały czas się ukrywać. Chodzi o coś jeszcze. Nie mam pojęcia o co, lecz czuję, że nadchodzi coś większego. Śmieciożercy szykują kontratak. Tego jestem pewny.  

 - Tak  myślisz? – zapytała cicho Ginny. Nie słyszała plotek, ale o Hermionie wiedziała. Kiedyś przyjaciółka zwierzyła się jej ze swojej przeszłości. Była chyba jedyną osobą, która wiedziała o jej związku z Draco Malfoyem. Trochę ją ta sprawa dręczyła. Czuła, że ponowne spotkanie tych dwojga nie doprowadzi do czegoś dobrego. – Co zatem może być z tym związane?

 - Nie mam pojęcia. – Kingsley bezradnie rozłożył ręce. – Mówią o bardzo dużych ofiarach. Najbardziej zagrożone osoby weźmiemy pod ochronę, lecz nie możemy być wszędzie. Jest nas zbyt mało.

 - Co to ma wspólnego z nami? – odważyła się pierwsza spytać Kingsleya, chociaż już podejrzewała odpowiedź. I wiedziała, że ze względu na przeszłość nie da rady mu odmówić. Przeklinała się w duchu, że była aż taka dobra.  

 - Jesteście najlepsi w branży. Harry ma potężną dawkę magii i potrafi więcej niż przeważająca część naszych aurorów. Ty sama należałaś do Gwardii Dumbledore’a. Jesteś sprytna i masz sporo doświadczenia w wale. Nie będę owijał w bawełnę. Potrzebuję waszej pomocy.

 - Chcesz, żebyśmy współpracowali razem? – W głosie Ginny słychać było wyraźne przerażenie. Nie wyobrażała sobie takiej sytuacji, w której miałaby pracować z Harrym. W żaden sposób. Chyba spełniał się jeden z jej najgorszych koszmarów.  

 - Tak. Dla ciebie, Harry, mam pierwsze zadanie. Musisz zwerbować Notta. Wiem, że zaczął nowe życie, ale kiedyś był Śmierciożercą. Jego stare kontakty i pomoc mogą być dla nas bardzo przydatne.

Harry, nie do końca przekonany, pokiwał głową. Wiedział, o czym myślała Ginny. On podchodził do tego w podobny sposób. Na samą myśl o tym był przerażony. Ginny należała do kobiet, które naprawdę kochał ponad wszystko. Jeszcze żadnej nie oddał tak serca. Jego związki ginęły bez porównania z tą jedyną.

 - Nie wiem, czy to będzie takie łatwe – mruknął niezadowolony, wcale tego nie ukrywając. – Nott, jak wspomniałeś, jest zajęty. Astoria spodziewa się jego dziecka. Nie będzie chciał pan, by malec został bez ojca, zanim nauczy się chodzić.

Kingsley nie chciał. Przez chwilę uparcie mierzyli się z Harrym wzrokiem. To było bardzo trudne wyzwanie. Obaj doskonale zdawali sobie z tego sprawę.

 - W porządku. Powiedz tylko resztę swojego planu – odparł Potter zrezygnowany. Po chwili Kingsley zaczął mówić. Ginny miała wrażenie, że to sen. Na jeden moment zapragnęła znów znaleźć się w Hogwarcie, gdzie wszystko wydawało się być łatwiejsze.

*~*~*
Hermiona powoli otworzyła oczy.
Pomału i ostrożnie podniosła się. Wszystko dookoła zaczęło wracać do normy. Poderwała się od razu, gdy pomyślała o Draco. Musiała zobaczyć, co się z nim stało. Pospiesznie ubrała czyste ciuchy i zeszła na dół. W salonie zobaczyła Lorenę w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Wydawał się być nieco starszy. Jego poważne oczy spoczęły na niej, gdy tylko weszła. Nie mogła stwierdzić, jakie wrażenie wywierał. Najpierw musiała kogoś poznać, by potem móc ocenić. Zawsze taka była.

 - Loreno, kto to jest? – zapytała z miejsca, nie przejmując się formalnością. Za bardzo martwiła się o Dracona. Poświęcił się dla niej i uratował jej życie. Bez niego nie dałaby rady ze wszystkim. Mimo tego, iż chciał ją wykorzystać. Właściwie, czy potrzebnie się tak unosiła? Przecież nie zrobił nic szczególnie złego. Chciał, żeby go pokochała, by złamać klątwę. Tylko co by się stało, gdyby nie odwzajemnił tego uczucia? Z pewnością miałaby wówczas złamane serce. Jęknęła ze zgrozą, nie wiedząc, co właściwie robić. Odsunęła od siebie te myśli. Potem będzie się zastanawiać. Teraz najważniejszy był Draco. Musiała wiedzieć. Nawet najgorszą prawdę o jego stanie.

 - To doktor Adam Barton – wyjaśniła Lorena i spojrzała pytająco w stronę lekarza. Pokiwał głową i zaczął opowiadać o stanie pacjenta. Mówił rzeczowym i stanowczym tonem. Przypominał jej medyków ze szpitala, w którym pracowała. Poczuła tęsknotę za tamtym miejscem i dawnym życiem. Zignorowała ją i uważnie spoglądała na mugolskiego lekarza. Nie chciała pominąć nic z tego, co mówił.

 - Z pewnością dojdzie mu sporo nowych blizn. Stan jego ciała był straszny. Nigdy czegoś takiego wcześniej nie widziałem – wyjaśniał łagodnym głosem doktor. Jego słowa nie wydawały się być zbyt pocieszające. Widziała tylko część ciała Dracona i ciężko jej było stwierdzić, jak wyglądało dalej. Wszystko jednak wskazywało na fakt, iż zaklęcie Sloan jest niezwykle okrutne. Pomyślała, że powinna porozmawiać z tą czarownicą. Nie mogło tak dłużej być. – Jednak rany po ugryzieniach, chociaż dość ciężkie, dały się wyleczyć. Zszyłem je bardzo dokładnie. Młody panicz powinien dojść do siebie.

 - Dziękuję, doktorze Barton – powiedziała Hermiona z niezwykłą ulgą. – Nie spodziewałam się, że lasy są tak niebezpieczne o tej porze. Wilki to straszne wspomnienia. – Wzdrygnęła się wspominając, co zaszło. Pamiętała o jeszcze jednym wilku, a właściwie wilkołaku. Spotkanie z nim również mogło się zakończyć tragicznie. Mieli w swoim krótkim życiu naprawdę sporo szczęścia. – Nie wiem, co bym bez pana zrobiła.

 - Wydarzyła się jedna zabawna sprawa – oznajmił w pewnym momencie. – Właściwie nie do końca zabawna, ale zwracająca uwagę. Wilki, które nam przeszkadzały i utrudniały życie, zostały zabite. Okazało się, że dwoje z nich było wściekłych. Na szczęście chyba nie podrapały one twego przyjaciela, ale na wszelki wypadek czekają go zastrzyki. W takich wypadkach lepiej dmuchać na zimne.

 - To prawda – zgodziła się z nim Hermiona, oddychając z ulgą. Dobrze, że urodziła się w świecie mugoli. Dzięki temu wiedziała, jak się w nim poruszać. Pożegnała doktora, zapewniając, że z pewnością zgłoszą się do niego jeśli wystąpią komplikacje. W tę noc musieli przy nim czuwać. Hermiona zapowiedziała się jako pierwsza. Pokój Dracona mieścił się w końcu korytarza. Kiedy weszła do środka, mężczyzna spał. Wyglądał blado i mizernie. Zauważyła na jego głowie fachowo zawiązany bandaż. Przysiadła w rogu łóżka. Czuła się winna za to, że znalazł się w niebezpieczeństwie. Gdyby nie jej idiotyczne zachowanie, nie doszłoby do tego. Wciąż tak sobie powtarzała. I wiedziała, że poczucie winy się nie zmniejszy.

 - Wszystko będzie dobrze – powiedziała do niego z czułością w głosie. Chwyciła go za rękę i odruchowo pogłaskała. Wspomnieniami odpłynęła w przeszłość. Nie chciała o niej myśleć. Ostatnio cienie minionych chwil coraz częściej same do niej napływały. Znów stała się Gryfonką. Miała szesnaście lat, a ten rok miał być najbardziej niesamowity w jej życiu.

 Hogwart był jej drugim domem. Uwielbiała to miejsce, chociaż z początku wcale nie było tak kolorowo. Musiało minąć dużo czasu, nim udało jej się zaklimatyzować. Zyskała dwóch najlepszych przyjaciół. Rona i Harry’ego. Przez lata trzymali się razem. A potem? Potem przyszła miłość. Z początku nieśmiało zapukała do jej drzwi. Niechciana i nieplanowana. Pokochała osobę, która była jej największym wrogiem. Kiedy to się stało? Nie umiała powiedzieć. Najpierw Draco uratował ją z rąk Mitcha Calvina. Zbyt dobrze pamiętała tamten wieczór. Wracała sama do Pokoju Wspólnego. Harry i Ron byli na treningu, a ona źle się czuła. Tego wieczora postanowiła odpocząć w domu. Calvin od samego początku nie dawał jej spokoju. Miała wrażenie, że wciąż za nią podążał. Od kiedy odmówiła mu przespania się z nim, wciąż za nią łaził.

 - Proszę, proszę, panna Granger. – Micth uśmiechnął się na jej widok. Jego obleśny uśmiech przeraził ją. I ta pewność w oczach.

 - Czego chcesz? – zapytała, próbując zachować twarz. Wiedziała, że będzie jej ciężko. Gdy wyciągnął różdżkę, wzdrygnęła się. Swoją jak zwykle zostawiła. W Hogwarcie zawsze czuła się bezpiecznie. Nie sądziła, że może jej coś grozić. Jakże głupio postąpiła ze swojej strony.  

 - Powinnaś grzeczniej się odzywać do lepszych od siebie. W twoim wypadku „panie” jest najlepszym wyjściem – rzucił zjadliwie. Dumnie uniosła głowę. Nie miała zamiaru mu się poddawać.

 - Chyba kpisz! – rzuciła chłodno. – Szukaj naiwnych wszędzie indziej, ale nie tutaj! – Ledwie wypowiedziała te słowa, a uderzyło w nią zaklęcie. Zakazane zaklęcie. Zwaliło ją z nóg. Ból, który poczuła, powalił ją na kolana w dosłownie jednej chwili. Nie zdążyła się przed nim obronić, gdy chwycił ją za włosy i pociągnął gdzieś w stronę pustej klasy. Dookoła nie było nikogo. Nikt jej nie pomoże. Tym razem nie zdoła się przed nim obronić.  

 - Dzisiaj będziesz moja! Poczujesz w końcu, czym jest prawdziwy facet! – syknął jej do ucha. Broniła się przed nim, jak tylko mogła. Drobne ciosy, którymi go obrzucała, nie działały jednak w ogóle. Był od niej silniejszy. Bardziej niebezpieczny i zdecydowany. Jednym ruchem rozerwał bluzkę, odsłaniając kształtne piersi. Krzyknęła, gdy brutalnie ścisnął jedną z nich. Była całkowicie skazana na jego łaskę. Dotykał jej i pieścił. Zawsze wierzyła, że swój pierwszy raz przeżyje z ukochanym mężczyzną. Jakże się pomyliła. Wszystko się zmieni.
 - Zostaw ją! – Niespodziewany krzyk sprawił, że Calvin wypuścił ją z żelaznego uścisku. Zaskoczony odwrócił się w stronę, z której dobiegał głos. Ze zdumieniem zobaczył w drzwiach Dracona Malfoya. Z różdżką w ręku. – Odsuń się i wynoś! Nie będę dwa razy powtarzał.

 - A może mały podział? – zaproponował, z początku nie zważający na ostry ton chłopaka. – Sprawimy wiele przyjemności Grangerównie.

  - Jesteś głupi czy tylko udajesz? Zmiataj, bo inaczej załatwię tę sprawę! – zarządził. Calvin wiedział, że nie warto zadzierać z Draconem, dlatego odpuścił. Odszedł, niechętnie zostawiając dziewczynę samą z Draconem.

 - Dlaczego mi pomogłeś? – zapytała drżącym głosem.

- Ponieważ żadna kobieta nie zasługuje na coś takiego, zwłaszcza ty! – odpowiedział. Nie zdawała sobie sprawy, że wspominała głośno, a on otworzył oczy. Uśmiechnęła się do niego. Zdecydowanie łączyła ich przeszłość, a przed sobą mieli przyszłość, która mogła być całkiem szczęśliwa. Już nie mogła się tego doczekać.

*~*~*
-Kochanie, sprawdziłeś dokumenty tamtego klienta?
                Wydają mi się jakieś niepełne – mruknęła Astoria Nott przeglądając ostatnie papiery. Po skończeniu Hogwartu oboje zostali prawnikami w tej kancelarii. Z początku Astoria broniła się przed tym uczuciem. Była przeznaczona Draconowi dawno temu. Ich rodziny powołały do życia fuzje, by uratować rodzinne firmy. Ona i Dracon nie mieli nic do powiedzenia. Niby dobrze go znała. Przyjaźnili się niemal całe życie. Zawsze mogła na niego liczyć. Jego i Blaise’a.  

 - Nie martw się – mówił, kiedy rozmawiali o nadchodzącym ślubie. Bitwa z Voldemortem została wygrana. Malfoyowie znów wrócili do łask. Rodzice Dracona rozwodzili się, lecz fuzja wciąż istniała. Nott wprowadził się do niej na jakiś czas. Miał problemy z odzyskaniem majątku po śmierci ojca. Jej rodziciel, również prawnik, zamierzał mu pomóc. Z Nottem nie miała zbyt wiele do czynienia. Zwykle trzymał się swoich towarzyszy albo stał całkiem z boku. Znany był ze zmieniania dziewczyn jak rękawiczek. Nie ufała mu, a jednak coś ich do siebie zbliżyło. Jakoś pół roku przed ślubem nad jeziorem po prostu ją pocałował.

 - Wiem, że nie kochasz Dracona – powiedział twardo. – Czy musisz za niego wychodzić?

Pokręciła głową niezdecydowana. Wahała się. Skandal by ich nie ominął. Dodatkowo problemy finansowe. Ich romans zaczął się gwałtownie. Właśnie z Nottem straciła dziewictwo. Przed Draconem i rodzicami udawała, że wszystko jest w porządku. Aż w końcu Malfoy ją przyłapał. Musiała mu wiele tłumaczyć. I, o dziwo, ją zrozumiał. Nie wierzył w miłość, ale chciał, by ona była szczęśliwa. Dzięki niemu dzisiaj jest. Kochała Theodora bez względu na jego przeszłość. I wierzyła, że on również ją kocha.

 - Mam te papiery! – Nott podszedł do niej, przerywając jej wspomnienia. Czule uśmiechnął się do widocznego brzucha. Była w czwartym miesiącu. Wkrótce na świat miało przyjść ich dziecko. Owoc miłości. Oboje czekali na to z wytęsknieniem i niczego bardziej nie pragnęli. Wiedziała, że nigdy jej nie zawiedzie. – Myślisz, że sprawa będzie wygrana? Czarownica ma powody, by się mścić. Możliwe nawet, że złamała prawo. Jeśli tak, zostanie zesłana na Riverę. – Rivera była nową wyspą więzienną po obaleniu Azkabanu. Otoczona zaklęciami, pilnowana przez specjalnie szkolonych Aurorów, nie potrzebowała dementorów. Właśnie tam wysłano największych Śmierciożerców. Wyspa była prawdziwym piekłem i nikt nie chciał tam trafić. Dochodziło nawet do częstych walk o życie. Okropne miejsce. Nott był w nim tylko raz i cieszył się, że zdołał zmienić swoje życie. Wyszło mu na lepsze. Miał cudowną i kochającą żonę. Wkrótce zostanie ojcem. Nie żałował decyzji, którą dał mu Dumbledore. Dzięki temu wyszedł na prostą i sobie poradził.

 - Myślisz, że nam się uda? – Astoria szczerze wątpiła. Bardzo zależało jej na tym, by im się powiodło. Wrobiony mężczyzna należał do ich dobrych przyjaciół. Miała nadzieję, że jakoś uda im się osiągnąć sukces. Nie mieli zbyt dużego pola do popisu. Musieli działać całkowicie na ślepo. – Nie chcę, by Alan płacił za czyjeś grzechy. Zasłużył na coś lepszego.

- Spokojnie, poradzimy sobie – zapewnił ją czule. Nie wyglądała na przekonaną. Czuła, że coś kombinuje. Zbyt dobrze znała swojego męża. Spoglądała podejrzliwie na chłopaka, kiedy nagle zadzwonił dzwonek. Nie kryła zaskoczenia po tym, jak skrzat domowy zaanonsował Pottera. Wybraniec rzadko kiedy do nich zaglądał. Właściwie ich stosunki były takie nijakie. Nie potrafili ich zbyt dokładnie określić.

 - Co tu robisz, Potter? – zapytał chłodno Nott. Mężczyzna pokręcił głową i wszedł do środka. Dość sztywno przywitał się z Astorią. Ciężko mu było tutaj przyjść. Nie był pewien, jak zareagują. Jednak obiecał Kingsleyowi zjawić się w tym domu. Musiał zatem się wykazać.

 - Chodzi o twoich dawnych przyjaciół, Nott – odparł, stwierdzając, że najlepiej jest zacząć od razu. Astoria z mężem wymienili ponure spojrzenia. – Wiemy, że szykują coś wyjątkowo groźnego. Niestety, nie mamy pozostałych informacji.

 - I myślicie, że mógłbym od tak po prostu wejść w ich szeregi i udawać, że nic nie zaszło? – parsknął z niesmakiem. Nie spodziewał się tego. Akurat zaczął normalne życie. Wszystko mu się układało. A tymczasem okrutny los postanowił z niego zadrwić. – Chyba śnisz, Potter. Nie tym razem. Nie dam się sprowokować.

 - Pomyśl o Astorii. – Harry przeklinał się w duchu, że użył tego argumentu. Musiał być jednak stanowczy. Potrzebowali jego pomocy. Bardzo niechętnie przyznawał się do tego. – Wiesz, że oni nie odpuszczają. Zarówno tobie, jak i Malfoyowi grozi niebezpieczeństwo. On nie ma nic do stracenia, a ty?

 - Zastanowię się, ale nic nie obiecuję. A teraz łaskawie wynoś się z mojego domu! – rozkazał zdecydowanym tonem. Harry kiwnął głową i wyszedł. Nott westchnął ciężko. A jednak zdarzyło się to, czego obawiał się najbardziej. Przeszłość dała o sobie znać. Znowu. Czy oni nigdy nie dadzą mu spokoju? Już zawsze będą go prześladować? Nienawidził tego z całego serca, pragnął spokoju, a dostawał problemy i kłopoty. Wszystko przez jego rodziców. Przeklinał ich w duchu, ile sił. Jak mogli mu tak zrujnować życie?  W ogóle nie dostał żadnego wyboru. Dlaczego? Co im takiego zrobił? Pokręcił głową i w bezradnym geście otarł pot z czoła. Astoria spojrzała na niego z czułością.

 - Wszystko w porządku, kochanie? – spytała, podchodząc. Delikatnie pogłaskała go po policzku. Wiedziała, że był zmartwiony i przerażony. Ona również. Jednak nie mogli odmówić. Theodor bardzo się starał, by dostać nową szansę. Dzięki niej niezwykle mu się udało. Gdyby nie ona, z pewnością stoczyłby się na dno.

 - Znowu powróciły – mruknął smętnym głosem. – Moje demony z przeszłości. Czy dawne życie da mi kiedykolwiek spokój? Pomogłem im wcześniej. Zdradziłem swoich współbraci. Mój ojciec mnie nienawidzi. Wciąż muszę uważać na siebie za każdym razem, gdy wychodzę z domu. Mało im jeszcze? Do diabła, przeklęty Potter!

 - Nie musisz się zgadzać – szepnęła, chociaż wiedziała, że jej mąż się nie zawaha. Nie darowałby sobie. Taki już był. Nie pasował do ciemnej strony życia. Zupełnie inaczej miał Draco. Na szczęście on również się jej wyrwał.

 - Wiesz, że nie mam wyboru. Tak bardzo nie chcę cię stracić. – Ostrożnie przyciągnął ją do siebie i pocałował. Odwzajemniła pocałunek. Teraz, kiedy była w ciąży, ich stosunki stały się nieco ograniczone, ale i tak wziął ją na ręce do sypialni. Nie chciał tracić ani chwili z potrzeby bycia razem. Niezwykle cenne momenty. Nikt mu ich nie odbierze. Absolutnie nikt.

*~*~*
  - To twoje miejsce, młody Malfoyu.
Słyszał w głowie porażający głos Voldemorta. Klęczał przed nim tuż po tym, jak wykonano wyrok. Megan Evans. Dziewczyna, którą bardzo polubił i tak niewiele brakowało, by coś między nimi było. Jedna z niewielu osób, przed którymi się otworzył. Jeszcze przed Hermioną. Spędzał z Megan dużo czasu, gdyż ojciec dziewczyny był Śmierciożercą, który wykonywał misje dla Voldemorta. Matki właściwie nie miała, gdyż ta odeszła od nich, kiedy tylko poznała prawdę o mężczyźnie, za którego wyszła. Jednak ojciec Megan zdradził. Niespodziewanie zaczął pracować dla przyjaciół Dumbledore’a. Z początku nikt nie chciał w to uwierzyć. Ostatecznie Jordan Evans wydawał się być najwierniejszym człowiekiem Czarnego Pana. Jednak jego zdrada była niekwestionowana.

 - Zapłacisz za to w najboleśniejszy sposób – przemówił wówczas do niego. Na sali, gdzie się wówczas znajdowali, wywleczono młodą dziewczynę. Krzyczała przerażona i oszołomiona. Draco próbował jej bronić, lecz ojciec wyraźnie mu zakazał. Bezradnie patrzył, jak pada zaklęcie uśmiercające. Megan osunęła się martwa. Nie krył swojego przerażenia. A potem wezwano jego. Voldemort musiał zdawać sobie sprawę, że sytuacja, w której się znalazł, wyraźnie zachwiała młodym Draconem i musiał go przekonać do siebie. Liczył, że mu się uda. Zawsze zdobywał to, czego chciał. Nigdy się nie zachwiał przed nikim i niczym. – Mam dla ciebie zadanie. Byś przypomniał sobie, do kogo należysz. Zwabisz Hermionę Granger, tę szlamowatą przyjaciółkę Pottera. Sprawisz, że ci zaufa jak nikomu innemu. Będziesz jej obrońcą i najlepszym przyjacielem do czasu, aż cię wezwę. Wówczas przyprowadzisz ją do mnie.

 - Jak rozkażesz, panie – odparł Draco zdecydowanym głosem. Jednak już wtedy wiedział, że zdradzi. Śmierć Megan przechyliła czarę. Pokazała mu, którą stronę wybrać. Obraz przeszłości powoli zacieśniał się. Wyraźnie słyszał głos Hermiony. Historię, którą opowiadała, znał na pamięć. W końcu przeżyli ją oboje.

 - Dlatego, że żadna kobieta nie zasługuje na coś takiego, a zwłaszcza ty – odpowiedział głośno i wyraźnie. Powoli wybudzał się z pełnego bólu snu. Ciało jeszcze trochę go piekło, ale przeżywał dużo gorsze chwile. Kiedy próbował się buntować, ojciec i ciotka nieraz w bolesny sposób pokazywali mu, gdzie jego miejsce. Nie było to łatwe, ale dał radę. Z każdej urazy wychodzi silniejszy niż wcześniej. Teraz miało być tak samo. Ostrożnie uniósł się na łokciach. Wciąż jeszcze był osłabiony. Musiał dotrzeć do siebie jak najszybciej.  – Myślałaś o przeszłości, prawda?

 - Tak. – Pokiwała głową niechętnie. Wyglądała na speszoną. Doskonale ją rozumiał. Tak wiele przeszła w swoim życiu. I on również przyczynił się do jej nieszczęścia. Miała prawo go nienawidzić. W końcu zniszczył jej życie. Teraz znów chciał ją wykorzystać. – Jak się czujesz? – Celowo zmieniła temat. Nie chciała wracać do przeszłości. Nie była gotowa na ten krok. Ta rozmowa mogła jeszcze trochę poczekać.

 - Lepiej, ale wszystko mnie boli. Miałaś szczęście, wiesz? Zdążyłem w ostatniej chwili.

 - To prawda – przytaknęła, odgarniając blond kosmyki opadające mu na czoło. – Opowiedz mi o klątwie Sloan – poprosiła cicho. – Wiem, że nie powiedziałeś mi wszystkiego. Chciałabym wiedzieć coś więcej.

Musiał przyznać, że zaskoczyła go tą prośba. Spodziewał się, iż będzie mu złorzeczyć i nigdy nie zgodzi się z nim na jakąkolwiek współpracę. Słowa, które wypowiedziała, sprawiły, że budziła się w nim nadzieja. Wciąż jeszcze może być lepiej. Wierzył w to. Musiał tylko być z nią szczery. Nie tak jak ostatnim razem. Ukrywając prawdę, niczego nie osiągnął. Jeżeli miała się w nim zakochać, musiał działać wbrew swoim zasadom. Opowiedział wszystko. Chyba nigdy jeszcze nie był tak szczery jak w tym momencie. Zasługiwała na to. Ta spowiedź była dla niego niezwykle osobista. Widział poruszenie w oczach kobiety i kontynuował opowieść. Pokazał tatuaż z kwiatem. Miesiąc powoli się kończył, zamieniając pęki kwiatów. Jeśli minie ich dwanaście, pozostanie już taki na zawsze. Nie wyobrażał sobie gorszego koszmaru. Na samą myśl o tym robiło mu się niedobrze. Musiał być silny. Dać radę jakoś przetrwać. W tym momencie tylko to się liczyło.  

 - Sloan zdecydowanie przesadziła – powiedziała Hermiona, ku jego zaskoczeniu. Bardziej sądził, że będzie zgorszona. Potraktuje go ostro, rzuci reprymendę. A tymczasem stawała po jego stronie? Z niedowierzaniem spojrzał na nią, aż młoda Gryfonka się zaśmiała. – Widzisz, Draconie, doskonale rozumiem, co musiałeś przejść, gdy Sloan ci się naprzykrzała. Ciężko było jej zrozumieć takie zachowanie. Gdy ktoś mówił „nie”, wyrażał jasny przekaz. Nie wszyscy jednak to rozumieli. Tak jak Sloan czy Mitch Calvin. Pod wieloma względami mogliby podać sobie ręce. Oboje ciężko przyjmowali odmowy. Westchnęła cicho. Wspomnienie tamtego mężczyzny wciąż budziło w niej lęk. Nie rozumiała, dlaczego dawny i kochany Ron pozwalał na to wszystko. Pragnęła pojąć, jak daleko sięga jego mrok.

 - Wiesz, że mnie zaskakujesz? – zapytał ze śmiechem. – Kiedyś tak wiele przeszliśmy. Wciąż nie mogę uwierzyć, że zachowałem się tak podle, ale nie miałem wyjścia. Jest wiele rzeczy, które powinienem ci powiedzieć. Niestety, nie mam odwagi. Obawiam się, iż odwróciłabyś się ode mnie na zawsze. A potrzebuje cię.

 - Do złamania klątwy – wyszeptała cicho, jakby z wyrzutem w głosie. Draco zaklął pod nosem. Wiedział, że musi postępować z nią delikatnie. Bardzo źle znosiła całą sytuację. Nie winił jej wcale. Jedynie sobie mógł naubliżać. Zachował się jak zwyczajny palant. Czy kiedykolwiek wybaczy mu jego egoizm? Nie miał pojęcia.

 - Nie tylko – powiedział cicho, licząc, że mu uwierzy. – Kiedyś dawno temu złamałem ci serce. Musisz wiedzieć, że nie było to celowe. Musiałem działać i wykonywać rozkazy Voldemorta. Potrafił zjednywać sobie ludzi strachem i przemocą. Wiem, że nie wybaczysz mi tego. Jednak może dasz mi szansę? Czy jeśli spróbujemy być przyjaciółmi, pozostawimy otwartą furtkę na coś więcej? Ostatecznie nic nie tracisz, prawda?

Mimo jego zdecydowanych słów, wahała się bardzo. Nie wiedziała, jak reagować na jego propozycję. Chciał dobrze, ale ona? Czy też tego chciała? Oboje tak wiele stracili. Pragnęła odzyskać ten skradziony czas. Owszem, Draco miał trudny charakter i chwilami ciężko było do niego dotrzeć, ale jeśli zdobyłaby jego serce? Przecież widziała, że potrafił kochać. Przez cały czas bycia razem okazywał jej wiele troski i dobroci. Dzięki niemu uwierzyła w siebie i że może być kochana. Miała możliwość to powtórzyć.

 - Spróbujemy – powiedziała cicho. Draco poczuł, jak wpływa w niego nadzieja. Jeszcze będzie szansa, by się udało. Los szykował różne niespodzianki. Wiedział, że ojciec nigdy nie zaakceptowałby tego związku. Lecz w tym momencie nie przejmował się takimi błahostkami. Kiedyś z Hermioną łączyło go coś, co sam zniszczył. Teraz będzie miał cudowną szansę naprawić swój błąd, zacząć wszystko od nowa. Wierzył, że mu się uda. Nie zmarnuje daru, jaki otrzymał. I liczył, że tym razem mu się uda.

 - Dziękuję, Hermiono – wyszeptał słabym, zmęczonym głosem. Pozwoliła mu zasnąć. Wiedziała, że potrzebował odpoczynku. Cichaczem wyszła z pokoju, gdzie odetchnęła z ulgą. W głowie miała straszny mętlik. Czy słusznie postąpiła? Nie popełniła żadnego błędu? Czas pokaże, jak potoczą się jej losy. I Dracona. Od tej pory stały się one ze sobą złączone.

 *~*~*
Na zakończenie:
I jak wam się podobał?
Mam mieszane odczucia odnośnie Harry’ego i Ginny.
Podobnie jak i Astorii i Notta. Mam nadzieję, że nie narozrabiałam względem nich. Ogólnie całkiem polubiłam tę parę i nawet myślę o oddzielnym opowiadaniu o nich. Jednak wszystko jest kwestią czasu.
Tymczasem pozdrawiam i zapraszam na ciąg dalszy!

Informacyjnie:
Tytuł opowiadania: „Piękna i bestia”
Tytuł rozdziału: „Wilcze szpony”
Ilość stron: 11
Ilość słów:  5 222

8 komentarzy:

  1. W tym rozdziale wiele się działo i mam jeszcze trochę przemyśleń :P
    [Zaklęcie brzydoty nie wzięło się znikąd. Słyszałaś kiedyś historię o „Pięknej i Bestii”?] Jeej, wspomnienie o mojej ukochanej bajce ^^ To ciekawa sugestia, że Sloan kierowała się motywem baśniowym, aby dać nauczkę Draconowi.

    Fajnie, że Lorena chce, by ta miłość była uczciwa. To dobrze, bo też przecież nie może być tak, że Draco zamknie sobie Hermionę, będzie dla niej miły, a potem będzie próbował wymusić w niej jakieś uczucia. Nie tędy droga. No i to ciekawe, że kobieta wie już, jak można złamać klątwę. Tego jeszcze nie było.

    Motyw wilków! Prawie tak samo jak w disneyowskiej animacji. Lubię takie smaczki. I Draco również przybył na ratunek. Racja, Hermiona postąpiła bardzo lekkomyślnie :P Dobrze, że oboje wyszli z tego cało. Wreszcie przytoczyłaś nam całą ich historię. Przyznam, że teraz widzę Malfoya w lepszym świetle – nie złamał jej serca z czystej złośliwości. No i jak dobrze, że ocalił ją przed Mitchem, niezależnie od tego, z jakich działał pobudek. Końcowa rozmowa naprawdę wydawała się szczera. Draco odsłonił swoją prawdziwą twarz, a i Hermiona nie bała się okazać po sobie wahania czy obaw. W końcu dali sobie wzajemnie szansę.

    Mnie się historia Astorii i Notta podobała. Szczerze współczuję mężczyźnie, że został wciągnięty w brudne interesy rodziców i teraz ma ciemną plamę na swoim życiorysie. Astoria za to stała się jego wsparciem. Też mi się wydaje, że Nott zgodzi się pomóc Harry’emu, aby jakoś odkupić swoje winy.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że jesteś jedyną osobą, która zwróciła uwagę na historię Notta i Astorii? zawsze chciałam ich połączyć ze sobą. Uważałam, że będą tworzyć całkiem zgrany duet i chyba mi to wychodzi.
      Nie chciałam jednak przyćmić tym historii Dramione.
      O tak Draco ma jeszcze wiele przed sobą.
      No i nie zapominajmy o Belli.
      Ta kobieta z pewnością łatwo nie odpuści.

      p.s. dziękuje za ciężką pracę przy rozdziałach.
      pozdrawiam.

      Usuń
  2. Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Ma w sobie magię bajek dzieciństwa i kryminału najlepszych powieści. Wszystko oczywiście będzie zależało od tego jak dalej będzie to wyglądało, ale czuję, że będzie super.
    Opowiadanie jest naprawdę świetne.

    pozdrawiam

    dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. (Przedostatni akapit, trzy ostatnie zdania - masło jest maślane. ;) Ja bym to poprawiła...).
    Jeśli chodzi o rozdział, to jak zwykle mi się podobało. Oczywiście najlepiej czytało mi się o Draco i Hermionie, ale Nott i Astoria to faktycznie całkiem niezła para. To, że ona jest w ciąży i że połączyła ich taka miłość, wydaje mi się całkiem urocze. Zresztą tak samo jak rozmowy D&H. Z drugiej strony Draco to dupek. I egoista. Ale jak każdy zasługuje na miłość i na zdjęcie klątwy. Jestem ciekawa, jaka będzie jego droga do odzyskania dawnego wyglądu.
    Harry i Ginny... Znowu pracują razem, chociaż nie powinni. Na pewno nie będzie im łatwo.
    No nic, czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm faktycznie muszę trochę popracować nad końcówką. Te powtórzenia kiedyś mnie wykończą. Próbuje się ich wystrzegać, ale sama wiesz jak bywa;0
      Tak starałam się ukazać Draco w dwóch wersjach jak zwróciła uwagę mi Marzyciela;)
      Następny rozdział już wkrótce.
      Dziękuje.

      Usuń
  4. Uwielbiam Twoje opowiadanie!
    Szablon jest piękny, ale mam jedno zastrzeżenie, a mianowicie na telefonie nie da się czytać. Nie wiem czym jest to spowodowane.
    Jestem leniuszkiem i nad zbyt nie lubię długich rozdziałów, lecz Twoje z ciekawością przeczytałam!
    Pozdrawiam, Jenny.
    http://as-long-as-the-war-do-us-part.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam Cię, żeby tylko Nott nie zginął przez to pomaganie. To by była wielka strata, a Astoria... nie, on musi żyć.
    Hermiona i Draco, sprawy wyglądają nieco lepiej. Jak zwykle prawda okazała się kluczowa do rozwiązania problemów. Draco powinien o tym na przyszłość pamiętać. Kłamstwo zawsze prędzej, czy później wychodzi na jaw. Tak czy siak bardzo podobała mi się scena ich jakby nie patrzeć pojednania.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę Ci zwrócić uwagę na fakt, że gdy wspominasz o nienarodzonym dziecku Ginny, za każdym razem pojawia się dla niego inne imię, jakoby było tym najlepszym, jakim od zawsze Weasleyówna chciała nazwać swoje dziecko.

    OdpowiedzUsuń