..gdy jakiś skarb znajdzie się
w niebezpieczeństwie:
ktoś musi się go wyrzec,
utracić, by inni mogli go zachować...
- John Ronald Reuel Tolkien
Kroniki Proroka Codziennego 006:
Hej kochani!
Witam ponownie w kolejnym rozdziale.
Witam ponownie w kolejnym rozdziale.
Nie mogę uwierzyć, że to już piąty. Bałam się, że
szybko porzucę opowiadanie, a tymczasem brnę dalej i mam parę ciekawych
pomysłów, by je rozkręcić. Ostatnio również na nowo śledzę losy Harry’ego
Pottera. Pragnę sobie przypomnieć tamtą miłość, która wraca, gdy czytałam je po
raz pierwszy. I to jest właśnie w tym wszystkim najpiękniejsze. Nie trując
dłużej, zapraszam na coś, co wszyscy
czekaliście.
*~*~*
Minęło kilka dni od tamtego
wieczornego koncertu.
Przez cały czas Draco
schodził Hermionie z drogi i unikał jej. Trochę tego nie rozumiała, ale nie
wnikała w szczegóły. Wyraźnie dała mu do zrozumienia, że między nimi nic nie
będzie. Tylko czy na pewno tego chciała? Nie miała zielonego pojęcia. Wszystko
wydawało się być tak cholernie skomplikowane. Dlaczego życie nie może być
łatwiejsze? Wciąż zadawała sobie to pytanie, które pozostawało bez odpowiedzi.
Miała dziwne przeczucie, że zamyka się wciąż jakiś krąg i otwiera kolejny. Taka
dziwna pętla bez dna.
- Powinnam mieć więcej książek, jeżeli mam
pomóc złamać rzuconą klątwę – powiedziała któregoś wieczoru do Loreny. Draco
udał się do miasta, nic nie mówiąc. Trochę mu zazdrościła, że mógł swobodnie
poruszać się po Londynie. Gdyby nie Mitch Calvin, nie musiałaby się ukrywać.
Tęskniła za swoją pracą i przyjaciółmi. Nie miała ich zbyt wiele, a ciężkie
życie z Ronem odcisnęło na niej piętno czasu, lecz w tym momencie nie
przejmowała się tym zbytnio. Czuła na sobie uważny wzrok Loreny, gdy wspomniała
o klątwie.
- Nie powiedział ci wszystkiego, prawda? –
zapytała miękko kobieta. Hermiona pokręciła głową. Mogła się domyślić, że miał
tajemnice. Malfoy zawsze lubił wszystko utrudniać i robić pod górkę. To chyba
część należąca do cech jego charakteru. Typowy Malfoy z kompleksami. Pod tym
względem raczej się nie zmieni. – Wiesz właściwie, dlaczego dostał tę klątwę?
- Z powodu Sloan Parker. – Przypomniała sobie
to, co jej mówił. – Rzuciła na niego klątwę, kiedy okrutnie z niej zażartował.
Ja sama tego nie popieram. Być może była zbyt nachalna, lecz nie zachowała się
aż tak, by zrobić bezlitosny dowcip. Najwyraźniej Malfoy uważał zupełnie
inaczej. – Nie do końca rozumiała jego tok myślenia. Doprawdy, chwilami
strasznie ją irytował.
- Sloan była w nim naprawdę zakochana – przyznała
niechętnie Lorena. Nie ukrywała, że od samego początku nie ufała tej kobiecie. I
miała wrażenie, że para się bardzo niebezpieczną magią. Rzucając klątwę na
Dracona, dobitnie to udowodniła. – On jednak od początku wyraźnie pokazywał, że
ona nie jest dla niego. Zaklęcie brzydoty nie wzięło się znikąd. Słyszałaś
kiedyś historię o „Pięknej i Bestii” ?
Pokiwała głową.
Uwielbiała mugolskie bajki. Mama często czytała je w dzieciństwie. Do jej ulubionych
należała „Mała syrenka”. Tą, o której mówiła Lorena, również słyszała. Nawet
oglądała film. Poczuła dziwny niepokój.
- Chyba nie chce pani powiedzieć, że … - Poczuła,
jak dreszcz niepokoju ogarnia jej ciało. Ta klątwa była przerażająca, a zarazem
jakże prawdziwa. Czy to możliwe, by Sloan wykorzystała ją w rzeczywistości?
Tylko w jaki sposób? Hermiona poderwała się gwałtownie.
- Posłuchaj, Hermiono. – Widząc nagłe
zdenerwowanie kobiety, Lorena próbowała ją uspokoić. Wiedziała, że Draco nie
będzie zadowolony jej opowieścią. Gdyby to od niego zależało, z pewnością nic
by jej nie mówił, lecz ona nie mogła postąpić podobnie. Jeżeli ta miłość miała
być uczciwa, musiała być taka od samego początku. – On nie chciał ci tego
mówić, ponieważ bał się, jak zareagujesz. Łączy was ponura przeszłość, o której
ciężko będzie zapomnieć. Nie tylko tobie, ale jemu również. Skrzywdził cię
bardzo, ale musisz mi uwierzyć, że naprawdę cierpiał męki. Ta klątwa jest
rodzajem odkupienia. Jeżeli znajdzie prawdziwą miłość, zdoła ją złamać. Tylko w
ten sposób wszystko odwoła.
- Chciał mnie wykorzystać! – Hermiona nie
mogła w to uwierzyć. Była poruszona tym wszystkim i oszołomiona. Musiała ukoić
nerwy. Nie przejmując się niczym, wybiegła z domu. Chociaż zapadał zmierzch i
nie znała okolicy. Być może ten ruch był lekkomyślny z jej strony, ale nie
dbała o to. Musiała się uspokoić. W tym momencie nie przejmowała się, co z nią się
stanie. Chociaż Lorena krzyczała za nią, zignorowała ją.
- O tej porze powinna panienka uważać –
usłyszała słowa stajennego. – Lasy bywają niebezpieczne. Niedługo wróci panicz
Malfoy. Może lepiej poczekać na niego?
- Nie! – zdecydowała, dosiadając konia. –
Muszę uciec stąd choć na chwilę! – Chwyciła wodze i wyjechała stępem. Nie czuła
się najlepiej w siodle, lecz próbowała ukryć swój strach. Samo zwierzę również
wydawało się być podenerwowane. Zaczynała myśleć, że być może faktycznie
popełniła błąd. Przecież nigdy nie była lekkomyślna. To on. Draco Malfoy jest
wszystkiemu winien. Przez niego zawsze traciła rozsądek. Już kiedyś jej pokazał,
jaką naiwną jest idiotką. Teraz chyba po raz kolejny się o tym przekonywała.
- Chyba powinniśmy wracać do domu – szepnęła
do zwierzęcia, gdy wjechawszy kawałek w las, dotarło do niej, że za bardzo się
oddaliła. Najpierw usłyszała warknięcie. Dobiegało jakby znikąd. Dopiero po
chwili zobaczyła, że obserwują ją dwie pary zimnych i niebezpiecznych oczu. Potem
ślepi pojawiło się znacznie więcej. Koń zaczął się nerwowo poruszać. Hermiona
próbowała uspokoić zwierzę, lecz bezskutecznie. Zarżał gwałtownie i uniósł się
na dwóch nogach, zwalając ją z grzbietu. Poczuła ostry ból. Żałowała, że nie ma
przy sobie różdżki. Była tak poruszona odkryciem prawdy o klątwie, że nie
myślała nawet, by ją wziąć. Ostatecznie mieli żyć tutaj jak zwykli ludzie.
Różdżka sprawiłaby, że za bardzo by ją korciło do użycia magii. Warczenie robiło
się coraz głośniejsze. Jęknęła, przeklinając w duchu swoją głupotę. Czuła, że
jest otoczona ze wszystkich stron!
- Granger, ty idiotko! – z oddali dotarł do
niej ostry głos Malfoya. Chyba nigdy w swoim życiu nie ucieszyła się tak na
jego widok jak w tym momencie. Chciała coś krzyknąć, ale zwierzę rzuciło się w
jej stronę. Poczuła ból zatapianych kłów w nadgarstku. – Drętwota! – padło głośno wypowiedziane zaklęcie. Wystarczyło, by Draco
znalazł się tuż przy niej. Tym razem wilki skupiły swój atak na nim. O to
właśnie mu chodziło. Dawał Hermionie szansę ucieczki. Powinna ją wykorzystać,
lecz nie potrafiła. Nie chciała go zostawiać. Wilki atakowały go ze wszystkich
stron. Ich pazury wbijały mu się w ciało. Różdżka wypadła mu z ręki. Czuł, że
dłużej nie da rady opierać się ich agresji.
- Nie! – wykrzyknęła Hermiona. Chociaż była
wściekła, nie życzyła mu tak okrutnego losu. W ostatniej chwili chwyciła za
różdżkę. Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek będzie zmuszona wypowiedzieć to
zaklęcie. Niestety, w tym momencie nie miała wyjścia. Tylko w ten sposób mogła
go uratować. – Avada Kedavra – wyszeptała zdławionym głosem. Zaklęcie miało
swoją moc. Błysnęło zielone światło i uderzyło z całą mocą w rzucające się
wilki. Stworzenia upadły z głośnym rykiem. Ich ciała zastygły bezruchu.
Ostatkiem sił Hermiona chwyciła półprzytomnego Dracona. Cały krwawił. Musiała
mu pomóc. – Zabiorę cię stąd! – Chwyciła go za rękę. Jego uścisk był coraz
słabszy. Miała wrażenie, że mężczyzna oddychał wolniej. Nie mógł umrzeć. Nie,
poświęcając się dla niej. Ledwie teleportowała się do domu, gdy osunęła się osłabiona.
Z oddali zaczęły dochodzić do niej jakieś głosy, lecz nie zwracała na nie
uwagi. W tym momencie wszystko przestało mieć znaczenie.
*~*~*
Chociaż minęło kilka dni od
spotkania z Harrym, nie umiała przestać o nim myśleć.
Nie spodziewała się,
że ich przypadkowe spotkanie wywoła w niej aż takie uczucia. Była pewna, że
przy Paulu całkowicie wyzbyła się przeszłości. Pozwoliła sobie na zapomnienie.
Tymczasem okazywało się, że nie do końca. Powrócił znajomy ból, którego nie
mogła zignorować. Odruchowo dotknęła brzucha. Często śniła o malutkiej
dziewczynce. Córeczka, która nie miała szansy na przeżycie. Coś jej
podpowiadało, że to będzie ona. Podobno Molly Weasley też miała taki dar.
Umiała przewidzieć płeć dziecka, zanim się urodziło. Wierzyła, że ona również
go dostała. Dałaby córeczce na imię Haylley. Jakoś takie zawsze najbardziej jej
się podobało. Kiedyś czytała o czarownicy o tym mianie, która poświęciła w imię
miłości. Nie chciała zdradzić ukochanego, który był czarownikiem i zamiast
niego spłonęła na stosie, nie doczekawszy się sprawiedliwego procesu. Z
zamyślenia wyrwał ją hałas w kuchni. Wynajmowała niewielkie mieszkanko, które
całkowicie jej odpowiadało. Nie potrzebowała większego splendoru. Zawsze
należała do osób samowystarczalnych i nie zamierzała tego zmieniać. Zdziwił ją
widok sowy z Ministerstwa. A jednak z niej nie zrezygnowali. Przeklęty Kingsley.
Najwyraźniej nie zamierzał się poddawać. Żałowała, że dała mu jakąkolwiek
nadzieję. Wolałaby grać w Quidditcha, ale może faktycznie nadeszła pora na
zmiany? Musiała o tym dobrze pomyśleć, ale mężczyzna postanowił nie dawać jej
czasu. Wyraźnie zażądał spotkania na dzisiaj i to za dwie godziny. Klęła w
myślach, jakby mu tu odmówić, ale nie miała żadnego racjonalnego pomysłu.
Dlatego chcąc nie chcąc, godzinę później ruszała w drogę do Ministerstwa.
Ubrała się zwyczajnie. Nie chciała pokazywać, że w jakiś sposób jej zależy.
- Mogę wiedzieć, po co to nagłe wezwanie? –
zapytała, nie kryjąc swojej złości. Kingsley roześmiał się pod nosem, widząc,
że wciąż pozostawała taka sama. Harda i zadziorna. Należała do rzadkiego
gatunku kobiet. Kiedy tylko ją poznał, po raz pierwszy uwierzył, że osiągnie
sukces. Jedyna córka Molly i jak najbardziej nieugięta. Od dawna śledził
karierę dziewczyny i był z niej naprawdę dumny. Kiedy trafiła pod jego opiekę w
czasie walki z Voldemortem, spotkał zagubioną w sobie młodą kobietę, która zbyt
wcześnie musiała dorosnąć. Dopilnował, by czuła się jak najlepiej w jego domu i
nie liczył na wdzięczność. Chciał po prostu mieć najlepszych. Kiedy otrzymał
stanowisko Ministra Magii, zbierał swoją drużynę. Wiedział, że zło nigdy do
końca nie zostało pokonane. Wciąż będzie chciało walczyć i zdobywać ich
poukładany świat. Teraz również. Dlatego
nie mógł liczyć na przypadki.
- Usiądź. – Gestem zaprosił ją, by zajęła
miejsce przy biurku. Zauważyła, jak bardzo zmieniło się w gabinecie. Kingsley
dbał przede wszystkim o prostotę i wygodę. Uśmiechnęła się do wspomnień, jakie
wyniosła z krótkiego pobytu w jego domu. Czuła się tam naprawdę
bezpiecznie. – Przepraszam za takie
nagłe wezwanie. Pewnie miałaś jakieś inne plany?
Pokręciła głową. Poza
tym, że obiecała Woodowi wpaść na boisko i popatrzeć, jak wyglądają treningi.
Do tej pory nie miała okazji. Ponadto, jeszcze nie zdecydowała o swojej przyszłości.
Nie lubiła być ponaglana. Potrzebowała trochę czasu. Najwyraźniej nie mogła go
dostać.
- Nieważne. Proszę, powiedz, o co chodzi.
Widzę wyraźnie, że jesteś zdenerwowany.
Przed Ginny niełatwo
cokolwiek ukryć. Kingsley westchnął ciężko. Ostatnio wciąż miał jakieś
problemy. Zaczynał doceniać pracę w Ministerstwie, kiedy był zwykłym aurorem. Wszystko
wydawało się jakieś łatwiejsze. Teraz musiał sporo się napracować, żeby
wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Jednak nie każdy był zadowolony z jego
pracy. Niejednokrotnie musiał walczyć, by zachować stanowisko.
- Daj mi chwilę. Poczekamy
na drugą osobę i wtedy dopiero zaczniemy spotkanie – mówił dość tajemniczo i
wydawał się być zdenerwowany. Wszystko wyjaśniło się piętnaście minut później,
gdy po pukaniu do gabinetu wszedł Harry Potter. Ginny jęknęła oszołomiona.
Kompletnie się tego nie spodziewała. To była ostatnia osoba, jaka mogła tu w
ogóle trafić. Poderwała się gwałtownie, ale zaraz usiadła, uświadomiwszy sobie,
że jej zachowanie jest głupie.
Sam Harry wyglądał na równie zaskoczonego co ona.
Niepewnym krokiem podszedł do nich i usiadł we wskazanym miejscu.
- Co tu
jest grane? – zapytał podobnie jak na początku Ginny. Kingsley zaśmiał się
nerwowo.
- Wezwałem
was do siebie, gdyż potrzebuję pomocy – odparł rzeczowym tonem. Szybko ukrył pod
maską zdenerwowanie. Nawet jeśli prywatnie byli przyjaciółmi, teraz musiał
zachowywać się jak profesjonalista. – Słyszałem, że Hermiona jest w
niebezpieczeństwie. Teraz ma zapewnione schronienie, ale nie może cały czas się
ukrywać. Chodzi o coś jeszcze. Nie mam pojęcia o co, lecz czuję, że nadchodzi
coś większego. Śmieciożercy szykują kontratak. Tego jestem pewny.
- Tak myślisz? – zapytała cicho Ginny. Nie słyszała
plotek, ale o Hermionie wiedziała. Kiedyś przyjaciółka zwierzyła się jej ze
swojej przeszłości. Była chyba jedyną osobą, która wiedziała o jej związku z
Draco Malfoyem. Trochę ją ta sprawa dręczyła. Czuła, że ponowne spotkanie tych
dwojga nie doprowadzi do czegoś dobrego. – Co zatem może być z tym związane?
- Nie mam
pojęcia. – Kingsley bezradnie rozłożył ręce. – Mówią o bardzo dużych ofiarach.
Najbardziej zagrożone osoby weźmiemy pod ochronę, lecz nie możemy być wszędzie.
Jest nas zbyt mało.
- Co to ma
wspólnego z nami? – odważyła się pierwsza spytać Kingsleya, chociaż już
podejrzewała odpowiedź. I wiedziała, że ze względu na przeszłość nie da rady mu
odmówić. Przeklinała się w duchu, że była aż taka dobra.
- Jesteście
najlepsi w branży. Harry ma potężną dawkę magii i potrafi więcej niż przeważająca
część naszych aurorów. Ty sama należałaś do Gwardii Dumbledore’a. Jesteś
sprytna i masz sporo doświadczenia w wale. Nie będę owijał w bawełnę. Potrzebuję
waszej pomocy.
- Chcesz,
żebyśmy współpracowali razem? – W głosie Ginny słychać było wyraźne
przerażenie. Nie wyobrażała sobie takiej sytuacji, w której miałaby pracować z
Harrym. W żaden sposób. Chyba spełniał się jeden z jej najgorszych koszmarów.
- Tak. Dla
ciebie, Harry, mam pierwsze zadanie. Musisz zwerbować Notta. Wiem, że zaczął
nowe życie, ale kiedyś był Śmierciożercą. Jego stare kontakty i pomoc mogą być
dla nas bardzo przydatne.
Harry, nie do końca przekonany, pokiwał głową.
Wiedział, o czym myślała Ginny. On podchodził do tego w podobny sposób. Na samą
myśl o tym był przerażony. Ginny należała do kobiet, które naprawdę kochał
ponad wszystko. Jeszcze żadnej nie oddał tak serca. Jego związki ginęły bez porównania
z tą jedyną.
- Nie wiem,
czy to będzie takie łatwe – mruknął niezadowolony, wcale tego nie ukrywając. –
Nott, jak wspomniałeś, jest zajęty. Astoria spodziewa się jego dziecka. Nie
będzie chciał pan, by malec został bez ojca, zanim nauczy się chodzić.
Kingsley nie chciał. Przez chwilę uparcie mierzyli
się z Harrym wzrokiem. To było bardzo trudne wyzwanie. Obaj doskonale zdawali
sobie z tego sprawę.
- W
porządku. Powiedz tylko resztę swojego planu – odparł Potter zrezygnowany. Po
chwili Kingsley zaczął mówić. Ginny miała wrażenie, że to sen. Na jeden moment
zapragnęła znów znaleźć się w Hogwarcie, gdzie wszystko wydawało się być
łatwiejsze.
*~*~*
Hermiona powoli otworzyła
oczy.
Pomału i ostrożnie podniosła się. Wszystko dookoła
zaczęło wracać do normy. Poderwała się od razu, gdy pomyślała o Draco. Musiała
zobaczyć, co się z nim stało. Pospiesznie ubrała czyste ciuchy i zeszła na dół.
W salonie zobaczyła Lorenę w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Wydawał się być
nieco starszy. Jego poważne oczy spoczęły na niej, gdy tylko weszła. Nie mogła
stwierdzić, jakie wrażenie wywierał. Najpierw musiała kogoś poznać, by potem
móc ocenić. Zawsze taka była.
- Loreno,
kto to jest? – zapytała z miejsca, nie przejmując się formalnością. Za bardzo
martwiła się o Dracona. Poświęcił się dla niej i uratował jej życie. Bez niego
nie dałaby rady ze wszystkim. Mimo tego, iż chciał ją wykorzystać. Właściwie,
czy potrzebnie się tak unosiła? Przecież nie zrobił nic szczególnie złego.
Chciał, żeby go pokochała, by złamać klątwę. Tylko co by się stało, gdyby nie
odwzajemnił tego uczucia? Z pewnością miałaby wówczas złamane serce. Jęknęła ze
zgrozą, nie wiedząc, co właściwie robić. Odsunęła od siebie te myśli. Potem
będzie się zastanawiać. Teraz najważniejszy był Draco. Musiała wiedzieć. Nawet
najgorszą prawdę o jego stanie.
- To doktor
Adam Barton – wyjaśniła Lorena i spojrzała pytająco w stronę lekarza. Pokiwał
głową i zaczął opowiadać o stanie pacjenta. Mówił rzeczowym i stanowczym tonem.
Przypominał jej medyków ze szpitala, w którym pracowała. Poczuła tęsknotę za
tamtym miejscem i dawnym życiem. Zignorowała ją i uważnie spoglądała na
mugolskiego lekarza. Nie chciała pominąć nic z tego, co mówił.
- Z
pewnością dojdzie mu sporo nowych blizn. Stan jego ciała był straszny. Nigdy
czegoś takiego wcześniej nie widziałem – wyjaśniał łagodnym głosem doktor. Jego
słowa nie wydawały się być zbyt pocieszające. Widziała tylko część ciała
Dracona i ciężko jej było stwierdzić, jak wyglądało dalej. Wszystko jednak
wskazywało na fakt, iż zaklęcie Sloan jest niezwykle okrutne. Pomyślała, że
powinna porozmawiać z tą czarownicą. Nie mogło tak dłużej być. – Jednak rany po
ugryzieniach, chociaż dość ciężkie, dały się wyleczyć. Zszyłem je bardzo
dokładnie. Młody panicz powinien dojść do siebie.
- Dziękuję,
doktorze Barton – powiedziała Hermiona z niezwykłą ulgą. – Nie spodziewałam
się, że lasy są tak niebezpieczne o tej porze. Wilki to straszne wspomnienia. –
Wzdrygnęła się wspominając, co zaszło. Pamiętała o jeszcze jednym wilku, a
właściwie wilkołaku. Spotkanie z nim również mogło się zakończyć tragicznie.
Mieli w swoim krótkim życiu naprawdę sporo szczęścia. – Nie wiem, co bym bez
pana zrobiła.
- Wydarzyła
się jedna zabawna sprawa – oznajmił w pewnym momencie. – Właściwie nie do końca
zabawna, ale zwracająca uwagę. Wilki, które nam przeszkadzały i utrudniały
życie, zostały zabite. Okazało się, że dwoje z nich było wściekłych. Na
szczęście chyba nie podrapały one twego przyjaciela, ale na wszelki wypadek
czekają go zastrzyki. W takich wypadkach lepiej dmuchać na zimne.
- To prawda
– zgodziła się z nim Hermiona, oddychając z ulgą. Dobrze, że urodziła się w
świecie mugoli. Dzięki temu wiedziała, jak się w nim poruszać. Pożegnała
doktora, zapewniając, że z pewnością zgłoszą się do niego jeśli wystąpią
komplikacje. W tę noc musieli przy nim czuwać. Hermiona zapowiedziała się jako
pierwsza. Pokój Dracona mieścił się w końcu korytarza. Kiedy weszła do środka,
mężczyzna spał. Wyglądał blado i mizernie. Zauważyła na jego głowie fachowo
zawiązany bandaż. Przysiadła w rogu łóżka. Czuła się winna za to, że znalazł
się w niebezpieczeństwie. Gdyby nie jej idiotyczne zachowanie, nie doszłoby do
tego. Wciąż tak sobie powtarzała. I wiedziała, że poczucie winy się nie
zmniejszy.
- Wszystko
będzie dobrze – powiedziała do niego z czułością w głosie. Chwyciła go za rękę
i odruchowo pogłaskała. Wspomnieniami odpłynęła w przeszłość. Nie chciała o
niej myśleć. Ostatnio cienie minionych chwil coraz częściej same do niej
napływały. Znów stała się Gryfonką. Miała szesnaście lat, a ten rok miał być
najbardziej niesamowity w jej życiu.
Hogwart był jej drugim domem. Uwielbiała to
miejsce, chociaż z początku wcale nie było tak kolorowo. Musiało minąć dużo
czasu, nim udało jej się zaklimatyzować. Zyskała dwóch najlepszych przyjaciół.
Rona i Harry’ego. Przez lata trzymali się razem. A potem? Potem przyszła
miłość. Z początku nieśmiało zapukała do jej drzwi. Niechciana i nieplanowana.
Pokochała osobę, która była jej największym wrogiem. Kiedy to się stało? Nie
umiała powiedzieć. Najpierw Draco uratował ją z rąk Mitcha Calvina. Zbyt dobrze
pamiętała tamten wieczór. Wracała sama do Pokoju Wspólnego. Harry i Ron byli na
treningu, a ona źle się czuła. Tego wieczora postanowiła odpocząć w domu. Calvin
od samego początku nie dawał jej spokoju. Miała wrażenie, że wciąż za nią
podążał. Od kiedy odmówiła mu przespania się z nim, wciąż za nią łaził.
- Proszę, proszę, panna Granger. – Micth
uśmiechnął się na jej widok. Jego obleśny uśmiech przeraził ją. I ta pewność w
oczach.
- Czego chcesz? – zapytała, próbując zachować
twarz. Wiedziała, że będzie jej ciężko. Gdy wyciągnął różdżkę, wzdrygnęła się. Swoją
jak zwykle zostawiła. W Hogwarcie zawsze czuła się bezpiecznie. Nie sądziła, że
może jej coś grozić. Jakże głupio postąpiła ze swojej strony.
- Powinnaś grzeczniej się odzywać do lepszych
od siebie. W twoim wypadku „panie” jest najlepszym wyjściem – rzucił zjadliwie.
Dumnie uniosła głowę. Nie miała zamiaru mu się poddawać.
- Chyba kpisz! – rzuciła chłodno. – Szukaj
naiwnych wszędzie indziej, ale nie tutaj! – Ledwie wypowiedziała te słowa, a
uderzyło w nią zaklęcie. Zakazane zaklęcie. Zwaliło ją z nóg. Ból, który
poczuła, powalił ją na kolana w dosłownie jednej chwili. Nie zdążyła się przed
nim obronić, gdy chwycił ją za włosy i pociągnął gdzieś w stronę pustej klasy.
Dookoła nie było nikogo. Nikt jej nie pomoże. Tym razem nie zdoła się przed nim
obronić.
- Dzisiaj będziesz moja! Poczujesz w końcu,
czym jest prawdziwy facet! – syknął jej do ucha. Broniła się przed nim, jak
tylko mogła. Drobne ciosy, którymi go obrzucała, nie działały jednak w ogóle.
Był od niej silniejszy. Bardziej niebezpieczny i zdecydowany. Jednym ruchem
rozerwał bluzkę, odsłaniając kształtne piersi. Krzyknęła, gdy brutalnie ścisnął
jedną z nich. Była całkowicie skazana na jego łaskę. Dotykał jej i pieścił.
Zawsze wierzyła, że swój pierwszy raz przeżyje z ukochanym mężczyzną. Jakże się
pomyliła. Wszystko się zmieni.
- Zostaw ją! – Niespodziewany krzyk sprawił,
że Calvin wypuścił ją z żelaznego uścisku. Zaskoczony odwrócił się w stronę, z
której dobiegał głos. Ze zdumieniem zobaczył w drzwiach Dracona Malfoya. Z
różdżką w ręku. – Odsuń się i wynoś! Nie będę dwa razy powtarzał.
- A może mały podział? – zaproponował, z
początku nie zważający na ostry ton chłopaka. – Sprawimy wiele przyjemności
Grangerównie.
- Jesteś głupi czy tylko udajesz? Zmiataj, bo
inaczej załatwię tę sprawę! – zarządził. Calvin wiedział, że nie warto
zadzierać z Draconem, dlatego odpuścił. Odszedł, niechętnie zostawiając
dziewczynę samą z Draconem.
- Dlaczego mi pomogłeś? – zapytała drżącym
głosem.
- Ponieważ żadna kobieta nie zasługuje na coś
takiego, zwłaszcza ty! – odpowiedział. Nie
zdawała sobie sprawy, że wspominała głośno, a on otworzył oczy. Uśmiechnęła się
do niego. Zdecydowanie łączyła ich przeszłość, a przed sobą mieli przyszłość,
która mogła być całkiem szczęśliwa. Już nie mogła się tego doczekać.
*~*~*
-Kochanie, sprawdziłeś
dokumenty tamtego klienta?
Wydają mi się jakieś niepełne – mruknęła Astoria Nott przeglądając ostatnie papiery. Po skończeniu Hogwartu oboje zostali prawnikami w tej kancelarii. Z początku Astoria broniła się przed tym uczuciem. Była przeznaczona Draconowi dawno temu. Ich rodziny powołały do życia fuzje, by uratować rodzinne firmy. Ona i Dracon nie mieli nic do powiedzenia. Niby dobrze go znała. Przyjaźnili się niemal całe życie. Zawsze mogła na niego liczyć. Jego i Blaise’a.
Wydają mi się jakieś niepełne – mruknęła Astoria Nott przeglądając ostatnie papiery. Po skończeniu Hogwartu oboje zostali prawnikami w tej kancelarii. Z początku Astoria broniła się przed tym uczuciem. Była przeznaczona Draconowi dawno temu. Ich rodziny powołały do życia fuzje, by uratować rodzinne firmy. Ona i Dracon nie mieli nic do powiedzenia. Niby dobrze go znała. Przyjaźnili się niemal całe życie. Zawsze mogła na niego liczyć. Jego i Blaise’a.
- Nie martw się – mówił, kiedy rozmawiali o
nadchodzącym ślubie. Bitwa z Voldemortem została wygrana. Malfoyowie znów
wrócili do łask. Rodzice Dracona rozwodzili się, lecz fuzja wciąż istniała.
Nott wprowadził się do niej na jakiś czas. Miał problemy z odzyskaniem majątku
po śmierci ojca. Jej rodziciel, również prawnik, zamierzał mu pomóc. Z Nottem
nie miała zbyt wiele do czynienia. Zwykle trzymał się swoich towarzyszy albo stał
całkiem z boku. Znany był ze zmieniania dziewczyn jak rękawiczek. Nie ufała mu,
a jednak coś ich do siebie zbliżyło. Jakoś pół roku przed ślubem nad jeziorem
po prostu ją pocałował.
- Wiem, że nie kochasz Dracona – powiedział
twardo. – Czy musisz za niego wychodzić?
Pokręciła
głową niezdecydowana. Wahała się. Skandal by ich nie ominął. Dodatkowo problemy
finansowe. Ich romans zaczął się gwałtownie. Właśnie z Nottem straciła
dziewictwo. Przed Draconem i rodzicami udawała, że wszystko jest w porządku. Aż
w końcu Malfoy ją przyłapał. Musiała mu wiele tłumaczyć. I, o dziwo, ją
zrozumiał. Nie wierzył w miłość, ale chciał, by ona była szczęśliwa. Dzięki niemu
dzisiaj jest. Kochała Theodora bez względu na jego przeszłość. I wierzyła, że
on również ją kocha.
- Mam te
papiery! – Nott podszedł do niej, przerywając jej wspomnienia. Czule uśmiechnął
się do widocznego brzucha. Była w czwartym miesiącu. Wkrótce na świat miało przyjść
ich dziecko. Owoc miłości. Oboje czekali na to z wytęsknieniem i niczego
bardziej nie pragnęli. Wiedziała, że nigdy jej nie zawiedzie. – Myślisz, że
sprawa będzie wygrana? Czarownica ma powody, by się mścić. Możliwe nawet, że
złamała prawo. Jeśli tak, zostanie zesłana na Riverę. – Rivera była nową wyspą
więzienną po obaleniu Azkabanu. Otoczona zaklęciami, pilnowana przez specjalnie
szkolonych Aurorów, nie potrzebowała dementorów. Właśnie tam wysłano
największych Śmierciożerców. Wyspa była prawdziwym piekłem i nikt nie chciał
tam trafić. Dochodziło nawet do częstych walk o życie. Okropne miejsce. Nott
był w nim tylko raz i cieszył się, że zdołał zmienić swoje życie. Wyszło mu na
lepsze. Miał cudowną i kochającą żonę. Wkrótce zostanie ojcem. Nie żałował
decyzji, którą dał mu Dumbledore. Dzięki temu wyszedł na prostą i sobie
poradził.
- Myślisz,
że nam się uda? – Astoria szczerze wątpiła. Bardzo zależało jej na tym, by im
się powiodło. Wrobiony mężczyzna należał do ich dobrych przyjaciół. Miała
nadzieję, że jakoś uda im się osiągnąć sukces. Nie mieli zbyt dużego pola do
popisu. Musieli działać całkowicie na ślepo. – Nie chcę, by Alan płacił za
czyjeś grzechy. Zasłużył na coś lepszego.
- Spokojnie, poradzimy sobie – zapewnił ją czule.
Nie wyglądała na przekonaną. Czuła, że coś kombinuje. Zbyt dobrze znała swojego
męża. Spoglądała podejrzliwie na chłopaka, kiedy nagle zadzwonił dzwonek. Nie
kryła zaskoczenia po tym, jak skrzat domowy zaanonsował Pottera. Wybraniec rzadko
kiedy do nich zaglądał. Właściwie ich stosunki były takie nijakie. Nie potrafili
ich zbyt dokładnie określić.
- Co tu
robisz, Potter? – zapytał chłodno Nott. Mężczyzna pokręcił głową i wszedł do
środka. Dość sztywno przywitał się z Astorią. Ciężko mu było tutaj przyjść. Nie
był pewien, jak zareagują. Jednak obiecał Kingsleyowi zjawić się w tym domu.
Musiał zatem się wykazać.
- Chodzi o
twoich dawnych przyjaciół, Nott – odparł, stwierdzając, że najlepiej jest
zacząć od razu. Astoria z mężem wymienili ponure spojrzenia. – Wiemy, że
szykują coś wyjątkowo groźnego. Niestety, nie mamy pozostałych informacji.
- I
myślicie, że mógłbym od tak po prostu wejść w ich szeregi i udawać, że nic nie
zaszło? – parsknął z niesmakiem. Nie spodziewał się tego. Akurat zaczął
normalne życie. Wszystko mu się układało. A tymczasem okrutny los postanowił z
niego zadrwić. – Chyba śnisz, Potter. Nie tym razem. Nie dam się sprowokować.
- Pomyśl o
Astorii. – Harry przeklinał się w duchu, że użył tego argumentu. Musiał być
jednak stanowczy. Potrzebowali jego pomocy. Bardzo niechętnie przyznawał się do
tego. – Wiesz, że oni nie odpuszczają. Zarówno tobie, jak i Malfoyowi grozi
niebezpieczeństwo. On nie ma nic do stracenia, a ty?
-
Zastanowię się, ale nic nie obiecuję. A teraz łaskawie wynoś się z mojego domu!
– rozkazał zdecydowanym tonem. Harry kiwnął głową i wyszedł. Nott westchnął
ciężko. A jednak zdarzyło się to, czego obawiał się najbardziej. Przeszłość
dała o sobie znać. Znowu. Czy oni nigdy nie dadzą mu spokoju? Już zawsze będą
go prześladować? Nienawidził tego z całego serca, pragnął spokoju, a dostawał
problemy i kłopoty. Wszystko przez jego rodziców. Przeklinał ich w duchu, ile
sił. Jak mogli mu tak zrujnować życie? W
ogóle nie dostał żadnego wyboru. Dlaczego? Co im takiego zrobił? Pokręcił głową
i w bezradnym geście otarł pot z czoła. Astoria spojrzała na niego z czułością.
- Wszystko
w porządku, kochanie? – spytała, podchodząc. Delikatnie pogłaskała go po
policzku. Wiedziała, że był zmartwiony i przerażony. Ona również. Jednak nie
mogli odmówić. Theodor bardzo się starał, by dostać nową szansę. Dzięki niej niezwykle
mu się udało. Gdyby nie ona, z pewnością stoczyłby się na dno.
- Znowu
powróciły – mruknął smętnym głosem. – Moje demony z przeszłości. Czy dawne
życie da mi kiedykolwiek spokój? Pomogłem im wcześniej. Zdradziłem swoich
współbraci. Mój ojciec mnie nienawidzi. Wciąż muszę uważać na siebie za każdym
razem, gdy wychodzę z domu. Mało im jeszcze? Do diabła, przeklęty Potter!
- Nie
musisz się zgadzać – szepnęła, chociaż wiedziała, że jej mąż się nie zawaha.
Nie darowałby sobie. Taki już był. Nie pasował do ciemnej strony życia.
Zupełnie inaczej miał Draco. Na szczęście on również się jej wyrwał.
- Wiesz, że
nie mam wyboru. Tak bardzo nie chcę cię stracić. – Ostrożnie przyciągnął ją do
siebie i pocałował. Odwzajemniła pocałunek. Teraz, kiedy była w ciąży, ich
stosunki stały się nieco ograniczone, ale i tak wziął ją na ręce do sypialni.
Nie chciał tracić ani chwili z potrzeby bycia razem. Niezwykle cenne momenty.
Nikt mu ich nie odbierze. Absolutnie nikt.
*~*~*
- To twoje miejsce, młody Malfoyu.
Słyszał w
głowie porażający głos Voldemorta. Klęczał przed nim tuż po tym, jak wykonano
wyrok. Megan Evans. Dziewczyna, którą bardzo polubił i tak niewiele brakowało,
by coś między nimi było. Jedna z niewielu osób, przed którymi się otworzył.
Jeszcze przed Hermioną. Spędzał z Megan dużo czasu, gdyż ojciec dziewczyny był
Śmierciożercą, który wykonywał misje dla Voldemorta. Matki właściwie nie miała,
gdyż ta odeszła od nich, kiedy tylko poznała prawdę o mężczyźnie, za którego
wyszła. Jednak ojciec Megan zdradził. Niespodziewanie zaczął pracować dla
przyjaciół Dumbledore’a. Z początku nikt nie chciał w to uwierzyć. Ostatecznie
Jordan Evans wydawał się być najwierniejszym człowiekiem Czarnego Pana. Jednak
jego zdrada była niekwestionowana.
- Zapłacisz za to w najboleśniejszy sposób –
przemówił wówczas do niego. Na sali, gdzie się wówczas znajdowali, wywleczono
młodą dziewczynę. Krzyczała przerażona i oszołomiona. Draco próbował jej
bronić, lecz ojciec wyraźnie mu zakazał. Bezradnie patrzył, jak pada zaklęcie
uśmiercające. Megan osunęła się martwa. Nie krył swojego przerażenia. A potem
wezwano jego. Voldemort musiał zdawać sobie sprawę, że sytuacja, w której się
znalazł, wyraźnie zachwiała młodym Draconem i musiał go przekonać do siebie. Liczył,
że mu się uda. Zawsze zdobywał to, czego chciał. Nigdy się nie zachwiał przed
nikim i niczym. – Mam dla ciebie zadanie. Byś przypomniał sobie, do kogo
należysz. Zwabisz Hermionę Granger, tę szlamowatą przyjaciółkę Pottera.
Sprawisz, że ci zaufa jak nikomu innemu. Będziesz jej obrońcą i najlepszym
przyjacielem do czasu, aż cię wezwę. Wówczas przyprowadzisz ją do mnie.
- Jak rozkażesz, panie – odparł Draco
zdecydowanym głosem. Jednak już wtedy wiedział, że zdradzi. Śmierć Megan
przechyliła czarę. Pokazała mu, którą stronę wybrać. Obraz przeszłości powoli
zacieśniał się. Wyraźnie słyszał głos Hermiony. Historię, którą opowiadała,
znał na pamięć. W końcu przeżyli ją oboje.
- Dlatego,
że żadna kobieta nie zasługuje na coś takiego, a zwłaszcza ty – odpowiedział
głośno i wyraźnie. Powoli wybudzał się z pełnego bólu snu. Ciało jeszcze trochę
go piekło, ale przeżywał dużo gorsze chwile. Kiedy próbował się buntować,
ojciec i ciotka nieraz w bolesny sposób pokazywali mu, gdzie jego miejsce. Nie
było to łatwe, ale dał radę. Z każdej urazy wychodzi silniejszy niż wcześniej.
Teraz miało być tak samo. Ostrożnie uniósł się na łokciach. Wciąż jeszcze był
osłabiony. Musiał dotrzeć do siebie jak najszybciej. – Myślałaś o przeszłości, prawda?
- Tak. – Pokiwała
głową niechętnie. Wyglądała na speszoną. Doskonale ją rozumiał. Tak wiele
przeszła w swoim życiu. I on również przyczynił się do jej nieszczęścia. Miała
prawo go nienawidzić. W końcu zniszczył jej życie. Teraz znów chciał ją
wykorzystać. – Jak się czujesz? – Celowo zmieniła temat. Nie chciała wracać do
przeszłości. Nie była gotowa na ten krok. Ta rozmowa mogła jeszcze trochę
poczekać.
- Lepiej,
ale wszystko mnie boli. Miałaś szczęście, wiesz? Zdążyłem w ostatniej chwili.
- To prawda
– przytaknęła, odgarniając blond kosmyki opadające mu na czoło. – Opowiedz mi o
klątwie Sloan – poprosiła cicho. – Wiem, że nie powiedziałeś mi wszystkiego.
Chciałabym wiedzieć coś więcej.
Musiał przyznać, że zaskoczyła go tą prośba.
Spodziewał się, iż będzie mu złorzeczyć i nigdy nie zgodzi się z nim na
jakąkolwiek współpracę. Słowa, które wypowiedziała, sprawiły, że budziła się w
nim nadzieja. Wciąż jeszcze może być lepiej. Wierzył w to. Musiał tylko być z
nią szczery. Nie tak jak ostatnim razem. Ukrywając prawdę, niczego nie osiągnął.
Jeżeli miała się w nim zakochać, musiał działać wbrew swoim zasadom.
Opowiedział wszystko. Chyba nigdy jeszcze nie był tak szczery jak w tym
momencie. Zasługiwała na to. Ta spowiedź była dla niego niezwykle osobista.
Widział poruszenie w oczach kobiety i kontynuował opowieść. Pokazał tatuaż z
kwiatem. Miesiąc powoli się kończył, zamieniając pęki kwiatów. Jeśli minie ich
dwanaście, pozostanie już taki na zawsze. Nie wyobrażał sobie gorszego
koszmaru. Na samą myśl o tym robiło mu się niedobrze. Musiał być silny. Dać
radę jakoś przetrwać. W tym momencie tylko to się liczyło.
- Sloan
zdecydowanie przesadziła – powiedziała Hermiona, ku jego zaskoczeniu. Bardziej
sądził, że będzie zgorszona. Potraktuje go ostro, rzuci reprymendę. A tymczasem
stawała po jego stronie? Z niedowierzaniem spojrzał na nią, aż młoda Gryfonka się
zaśmiała. – Widzisz, Draconie, doskonale rozumiem, co musiałeś przejść, gdy
Sloan ci się naprzykrzała. Ciężko było jej zrozumieć takie zachowanie. Gdy ktoś
mówił „nie”, wyrażał jasny przekaz. Nie wszyscy jednak to rozumieli. Tak jak
Sloan czy Mitch Calvin. Pod wieloma względami mogliby podać sobie ręce. Oboje
ciężko przyjmowali odmowy. Westchnęła cicho. Wspomnienie tamtego mężczyzny
wciąż budziło w niej lęk. Nie rozumiała, dlaczego dawny i kochany Ron pozwalał
na to wszystko. Pragnęła pojąć, jak daleko sięga jego mrok.
- Wiesz, że
mnie zaskakujesz? – zapytał ze śmiechem. – Kiedyś tak wiele przeszliśmy. Wciąż
nie mogę uwierzyć, że zachowałem się tak podle, ale nie miałem wyjścia. Jest
wiele rzeczy, które powinienem ci powiedzieć. Niestety, nie mam odwagi. Obawiam
się, iż odwróciłabyś się ode mnie na zawsze. A potrzebuje cię.
- Do
złamania klątwy – wyszeptała cicho, jakby z wyrzutem w głosie. Draco zaklął pod
nosem. Wiedział, że musi postępować z nią delikatnie. Bardzo źle znosiła całą
sytuację. Nie winił jej wcale. Jedynie sobie mógł naubliżać. Zachował się jak
zwyczajny palant. Czy kiedykolwiek wybaczy mu jego egoizm? Nie miał pojęcia.
- Nie tylko
– powiedział cicho, licząc, że mu uwierzy. – Kiedyś dawno temu złamałem ci
serce. Musisz wiedzieć, że nie było to celowe. Musiałem działać i wykonywać
rozkazy Voldemorta. Potrafił zjednywać sobie ludzi strachem i przemocą. Wiem,
że nie wybaczysz mi tego. Jednak może dasz mi szansę? Czy jeśli spróbujemy być
przyjaciółmi, pozostawimy otwartą furtkę na coś więcej? Ostatecznie nic nie
tracisz, prawda?
Mimo jego zdecydowanych słów, wahała się bardzo.
Nie wiedziała, jak reagować na jego propozycję. Chciał dobrze, ale ona? Czy też
tego chciała? Oboje tak wiele stracili. Pragnęła odzyskać ten skradziony czas.
Owszem, Draco miał trudny charakter i chwilami ciężko było do niego dotrzeć,
ale jeśli zdobyłaby jego serce? Przecież widziała, że potrafił kochać. Przez
cały czas bycia razem okazywał jej wiele troski i dobroci. Dzięki niemu
uwierzyła w siebie i że może być kochana. Miała możliwość to powtórzyć.
-
Spróbujemy – powiedziała cicho. Draco poczuł, jak wpływa w niego nadzieja.
Jeszcze będzie szansa, by się udało. Los szykował różne niespodzianki.
Wiedział, że ojciec nigdy nie zaakceptowałby tego związku. Lecz w tym momencie
nie przejmował się takimi błahostkami. Kiedyś z Hermioną łączyło go coś, co sam
zniszczył. Teraz będzie miał cudowną szansę naprawić swój błąd, zacząć wszystko
od nowa. Wierzył, że mu się uda. Nie zmarnuje daru, jaki otrzymał. I liczył, że
tym razem mu się uda.
- Dziękuję,
Hermiono – wyszeptał słabym, zmęczonym głosem. Pozwoliła mu zasnąć. Wiedziała,
że potrzebował odpoczynku. Cichaczem wyszła z pokoju, gdzie odetchnęła z ulgą.
W głowie miała straszny mętlik. Czy słusznie postąpiła? Nie popełniła żadnego
błędu? Czas pokaże, jak potoczą się jej losy. I Dracona. Od tej pory stały się
one ze sobą złączone.
*~*~*
Na zakończenie:
I jak wam się podobał?
Mam mieszane odczucia odnośnie Harry’ego i Ginny.
Mam mieszane odczucia odnośnie Harry’ego i Ginny.
Podobnie jak i Astorii i Notta. Mam nadzieję, że
nie narozrabiałam względem nich. Ogólnie całkiem polubiłam tę parę i nawet
myślę o oddzielnym opowiadaniu o nich. Jednak wszystko jest kwestią czasu.
Tymczasem pozdrawiam i zapraszam na ciąg dalszy!
Informacyjnie:
Tytuł opowiadania: „Piękna i bestia”
Tytuł rozdziału: „Wilcze szpony”
Ilość stron: 11
Ilość słów: 5 222
W tym rozdziale wiele się działo i mam jeszcze trochę przemyśleń :P
OdpowiedzUsuń[Zaklęcie brzydoty nie wzięło się znikąd. Słyszałaś kiedyś historię o „Pięknej i Bestii”?] Jeej, wspomnienie o mojej ukochanej bajce ^^ To ciekawa sugestia, że Sloan kierowała się motywem baśniowym, aby dać nauczkę Draconowi.
Fajnie, że Lorena chce, by ta miłość była uczciwa. To dobrze, bo też przecież nie może być tak, że Draco zamknie sobie Hermionę, będzie dla niej miły, a potem będzie próbował wymusić w niej jakieś uczucia. Nie tędy droga. No i to ciekawe, że kobieta wie już, jak można złamać klątwę. Tego jeszcze nie było.
Motyw wilków! Prawie tak samo jak w disneyowskiej animacji. Lubię takie smaczki. I Draco również przybył na ratunek. Racja, Hermiona postąpiła bardzo lekkomyślnie :P Dobrze, że oboje wyszli z tego cało. Wreszcie przytoczyłaś nam całą ich historię. Przyznam, że teraz widzę Malfoya w lepszym świetle – nie złamał jej serca z czystej złośliwości. No i jak dobrze, że ocalił ją przed Mitchem, niezależnie od tego, z jakich działał pobudek. Końcowa rozmowa naprawdę wydawała się szczera. Draco odsłonił swoją prawdziwą twarz, a i Hermiona nie bała się okazać po sobie wahania czy obaw. W końcu dali sobie wzajemnie szansę.
Mnie się historia Astorii i Notta podobała. Szczerze współczuję mężczyźnie, że został wciągnięty w brudne interesy rodziców i teraz ma ciemną plamę na swoim życiorysie. Astoria za to stała się jego wsparciem. Też mi się wydaje, że Nott zgodzi się pomóc Harry’emu, aby jakoś odkupić swoje winy.
Pozdrawiam :)
Wiesz, że jesteś jedyną osobą, która zwróciła uwagę na historię Notta i Astorii? zawsze chciałam ich połączyć ze sobą. Uważałam, że będą tworzyć całkiem zgrany duet i chyba mi to wychodzi.
UsuńNie chciałam jednak przyćmić tym historii Dramione.
O tak Draco ma jeszcze wiele przed sobą.
No i nie zapominajmy o Belli.
Ta kobieta z pewnością łatwo nie odpuści.
p.s. dziękuje za ciężką pracę przy rozdziałach.
pozdrawiam.
Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Ma w sobie magię bajek dzieciństwa i kryminału najlepszych powieści. Wszystko oczywiście będzie zależało od tego jak dalej będzie to wyglądało, ale czuję, że będzie super.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest naprawdę świetne.
pozdrawiam
dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com
(Przedostatni akapit, trzy ostatnie zdania - masło jest maślane. ;) Ja bym to poprawiła...).
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o rozdział, to jak zwykle mi się podobało. Oczywiście najlepiej czytało mi się o Draco i Hermionie, ale Nott i Astoria to faktycznie całkiem niezła para. To, że ona jest w ciąży i że połączyła ich taka miłość, wydaje mi się całkiem urocze. Zresztą tak samo jak rozmowy D&H. Z drugiej strony Draco to dupek. I egoista. Ale jak każdy zasługuje na miłość i na zdjęcie klątwy. Jestem ciekawa, jaka będzie jego droga do odzyskania dawnego wyglądu.
Harry i Ginny... Znowu pracują razem, chociaż nie powinni. Na pewno nie będzie im łatwo.
No nic, czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam
Hmm faktycznie muszę trochę popracować nad końcówką. Te powtórzenia kiedyś mnie wykończą. Próbuje się ich wystrzegać, ale sama wiesz jak bywa;0
UsuńTak starałam się ukazać Draco w dwóch wersjach jak zwróciła uwagę mi Marzyciela;)
Następny rozdział już wkrótce.
Dziękuje.
Uwielbiam Twoje opowiadanie!
OdpowiedzUsuńSzablon jest piękny, ale mam jedno zastrzeżenie, a mianowicie na telefonie nie da się czytać. Nie wiem czym jest to spowodowane.
Jestem leniuszkiem i nad zbyt nie lubię długich rozdziałów, lecz Twoje z ciekawością przeczytałam!
Pozdrawiam, Jenny.
http://as-long-as-the-war-do-us-part.blogspot.com/
Błagam Cię, żeby tylko Nott nie zginął przez to pomaganie. To by była wielka strata, a Astoria... nie, on musi żyć.
OdpowiedzUsuńHermiona i Draco, sprawy wyglądają nieco lepiej. Jak zwykle prawda okazała się kluczowa do rozwiązania problemów. Draco powinien o tym na przyszłość pamiętać. Kłamstwo zawsze prędzej, czy później wychodzi na jaw. Tak czy siak bardzo podobała mi się scena ich jakby nie patrzeć pojednania.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Muszę Ci zwrócić uwagę na fakt, że gdy wspominasz o nienarodzonym dziecku Ginny, za każdym razem pojawia się dla niego inne imię, jakoby było tym najlepszym, jakim od zawsze Weasleyówna chciała nazwać swoje dziecko.
OdpowiedzUsuń