„Smutne to,
ale cierpienie jest chyba jedynym niezawodnym
sposobem zbudzenia duszy ze snu”
Kroniki Proroka
Codziennego 003:
Ahoj kochani!
To już drugi rozdział naszego opowiadania.
Muszę przyznać, że pomysł okazał się trafny, a ja
ostatnio czytając różne dramionowe historię, uważam, że chyba nigdy nie osiągnę
takiego kunsztu, jaki osiągnęły autorki wielu cudownych opowiadań, ale liczę,
że chociaż w połowie mi się uda. W każdym razie z każdym opowiadaniem coraz
bardziej się rozwijam i mam nadzieję, że coś
się uda.
Tymczasem nie trując więcej, zapraszam na kolejny
rozdział.
Miłego czytania.
P.s. Rozdział dedykowany Marzycielce, która zgodziła się zostać betą mojego opowiadania! Dziękuje kochana z całego serca.
P.s. Rozdział dedykowany Marzycielce, która zgodziła się zostać betą mojego opowiadania! Dziękuje kochana z całego serca.
*~*~*
Dla
Draco rozpoczął się najgorszy okres w jego życiu.
Sloan zachowała się wobec niego bardzo brutalnie i
żadne zaklęcie nie miało na to wpływu. Naprawdę próbował. Gotów był nawet
sięgać po najmroczniejszą magię. Niestety. Zaklęcie było nierozerwalne. Z
niechęcią spoglądał na swoje odbicie w lustrze. Kiedyś miał urodę i wygląd.
Teraz nic nie zostało. Myślał nawet o popełnieniu samobójstwa. Dla niego taka
droga byłaby najlepsza. Po prostu pozbyłby się problemu. Tylko cudem dawał radę
walczyć i nie poddać się. Naprawdę niewiele do tego brakowało. Liczył na pomoc
Snape’a. Mistrz eliksirów obiecał pojawić się lada dzień. Do tego czasu Draco zabarykadował
się w swoim mieszkaniu. Od dawna nie
przebywał w Malfoy Manor. Podobnie jak jego ojciec. Obaj kupili dobre
mieszkania w Londynie i żyli na odpowiednim poziomie. Teraz musiał zrezygnować
z kilku przemówień i spotkań. Gdyby się pokazał w takim stanie strach pomyśleć,
co zrobiliby ludzie, którzy z nim współpracowali. Nie skończyłoby się to dla
niego dobrze. Wolał nie ryzykować. Im mniej osób wiedziało, co zaszło, tym
lepiej dla niego. Myślał również o tym, komu będzie mógł zaufać w przyszłości.
Na razie ojcu też nic nie wspomniał. Zrobi naprawdę wszystko, by ukryć ten
sekret jak najgłębiej.
- Zaskoczyło mnie twoje wezwanie, Draco – rozległ się
dobrze znajomy mu głos dobiegający zza drzwi. Draco pospiesznie nałożył na
siebie kaptur i otworzył je. Severus Snape przywitał go z rezerwą i
niepewnością. Młody Malfoy wiele wiedział, jak trudną drogę musiał przebyć, by
osiągnąć upragnione szczęście. Oskarżony o zdradę Śmieciożerców, musiał się
ukrywać, ale wciąż brał aktywny udział, by wspomóc Dumbledore’a. Z jego matką
tworzyli całkiem udany związek. On sam nie wiedział, co myśleć o tym wszystkim.
Wolał zachować dla siebie swoje zdanie na ten temat. – Co się stało?
Gdy padło pytanie, Draco przez chwilę się wahał. Nie
miał do końca pojęcia, jak się zachować. W końcu zsunął kaptur. Stało się , jak
myślał. Mężczyzna wydał z siebie okrzyk zaskoczenia. Tego się nie spodziewał.
Długo rozmawiali. Opowiedział wszystko i niczego nie pominął. Nawet to, co
zrobił, by zasłużyć na taką karę. Mężczyzna był wstrząśnięty.
- Nie zdawałem
sobie sprawy, że takie zaklęcie w ogóle istnieje – wyznał po usłyszeniu
wszystkiego. Wciąż spoglądał na niego w wielkim szoku. Młody Malfoy zmienił się
nie do poznania. Dobrze, że nie zabrał ze sobą Narcyzy. Bardzo chciała zobaczyć
się z synem, lecz uznał, iż dopóki sam nie dowie się, o co chodzi, lepiej
będzie, jeśli zostanie w ich domku. Nie mylił się. W swoim długim życiu słyszał
o wielu rzeczach, ale widok nim wstrząsnął. I jeszcze ta śmieszna klątwa.
- Wyobrażasz
sobie, co powiedziała na koniec? Muszę się zakochać ze wzajemnością – prychnął
z pogardą. – Niby jak mam to zrobić z tym wyglądem? Wszystko jest jakąś farsą.
- W każdej
magii jest jakiś kruczek. Może w tej również? – zapytał z nadzieją Snape. Naprawdę
martwił się o całą sytuację. Nie żeby sądził, iż młody Draco nie zasłużył sobie
na taki los. Od jakiegoś czasu rozmawiał z Narcyzą i wyraźnie mówił o
wątpliwościach, jakie wiązał z młodym mężczyzną. Jakby nie było, wciąż
pozostawał pod dużą presją ojca i raczej zbyt prędko ta rzecz się nie zmieni.
Jak długo Malfoy będzie miał wpływ na swojego syna. Chyba, że teraz. Może jakaś
nadzieja istniała? Miał cichą nadzieję, że klątwa coś uświadomi chłopakowi.
- Chyba nie ma
– Pokręcił głową bezradnie. Czuł się coraz bardziej przybity. Jeżeli Snape
czegoś nie wymyśli, czekała go trudna rozmowa z ojcem. Nie miał pojęcia, jak
zareaguje rodziciel i trochę miał obawy. Lucjusz nienawidził brzydoty i nieraz
wyraźnie to pokazywał. – Sloan bardzo dokładnie sprecyzowała całe zaklęcie.
Czułem, jak przenikało moje ciało. Nigdy czegoś takiego nie odczułem. Ona lubi
bawić się czarną magią. Coś w stylu Voldemorta.
Snape pokiwał głową. Gdyby Voldemort chciał kogoś
ukarać w ten sposób, z pewnością wybrałby taką metodę. Pamiętał dobrze, jaki
był i jak zdobywał władzę, łamiąc wszelki upór. Nieraz pokazywał wyraźnie, że
jest zdolny do wszystkiego. Teraz te czasy minęły i nie wrócą już. Pojawiło się
za to nowe niebezpieczeństwo. Czarna magia wiązała ze sobą coraz więcej młodych
czarowników i niosła ze sobą naprawdę wysokie koszta.
- Musisz
porozmawiać z ojcem – powiedział cicho coś, o czym Malfoy myślał w myśleniu.
Draco podniósł się z krzesła i potarł twarz. Z niezadowoleniem spojrzał na
ramię, gdzie widniał tatuaż. Wiedział, że musiał dokonać niemożliwego. Tylko,
czy jakaś kobieta się w nim zakocha? I skąd będzie wiedział, że naprawdę?
Miłość bywała złudna. Niejeden raz miał okazję się o tym przekonać. Przez lata
obserwował małżeństwo rodziców. Widział, jak wiele łez matka wylała i na jakie
cierpienie została skazana. Wiedział, że nie kochała ojca. Została zmuszona do
tego małżeństwa poprzez mariaż rodziców. Dopiero teraz wydawała się być
naprawdę szczęśliwa. I trochę jej tego zazdrościł. – Wiesz, że nie możesz tego przed nim ukrywać.
- A
zobowiązania? Kontrakty? – Do Dracona powoli docierało, że świat modelingu
skończył się dla niego w momencie rzucenia klątwy. Sloan nie odpuści, dopóki
jej krzywda nie zostanie spłacona. Być może nawet jej celem było pozostawienie
go takim na zawsze. Chyba wówczas popełni samobójstwo.
- Będziesz
musiał o tym zapomnieć do czasu, aż nie dowiemy się czegoś na temat klątwy.
Wezwij ojca, Draco. Porozmawiamy z nim wspólnie.
Przez chwilę dwaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem i
Draco z westchnieniem podniósł się i wyciągnął kartkę i papier. Siwy puchacz o
imieniu Rory już czekał, obserwując swojego pana. Draco znalazł go w czasie
jednej ze swoich wędrówek wokół Malfoy Manor. Miał złamane skrzydło, ale mimo
wszystko wciąż pięknie wyglądał. Nie umiał przejść koło niego obojętnie. Ten
ptak wzbudzał w nim litość i nigdy nie żałował, że ujął się za nim. Zyskał
wiernego i niezawodnego przyjaciela. Skończył pisać list i zerknął na papier.
Nie podał za wielu szczegółów. Uznał, że lepiej będzie jeśli ojciec sam się
przekona, z czym ma do czynienia.
- Myślisz, że
to wystarczy? – spytał, podsuwając kartkę byłemu mistrzowi. Snape zerknął na
nią, nic nie pokazując po sobie. Zawsze umiał zachować całkowitą rezerwę, a
wściekłość nim targała w środku. Czasami Draco zastanawiał się, czy miał jakieś
uczucia.
- Poczekamy,
zobaczymy. Na razie mam ochotę się napić. Co powiesz? – Draco nie umiał odmówić
tej propozycji i uśmiechnął się z zadowoleniem, sięgając po kieliszki i
butelkę. Czekała ich długa noc i trzeba było ją jak najlepiej wykorzystać.
*~*~*
Hermiona nie miała ochoty wracać do domu.
Wciąż pamiętała tamtą straszną noc, gdy Ron
sprowadził Mitcha Calvina. Siedzieli wówczas do późna i pili. By nie rzucać się
im w oczy, siedziała zamknięta w drugim pokoju. Zdawała sobie sprawę, że
przyjdzie jej potem zapłacić za to, że nie powitała jego przyjaciół, lecz olała
to. Musiała znaleźć wyjście z tej chorej sytuacji. Wszystko coraz bardziej się
pokomplikowało. Ron coraz bardziej utrudniał normalne życie. Obserwowała z
przerażeniem, jak każdego dnia coraz bardziej się staczał. Wiedziała, iż nie da
rady mu pomóc. Jeżeli sama sobie nie pomoże i ona pójdzie razem z nim na dno.
Tylko, czy da radę uciec? Gdzie w ogóle znajdzie jakiekolwiek schronienie? Gdyby
tylko mogła poprosić któregoś z przyjaciół, zrobiłaby to. Nie chciała nikogo
narażać. Ron w obecnym stanie był zdolny do wszystkiego. Mógłby nawet kogoś
skrzywdzić. Czułaby się wówczas odpowiedzialna. Musiała jakoś sama sobie
poradzić.
- Panno Granger,
mogę poprosić panią na słówko? – Z zamyślenia wyrwał ją głos przełożonej
oddziału, w którym pracowała. Oderwała się od leków i niechętnie ruszyła do
gabinetu przełożonej. Najstarsza uzdrowicielka pracowała w tym szpitalu już od
trzydziestu lat. Wszyscy nazywali ją panią Idrys. Hermiona nie słyszała, by
kiedykolwiek wyszła za mąż. Mówiono o niej stara panna i często się tak
zachowywała. Wśród pracowników wzbudzała strach i szacunek. Nawet główni
Uzdrowiciele szanowali zdania, które wypowiadała. Ona naprawdę dobrze
wiedziała, co jest najlepsze dla pacjenta i niejednej osobie uratowała życie.
Podobno kiedyś była najlepszą przyjaciółką Dumbledore’a. Gdzieś mówiło się o
romansie tej dwójki, ale nikt nie potwierdził tej plotki. Kiedy trafiła na
oddział, była pod jej czujnym okiem od samego początku. Naprawdę bardzo się
starała. Nagłe wezwanie sprawiło, że
opuściła ją pewność siebie. W ogóle ostatnie wydarzenia pokazały, iż gdzieś
zniknęła tamta dzielna i odważna Gryfonka z Hogwartu. Ta nowa Hermiona była
całkiem inna. Zagubiona, cicha i niezwykle spokojna. Czasami czuła, że boi się
własnego cienia. Bardzo pragnęła wyjść z letargu, w którym się zamknęła, lecz
niestety nie wiedziała jak. Ostrożnie zapukała do gabinetu i gdy odpowiedziało
jej sztywne „proszę”, weszła do środka. Przełożona siedziała na fotelu,
poprawiając okulary na nosie. Liczyła sobie około siedemdziesięciu lat i wciąż
miała całkiem niezłą formę i dryg. Podobno stosowała jakieś eliksiry, ale nikt
tak naprawdę tego nie widział. Twarz pokryta zmarszczkami, a czubek głowy
zdobił elegancki, siwy kok podkreślający status kobiety. Zawsze ubierała się
nienagannie.
- Wzywała mnie
pani – powiedziała cicho, zajmując wskazane miejsce. Cała drżała. Czuła, że
ważą się jej losy. Bardzo potrzebowała tej pracy. W tym momencie była to dla
niej jedyna przepustka na lepszy los. Gdyby teraz ją straciła, z pewnością nie
miałaby pojęcia, co dalej robić.
- Obserwowałam
cię od jakiegoś czasu – odparła poważnie. Od głosu kobiety bił wyraźny chłód. Gdyby
tylko można było cokolwiek wyczytać z jej twarzy. Pozostawała niewzruszona i
całkowicie obojętna. Zupełnie jakby wszystkie uczucia były całkowicie
obce. – Pracujesz tu już dość długo i
wykazujesz najwięcej chęci z całego personelu. Bardzo często też zostajesz po
godzinach. Jestem z ciebie naprawdę zadowolona i chciałabym ci zaproponować
awans.
- Awans? – Hermiona zrobiła kompletnie
zaskoczoną minę. Nie wierzyła, że coś takiego mogło ją spotkać. Do tej pory
zawsze się kryła w czyimś cieniu. Sądziła, że zawsze tak będzie. Tymczasem
przełożona dostrzegła właśnie ją. Sądziła, że ze wszystkich osób awans dostanie
Uzdrowicielka Anna Bolton. Ze wszystkich pracowała najdłużej i spędzała każdą
wolną chwilę. Potrafiła naprawdę dużo poświęcić. Poczuła zakłopotanie. – Dlaczego
właśnie ja?
- Naprawdę mam wymieniać, panno Granger? –
zapytała cicho. Widząc poważną i niepewną minę młodej dziewczyny, uśmiechnęła
się miękko. Słyszała o tym, że miała ciężkie przeżycia. Może właśnie stąd brała
się ta niepewność? Kiedyś chciałaby porozmawiać z nią przy innej okazji. Tak
szczerze i po kobiecemu. W swoim długim życiu zdążyła przejść już bardzo wiele.
Liczyła, iż jej porady coś pomogą. Należała do surowych osób, ale gdy komuś z
jej pracowników źle się powodziło, stawała na głowie, by go wesprzeć. Tak jak
teraz. – W porządku, skoro chcesz. Jesteś uczciwa, sumienna i dbasz o
pacjentów. Dzieci przy tobie czują się jak w domu. Często zapominamy, czym
właściwie jest to miejsce. Dla wielu ostatnią szansą. My czarodzieje, nie
jesteśmy nieśmiertelni. Umieramy tak samo jak zwykli ludzie. Moc w niczym nas
nie wyróżnia.
- A Anna? – spytała, wciąż nie wierząc do końca w
słowa kobiety. Była nieco tym wszystkim wytrącona z równowagi. – Wszyscy ją
niezwykle chwalą i uważają, że jest najlepsza.
Nie było również tajemnicą, iż Anna jest córką nowego
Ministra Magii. Głównie dlatego uważała, że właśnie ją ze wszystkich wybierze.
Ze wszystkich właśnie ona nadawała się najlepiej na to stanowisko. Pod tym
względem nie zmieni zdania.
- Ona sama cię
zaproponowała i poparło ją wiele innych osób. Jeżeli mi nie wierzysz, popytaj.
Cały personel z pewnością wszystko potwierdzi. A teraz uciekaj. Zrób jeszcze
obchód i zakończ dzisiejszy dzień jak zwykle.
Hermiona, wciąż oszołomiona, pokiwała głową i wstała
z krzesła, wychodząc. Od razu postanowiła skierować swoje kroki do Anny.
Kobieta porządkowała właśnie gabinet pielęgniarki. Należała do niezwykle
urodziwych kobiet, a fartuch pielęgniarki tylko go podkreślał. Długie jasne
włosy chowała elegancko upięte pod czepkiem. Dawna Gryfonka czasami zazdrościła
tej świeżości i uroku. A przecież obydwie pochodziły z tego samego rocznika,
tylko Anna należała do domu Puchonów. Obecnie łączyło się ją z niezwykle młodym
i ambitnym Krukonem Danielem Cortisem.
- Masz może
chwilkę? – zapytała nieśmiało. Poznając prawdę od przełożonej o awansie, czuła
się nieco niepewnie. – Chciałabym o coś spytać.
- Rozmawiałaś
z przełożoną? – zauważyła rezolutnie. Jej fiołkowe oczy błyszczały szczerością
i zadowoleniem. Pokiwała głową. Nie było sensu tego ukrywać. W końcu prawda
była aż nazbyt oczywista. – Od początku wiedziałam, że wybierze właśnie ciebie.
Musiałam tylko odpowiednio jej to zasugerować.
- Myślałam, że
wybierze ciebie – Hermiona wciąż upierała się przy swoim, ale Anna nie dała się
przekonać. Tak więc wyszła z pracy mile połechtana przez pozostałych. Naprawdę
mogła być z siebie dumna. Tylko komu mogła się tym pochwalić? Ron pewnie jak
zwykle gdzieś zniknął ze swoimi koleżkami. Zawsze tak postępował, gdy
nadchodził weekend. Dzięki temu miała trochę chwil spokoju. Potrzebowała tego,
by móc zregenerować siły na nadchodzący tydzień. Czekały ją dwa dni wolnego, a
w poniedziałek miała przejąć nowe stanowisko. Zdecydowanie nic nie mogło
zakłócić jej tak idealnego poczucia humoru.
Spacerowała między uliczkami, ciesząc się spokojnym
wieczorem. Często tędy wracała, chociaż dzielnica nie należała do bezpiecznych.
Po prostu wszyscy ją tu znali i do tej pory nikt nie odważył się coś zrobić
złego. Przynajmniej wierzyła w to.
- Proszę,
proszę, Granger, długo kazałaś czekać na siebie – zadrżała, słysząc znajomy
głos. Mitch Calvin stał w otoczeniu swoich kolegów. Wyglądał przerażająco, a
ona całkiem sama. Nerwowo przełknęła ślinę. Poczuła strach zalewający jej ciało.
Idealny dzień właśnie legł w gruzach zwiastując początek koszmaru.
*~*~*
Ginny
Weasley wysiadła ze statku i postawiła stopę na angielskiej ziemi.
Po raz pierwszy od dziesięciu
lat wróciła do domu. Wcześniej nawet o tym nie myślała. Wyjechała znienacka,
wierząc, że podejmowała najlepszą decyzje w życiu. Czekała na nią świetna
kariera sportowa, błysk reflektorów i wszystko, o czym kiedykolwiek marzyła.
Kochała Quidditch tak samo jak mężczyznę, który złamał jej serce. Kiedyś była
szczęśliwa i liczyła, że on również. Łączyła ich nie tylko wielka miłość. Po za
nią mieli także niezwykłą przyjaźń. Kochała go, od kiedy po raz pierwszy
zobaczyła go jako mała dziewczynka. Z początku to zwykłe zauroczenie sławnym
kolegą brata. Liczyła iż szybko przeminie, ale im bardziej rosła przyjaźń
Harry’ego i Rona, tym bardziej miłość, jaką czuła, stawała się silniejsza.
Wiedząc, że Harry nigdy jej nie zaakceptuje, robiła wszystko, by o nim
zapomnieć. Stąd pierwszy związek z Thomasem Deanem, drobny epizod z Blaise’em.
Niestety każdego chłopca porównywała do tego jedynego. I gdy już traciła
nadzieję, w końcu coś pękło. Przyjaźń przerodziła się w miłość. Harry zerwał z
ówczesną partnerką Vivian Parker. Dziewczyna należała do grona
najpopularniejszych osób w Hogwarcie. Była o rok starsza od Ginny i chyba
trochę przyjaźniła się z Hermioną Granger. Jej samej okazywała wyraźną
chłodność i obojętność. Trochę tego na początku nie rozumiała. Zwłaszcza, że
bardzo różniła się od Vivian. Nie tylko urodą. Vivian należała do pięknych
kobiet. Długonoga brunetka o ciemnych oczach, opalonej cerze. Zawsze ubrana w
modne i nowe ciuchy. Rodzice należeli do typowej rodziny arystokratycznej, lecz
nigdy nie stali po stronie Malfoyów. Od początku stali po stronie Dumbledore’a
i znacznie przyczynili się do zwycięstwa. Przez jakiś czas ukrywali Harry’ego
pod swoim dachem, narażając życie. To sprawiło, że Ginny nie kryła swojej
zazdrości. Harry próbował z nią zerwać, wmawiając, że troszczy się o jej
bezpieczeństwo, lecz ona mu nie do końca wierzyła. Wiedziała o tym, iż chciał
jak najlepiej, lecz ona należała do upartych osób. Nie pozwoliła się spławić
tak łatwo. Wciąż jednak pozostawała niepewność. A potem po szale zwycięstwa
odkryła swoją ciążę. Z początku była szczęśliwa. Pragnęła tego dziecka i czuła,
że Harry również. I wówczas przyszła niespodziewanie Vivian. Nie kryła swojego
zaskoczenia odwiedzinami kobiety. Gdy ją zobaczyła, miała dziwne wrażenie, iż
jeszcze bardziej wypiękniała. Znów poczuła znajome ukłucie zazdrości. A potem
nastąpił szok.
- Przyszłam porozmawiać o Harrym
– odparła bez skrupułów. Jak zwykle zachowywała chłodny dystans. W powietrzu
unosił się oryginalny zapach perfum kobiety. – Wiem, że go kochasz, ale musisz
zrozumieć. On teraz jest bohaterem. Kimś, kto w świecie czarodziejów coś znaczy
i potrzebuje u swojego boku partnerki, która wprowadzi go w świat. Twoja
rodzina, choć znana, nie da rady podjąć tego wyzwania. Ja wiem, że się
kochacie, lecz czasami miłość to nie wszystko. Widzisz, ja i Harry rozstaliśmy
się na trochę, by spróbować życia w innych związkach. Wiadome jednak dla
wszystkich, że prędzej czy później wrócilibyśmy do siebie. Rozumiesz mnie,
prawda?
Ginny półprzytomnie pokręciła
głową. Słowa Vivian z ledwością do niej docierały. Nie chciała w nie wierzyć.
Przecież Harry ją kochał i ona w to wierzyła. Tymczasem słowa Vivian były
niezwykle pewne. Czuła mętlik w głowie i dziwny ból rozlewający się po brzuchu.
Odruchowo dotknęła go dłońmi. Tam rozwijała się mała kruszynka. Owoc miłości.
Poczuła, jak po jej policzkach ciekną łzy.
- Zostaw mnie samą – wyszeptała cicho. Vivian
pokiwała głową. Na całe szczęście nie kłóciła się tu z nią. Teraz już rozumiała,
dlaczego wzięła ją na ten spacer do lasu. Ta rozmowa nie mogła mieć miejsca w
domu. Takiego bólu jak wówczas nie czuła nigdy. Wciąż wszystko dokładnie
pamiętała, chociaż minęło tyle lat. Tamtego dnia cały świat, jaki znała, legł w
gruzach. W ogóle nie przyszło jej do głowy, by pójść do Harry’ego i porozmawiać
z nim. Czuła, że Vivian od początku mówiła prawdę. Niby dlaczego miałaby
kłamać? Jeszcze tego samego wieczoru straciła dziecko. Ból po stracie był
przerażający i długo nie doszła do siebie. To matka wpadła na pomysł, by
wyjechała. Harry usiłował się z nią skontaktować, lecz go nie chciała. Czuła,
że tak będzie dla niej najlepiej. Wyjechała do Charliego i jego żony Raun,
którzy mieszkali w Rzymie. Pobyt we Włoszech pomógł jej na nowo odnaleźć
siebie. Owszem nie zapomniała o dziecku, które straciła, ale robiła karierę.
Dostała się do włoskiej drużyny Quidditcha i pokazała, co potrafi. Tam również
poznała sympatycznego mężczyznę Paula Nollana. Długo musiał walczyć o jej serce.
Wciąż cierpiała i ciężko przyszło uwierzenie w czyjąś miłość. Paul od początku
wykazywał charakter. Pracował jako menadżer zespołu, a prywatnie robił za
fotografa. Chodził do włoskiej szkoły magii, o której nie słyszała wcześniej. Jak
się okazało, na świecie było o wiele więcej szkół niż te trzy, jakie znała.
Dlaczego im nikt nie powiedział? Może z powodu bezpieczeństwa nie utrzymywali
ze sobą kontaktów lub chodziło o stare wojny czarodziei. Nie wnikała w
szczegóły. Pewne sprawy postanowiła zostawić swojemu biegowi. Tak było
najlepiej. Tymczasem Paul wciąż przy niej trwał i mówił o czymś na stałe. Nie
była do końca gotowa na taki krok, a teraz w dodatku zachorowała matka.
Wiadomość dostała od Freda, który bardzo się o martwił. Głównie dlatego
wróciła. Chciała być przy niej w trudnym momencie i upewnić się, że dostanie
właściwą opiekę. Molly Weasley nie należała do młodych kobiet, lecz mogła
jeszcze trochę pożyć. I już ona się o to postara. Teraz przybyła sama. Paul
miał zjawić się kilka dni później. Bardzo liczyła, że nie spotka się w tym
czasie z Harrym lub Vivian. Nie była zbyt przekonana, jak zniesie to spotkanie.
Szczególnie widok ich dwojga razem. Obawiała się, że jeszcze nie doszła do
siebie po wszystkim.
- Hej, Weasley! – Drgnęła, słysząc z daleka swoje
imię. Odwróciwszy się, zobaczyła swojego brata Georga. Zauważyła, jak bardzo
wydoroślał i zmienił się. W ogóle miał w sobie coś wyjątkowego. Śmierć
bliźniaka mocno na niego wpłynęła. Przez długi czas pił i nawet zniknął gdzieś
i nie dawał znaku życia przez rok. Wówczas wszyscy byli zmartwieni, ale gdy
wrócił, pokazał się jako inny człowiek. Żałoba zniknęła, a w głowie miał
mnóstwo pomysłów. Sklep, który prowadził, rozrósł się, a pomagał mu w tym
najlepszy przyjaciel Lee Jordan. W ogóle wszystkich życie zaczęło wracać do
normy. Tylko ona tkwiła w jakimś dziwnym stanie zawieszenia, nie mogąc z niego
wyjść. Starała się tego po sobie nie pokazywać. Wolała unikać wiecznych pytań o
jej zdrowie. O dziecku w ogóle nie rozmawiali. Ona sama też nie podejmowała tego
tematu. Tak było dla niej najlepiej. Uśmiechnęła się do brata i przytuliła.
Poczuła znajomy zapach domu, który towarzyszył jej od dzieciństwa. W kącikach
oczu zaszkliły łzy.
- George –
wyszeptała poruszona tym spotkaniem. – Nie masz pojęcia, jaka jestem
szczęśliwa. Myślałam, że ta podróż nigdy nie dobiegnie końca.
George Weasley z troską spojrzał na swoją młodszą
siostrę. Zauważył, jak bardzo schudła i zmieniła się. W skromnych listach,
jakie do niego pisywała, dało się wyczuć ukryte cierpienie. Chociaż próbowała
je ukryć, on zbyt dobrze je znał. W końcu była jego młodszą siostrą i ze
wszystkich właśnie on znał ją najlepiej. Nawet z Ronem nie była tak blisko jak
z nim.
- Wróciłaś do
domu, Ginn – przyznał, czochrając jej włosy i dając siostrzanego kuksańca.
Zaśmiała się radośnie. Zawsze poprawiał humor. Z dwóch bliźniaków jego właśnie
lubiła najbardziej. Nie wiedziała czemu. Po prostu z Georgem mieli zawsze
najlepszy kontakt.
- Tak –
przytaknął teraz z powagą. Zbyt dobrze znał swoją siostrę i wyczuwał nastroje.
W tym momencie może i zdawała się być radosna niczym skowronek, w środku
zdawała się być kłębkiem nerwów. Miał nadzieję, że jakoś zdoła jej pomóc. Zasłużyła
na o wiele lepszy los. I miał nadzieję, że tak właśnie będzie. – Ostatnio
trochę kłopotów jest, ale może wszystko z czasem się poukłada.
- A wiesz, co z Ronem? – odważyła się spytać.
Dobrze wiedziała, iż jej starszy brat ostatnio dość ostro narozrabiał i
zachowywał się okropnie. Najbardziej martwiła się o Hermionę Obiecała sobie
napisać do niej, gdy tylko będzie okazja. Kiedyś były przyjaciółkami.
- Nie utrzymuję
z nami kontaktu. Czasami tylko spotykam Hermionę, ale nie mówi za wiele. Mam
wrażenie, iż jest jakaś wystraszona. Powinniśmy przyjrzeć się tej sprawie. Może
być w niebezpieczeństwie. Przykro mi to mówić, bo jest naszym bratem, lecz Ron
nie jest tym samym człowiekiem, jakim był wcześniej.
- Wiem, co mówisz
– zgodziła się z nim Ginny. Wiedziała, że George miał racje. W ogóle wszystko
jest inne, niż zostawiła z początku. I teraz miała wrażenie, iż wszystko
wygląda zupełnie inaczej. Świat, który należał do niej, był inny i czuła, iż
nie do końca odnajdzie w nim swoje miejsce.
*~*~*
Czuła
strach przenikający przez jej ciało.
Największy koszmar
z jej wspomnień znów znalazł się twarzą twarz i miał byli tylko sami.
Uśmiechał się szyderczo, a w ręku trzymał różdżkę gotową do użycia. Zupełnie
jak tamtego dnia w Hogwarcie. Wiele słyszała o Calvinie i zawsze robiła
wszystko, by od niego uciekać. Niestety on upatrzył ją sobie jako swoją ofiarę.
I robił wszystko, by być w jej pobliżu. Tamtego dnia była sama, kończąc pisanie
referatu w bibliotece. Harry i Ron swoim zwyczajem ruszyli do Hogsmeade. Obiecała
do nich dołączyć przy najbliższej okazji. Wzdrygnęła się na wspomnienie tego,
co by się stało, gdyby Malfoy nie zdążył. Tak wiele zawdzięczała swojemu
największemu wrogowi. I ten dług wciąż pozostawał niespłacony. Ostatnio znów
się na niego natknęła. I sprawiał wrażenie, jakby się o nią martwił. Dziwne,
ale być może coś w tym było. Draco nie był aż takim potworem, za jakiego go
brała. Czasami umiał pokazać ludzką twarz, jeśli miał na to ochotę. Teraz nie
było go i wydawało się, że jest sama. Nie spostrzegła, że oboje byli
obserwowani. Mitch zaatakował ją ostrym zaklęciem. Poczuła, jak robi jej się
niedobrze. Ból dosłownie rozgniótł ją na drobne kawałeczki. Miała wrażenie, że
zaraz zwariuje. Zaklęcie różniło się od Crucio. Sprawiało, iż całe ciało
sztywniało i wszystko rozpływało się wokół. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje.
Z trudem panowała nad swoim ciałem. Miała wrażenie, iż zaraz zemdleje. Z oddali
słyszała jego rozbawiony śmiech. Czuła, jak dotykał jej ciała. Miała wrażenie,
że zwymiotuje. Już któryś raz doznawała w swoim życiu tego uczucia. Nie życzyła
go najgorszemu wrogowi. Śmiał się z niej,
wyraźnie rozbawiony. Zupełnie jakby nie dbał o nic, tylko o siebie samego.
Zawsze taki już był. Nie rozumiała jak, Ron mógł kiedykolwiek się z nimi
zadawać. Przecież pochodzili z dwóch różnych światów. Jej drogi i kochany
Rudzielec, jakiego znała, powoli przestawał istnieć, przeradzając się w
potwora. A ten prawdziwy stał tuż przed nią, gotowy do najgorszego czynu, jaki
może się zdarzyć. Przekonana, że tego nie przetrwa, walczyła jak lwica. Nie
dbała o ból, jaki jej zadawał. Ciało można naprawić, lecz duszy już nie.
Naprawdę w to wierzyła. Pod atakiem mężczyzny była coraz słabsza. Czuła, iż
jeszcze trochę i wyssie z niej całą energię. Przekonana o nadchodzącej klęsce,
przymknęła oczy, czując paraliżujące zmęczenie. I wtedy nagle rozległ się
krzyk. Nie należał do niej, lecz atakującego mężczyzny. Słyszała odgłosy ostrej
walki. Gdzieś padła seria brutalnych ciosów. Trwało to wszystko zaledwie przez
sekundę. Poczuła, że ktoś się do niej zbliżał i spięła cała w sobie. Myślała,
że to Mitch, ale nie. To był ktoś, kogo widziała po raz pierwszy w życiu. A
przynajmniej tak myślała. Przez mgłę bólu spoglądała na całkiem obcego mężczyznę.
Jedynie jego stalowe oczy wydawały się dziwnie znajome, lecz twarz przykryta
była maską. Przez chwilę wystraszyła się go. Patrzył na nią tak przenikliwie,
jakby zaglądał w głąb duszy. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyła.
- Już po wszystkim – odparł miękkim głosem niepasującym
do jego postawy. Wyczuwała dziwną aurę stanowczości wokół niego. – Ten człowiek
nie zrobi ci więcej krzywdy.
- Co, co mu
zrobiłeś? – spytała, próbując pozbierać się do porządku. Wyglądała naprawdę
strasznie. Cała drżała i nie wiedziała, jak dotrze do domu. Była całkowicie
obolała i czuła, że pod okiem rośnie wielki siniak. Zakręciło się jej w głowie
i z trudem stała niepewnie na nogach.
- Trochę
poobijałem. Chyba go nie żałujesz? Calvin jest sukinsynem, który zasłużył na
wszystko co najgorsze, nie uważasz? – odpowiedział pytaniem na pytaniem.
Próbowała dojrzeć twarz mężczyzny, lecz miał maskę. Trochę tego żałowała.
Pragnęła poznać twarz wybawiciela. Wydawał się jej dziwnie znajomy. Tylko
dlaczego? Dzięki niemu uniknęła najgorszego i była naprawdę wdzięczna. – Nie
zabiłem go, ale przez jakiś czas nie będzie mógł się ruszyć.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Wcale go nie
żałowała, a wręcz przeciwnie. Mitch Calvin był jej prześladowcą i czuła, że
kiedy dojdzie do siebie na pewno da o sobie znać. Zadrżała na samą myśl o tym.
Musiała porozmawiać z Harrym. Wciąż utrzymywali przyjacielskie kontakty,
chociaż ich drogi rozeszły się. Próbował jej pomóc przy Ronie i żałowała, że
wówczas mu odmówiła. Teraz żałowała, że na własne życzenie sama miała kłopoty.
Nie wyczuła, kiedy zakręciło się jej w głowie. Nieznajomy złapał ją w ostatniej
chwili. Nie zauważyła, kiedy wszystko zasłoniła mgła.
Pierwsze, co dostrzegła po otworzeniu oczu, to
niewyraźny kontur nieznanej twarzy. Rozpoznała rysy mulatki i dość sympatyczne
spojrzenie. Kobieta wyglądała na dużo starszą niż ona. Próbowała się podnieść,
lecz zabolało ją ciało.
- Spokojnie,
dziewczyno – odpowiedziała kobieta spokojnym głosem. – Przeszłaś ciężkie chwile i musisz teraz
odpocząć.
- Gdzie, gdzie
ja jestem? – spytała słabym głosem. Wciąż kręciło jej się w głowie i czuła
suchość w gardle. Rzadko kiedy traciła przytomność, a ostatnio coraz częściej.
Zdecydowanie zbyt wiele przeżyć jak na jedną osobę. Nie miała pojęcia, jak dużo
jeszcze zniesie.
- W posiadłości Black House niedaleko Londynu –
odparła kobieta, podając jej szklankę wody. Przyjęła ją z wdzięcznością.
Przepłukała usta i wypiła dość sporawy łyk. – Tu mieszka właściciel, dla
którego pracuję od wielu lat. Nazywam się Lorena. Kiedyś miałyśmy okazje się
spotkać. Nie pamiętasz mnie?
Hermiona uważniej się jej przyjrzała i zadrżała. Jak
przez mgłę pamiętała postać kobiety. Pracowała wówczas dla Malfoyów. Była
nianią Dracona, a później pomagała rodzinie. Nigdy nie akceptowała do końca
Voldemorta, ponieważ pochodziła z mieszanego małżeństwa. Niewiele osób o tym
wiedziało, z obawy o bliskich kobiety. Tak bardzo pokochała panią i jej młodego
synka, że została u nich na służbie do dzisiaj. Hermiona pamiętała ich pierwsze
spotkanie. Została wówczas złapana i uwięziona. Miała wielkie szczęście, że ta
kobieta wtedy była. Nie pozwoliła jej skrzywdzić i bardzo pomogła. Dzięki niej
przetrwała naprawdę bardzo ciężkie chwile. Poczuła sympatię do niej, gdyż
wszystko wskazywało na to, iż znów ją uratowała.
- Black House? Ten dom należał do Bellatriks i
jej męża? – zapytała z lekkim strachem. Bellatriks nie należała do jej
ulubienic. Wciąż czuła strach za każdym razem, gdy o niej myślała. Przypomniała
sobie o okrutnych torturach i wszystkim innym. O takich rzeczach ciężko było
zapomnieć. Czasami budziła się w nocy z krzykiem właśnie przez to. Ten koszmar
wciąż będzie ją prześladował, a ona sobie nie poradzi z tym wszystkim. Wciąż
miała wątpliwości.
- To prawda, drogie dziecko – odparła
łagodnym głosem kobieta. – Teraz należy do rodziny Malfoyów. Jesteś tu
całkowicie bezpieczna.
Słowa
kobiety wstrząsnęły nią do głębi. Ktoś z Malfoyów ją uratował? Tylko kto? Na
pewno nie Lucjusz Malfoy. Czyżby po raz drugi zrobił to jego syn? Już miała o
to spytać, lecz oczy zrobiły się gwałtownie ciężkie. Nie mogła powstrzymać
ziewnięcia.
- Śpij – usłyszała jak przez mgłę i przymknęła
oczy, zapadając w po raz pierwszy od
dawna głęboki i spokojny sen.
*~*~*
Draco miał totalny mętlik w głowie.
Kiedy tylko usłyszał krzyk Hermiony, musiał zrobić
wszystko, by ją uratować. Mitch Calvin doprowadzał go do szaleństwa i sprawił,
że dziewczyna jest przez niego w niebezpieczeństwie. Potrzebowała pomocy. I on
również. Musiał się pogodzić z nową sytuacją i było mu coraz trudniej. Lustra
całkowicie pozakrywał. Nie potrafił patrzeć na swoją twarz jak kiedyś.
Najbardziej zawiódł go ojciec. Rodziciel z początku próbował pomóc, ale szybko
pokazał, że nie może znieść jego obecności. Coraz rzadziej bywał w jego
towarzystwie. Ostatecznie wysłał go na wieś do starego domu Blacków, wraz z
jego opiekunką z dzieciństwa. Był przerażony w tym wszystkim. Od jakiegoś czasu
kontakt rodziców całkowicie się urwał.
- Lepiej
będzie, jeśli nie będziesz do mnie dzwonił – powiedział cicho do rodziciela po
kolejnym telefonie, w którym ten stwierdził, że nie da rady przyjechać. – Tak
będzie najlepiej dla wszystkich. Nie chcę, byś się zmuszał do spotkań ze mną.
Lucjusz próbował zaprzeczyć, lecz Draco był
nieprzejednany. Miał zbyt wielki bagaż doświadczeń, by uwierzyć zapewnieniom
ojca. Dodatkowo rodziciel w ogóle nie starał się pokazywać, że mu zależy. Wręcz
przeciwnie. Wyraźnie brzydził się obecności syna i nic dziwnego. Wyglądał
strasznie. Wychodził tylko w nocy, ukrywając swoją brzydotę pod okryciem
płaszcza. Nie chciał, by ktokolwiek go zobaczył. Dla wszystkich tak będzie
najlepiej. Pewnej nocy udał się do klubu, gdzie zawsze spotykał się ze
znajomymi. Sloan mówiła, że powinien znaleźć prawdziwą miłość. Przez większość
czasu jego partnerką na pokazach i nie tylko była Carmen Dragon. Idealna i
niezwykła dziewczyna. Tak jak on pracowała jako modelka. Pomyślał o niej. Może
stałaby się dla niego idealną partnerką? Zdawał sobie sprawę, że chciała, by
się jej oświadczył, lecz obecnie o tym nie myślał. Teraz obserwował ją z uwagą,
próbując wychwycić, o czym mówiła. Niestety przez zagłuszającą muzykę ciężko
było cokolwiek wychwycić. W końcu rzucił zaklęcie.
- Naprawdę
świetnie się czuję w twoim towarzystwie – usłyszał rozbawiony głos Carmen. –
Przy Draco musiałam być idealna. Często zbyt przesadnie zwracał uwagę na
wygląd. Miałam wrażenie, że jeden zły gest i wszystko się skończy. Ciągle byłam
pod lupą.
- U mnie nie
musisz. – Draco miał ochotę zakląć pod nosem, rozpoznając głos należący do
mężczyzny. To był były facet Ginny, Thomas Dean. Obecnie pracował jako redaktor
w gazecie Luny. Zajmował również wysoką pozycję w Ministerstwie. Carmen
naprawdę tak myślała? Powoli zaczynało do niego docierać, dlaczego Sloan go ukarała.
Cichaczem wychodząc z klubu, skierował się w stronę pomostu. Tam, korzystając z
teleportacji, udał się prosto do domu Sloan. Mieszkała w starym domu na
wybrzeżach Londynu. Odchylił furtkę i wszedł do środka. Gdzieś z oddali
zaszczekał pies. Nie zwrócił na niego uwagi. Ostrożnie wchodził po zniszczonych
schodkach. W ogóle sam dom, w którym mieszkała, przypominał prawdziwą ruderę.
Nie rozumiał, jak można tu mieszkać. On sam nigdy by się nie zdecydował.
Kołatką zastukał do drzwi. Chwilę musiał poczekać, aż mu je otworzono. Sloan
znów wyglądała jak zawsze. Zwykła, zaniedbana dziewczyna. Wciąż go zaskakiwała. Najwyraźniej jej magia
była o wiele potężniejsza, niż myśleli do tej pory. Wolał jednak nie wiedzieć,
jak bardzo.
- Proszę, proszę – Zaśmiała się rozbawiona na
jego widok. – Wiedziałam, że prędzej czy
później się z tobą zobaczę. Nie sądziłam tylko, że tak szybko. Jak podoba ci
się nowa twarz?
- Zdejmij zaklęcie – zażądał ostro. Kobieta
zareagowała tak, jak się spodziewał, ale on miał dość gierek. Musiał z tego
wyjść. Bez ostrzeżenia wyciągnął różdżkę i rzucił w nią zaklęcie. Odbiło się
rykoszetem. Dopiero po chwili zauważył na szyi Sloan amulet ochronny. Umiała o
siebie zadbać.
- Musisz się zakochać ze wzajemnością. Tylko
moc miłości złamie zaklęcie. I wszystko wróci do normy. Od ciebie zależy, kiedy
to się stanie, ale pamiętaj. Gdy zakwitną owoce drzewa, twój czas się skończy.
Draco był
wściekły z powodu zachowania kobiety, ale wiedział, że nic nie zdziała. Rzuciła
zaklęcie, którego nie mógł złamać w żaden sposób. No może poza spełnieniem
warunków. Kto pokocha potwora, jakim się stał? A potem w jego życiu na nowo
pojawiła się Granger. Przypomniał sobie, jak bardzo ją skrzywdził, gdy
przekonała się, kim był naprawdę. Teraz wszystko mogło być zupełnie inaczej. Od
niego zależy, jak wszystko się ułoży.
- Jesteś pewien, paniczu, że dobrze
postępujesz? – zapytała Lorena, podchodząc do niego z tacą kolacji. Ona jedna
nie opuściła go w potrzebie. Dzięki niej dawał sobie radę w nowych warunkach.
Sama kobieta naprawdę dość sporo przeszła w życiu. Dopiero po latach odnalazła
spokój, ale Draco czuł, że nie do końca. Wciąż nie miała pojęcia, gdzie był jej
ukochany syn, który zaginął w czasie wojny, jaka trwała. – Ona nie ma o tobie
najlepszego zdania. Nawet jeśli dwa razy ją uratowałeś, to twoja zdrada
należała do najgorszych. Wydałeś ją Voldemortowi.
Draco zląkł
się na wspomnienie swoich czynów. Nie był z nich dumny. Owszem czasy były
całkiem inne, tak samo jak ich rzeczywistość. Żałował tego wszystkiego, ale nie
mógł odwrócić czasu. Teraz musiał naprawić swoje błędy. Miał nadzieję, że los
będzie stał po jego stronie.
- Może być jedyną szansą na odkupienie –
przyznał niechętnie. Tylko, czy zdoła ją pokochać? Może nie była zwykłą
pięknością, ale miała w sobie coś wyjątkowego. Jednak w tej grze liczyło się
coś więcej niż pożądanie. Niechętnie spojrzał na tatuaż na ramieniu. Drzewo
wciąż kwitło, ale wkrótce zmienią się pory roku. Gdy ponownie osiągnie taki stan,
być może zostanie na zawsze tym, kim jest teraz. Potworem.
- Musisz postępować z nią bardzo ostrożnie. Ma
ciężki bagaż doświadczeń. Dość dużo wycierpiała. I jeszcze porozumiej się z jej
przyjaciółmi. Mitch Calvin nie odpuści, a tu będzie bezpieczna. Tak będzie
najlepiej.
-
Masz rację – przyznał niechętnie. Bardzo podziwiał Lorenę. Naprawdę sporo
wycierpiała w swoim życiu, a jednak zachowała hart ducha. Umiała pokonać
wątpliwości i lęki. Naprawdę pokazywała niezwykłą siłę. On sam niejeden raz by
się złamał. Ona walczyła. Pomyślał o Hermionie. Młoda Gryfonka była do niej
bardzo podobna. Nakrywając płaszcz, wszedł do pokoju, w którym spała. To była
jedyna nieużywana od lat sypialnia. Nie chciał wiązać jej z koszmarnymi
wspomnieniami. Tak byłoby najlepiej dla nich wszystkich. Niestety przeszłości
nie da się cofnąć. Musiał iść do przodu z tym, co ma. I nie miał pojęcia, dokąd
go to zaprowadzi. – Wezwij jej przyjaciół. Niech się tu zgromadzą. Weasleya
też. Mam mu coś do powiedzenia – mruknął, zaciskając pięści w dłonie.
Lorena
uśmiechnęła się z aprobatą. Młody Malfoy w końcu zaczął działać. Najwyższa
pora, gdyż nie mógł dłużej trwać w zawieszeniu i udawać, że nic się nie dzieje.
Weasley był odpowiedzialny za cierpienie kobiety, gdy powinien ją bronić.
Obiecał sobie, że dopilnuje tego, by usłyszał parę słów od niego. Czuł, że w
jego życiu pojawią się zmiany. I miał nadzieję, że idą one ku lepszemu. W tym
momencie niczego bardziej nie pragnął.
*~*~*
Na zakończenie:
I rozdział
zakończony. Myślę że się rozkręcam. Naprawdę czuję to opowiadanie i jest mi
dość bliskie. Może dlatego że uwielbiam dramione.
Ostatnio jednak
myślę, by stworzyć coś związanego z moim ulubionym serialem SN.
Znalazłam nawet
pewien pomysł, który czeka na realizacje.
Myślę, że na dobre
wróciłam do blogowania.
Zapraszam
serdecznie na ciąg dalszy i pozdrawiam.
Informacyjnie:
Tytuł rozdziału: 002 „Zagubiona dusza”
Ilość stron: 11
Ilość słów: 5 840
Dziękuję ślicznie za dedykację! ^^
OdpowiedzUsuńRozdział sprawdziłam już pod względem poprawności, teraz pora wypowiedzieć się o treści :P
Zaciekawiła mnie poprzednia relacja Hermiony i Draco. Z jednej strony wrogowie ze szkolnych ławek i haniebne wydanie Czarnemu Panu, z drugiej strony chłopak ją uratował przed tamtym zboczeńcem. Teraz już dwukrotnie. Ciekawe, skąd u niego ta chęć pomocy. No i teraz Hermiona znalazła się pod jego dachem. W obecnej sytuacji to nawet pasuje, aby ona stała się „odkupieniem” Dracona.
To ciekawe, że Snape związał się z Narcyzą. Sądzę, że obydwoje zasługują na trochę radości w miłości. I w sumie jak ostatnio czytałam HP, to widziałam między nimi trochę chemii podczas składania przysięgi, także jestem na tak.
Lorena wydaje się mądrą, ciepłą postacią, taką dobrą duszą ;P
Poruszyła mnie historia Ginny. Niełatwo jej było sprostać uczuciu do Wybrańca, ale choć jej życie potoczyło się dość brutalnie i straciła dziecko, zdołała znaleźć kogoś dla siebie. Podobała mi się jej więź z Georgem. Faktycznie zawsze ją ciągnęło do bliźniaków, mieli najpodobniejsze charaktery.
„Przy Draco musiałam być idealna. Często zbyt przesadnie zwracał uwagę na wygląd.” — ujęło mnie to zdanie. Pokazuje, ile niedobrego roztaczał wokół siebie Draco, gdy jeszcze był przystojny. Nie tylko szczycił się swoim wyglądem, ale też wymagał, by inni wyglądali równie dobrze. No, ale widzę, że zaczyna już coś do niego docierać.
Pozdrawiam :)
Dziękuje bardzo. Ostatnio znów oglądałam "Bestię" i trochę dialogów podcięłam od bohatera filmu. Myślę, że pasują do obecnego Draco. On właśnie taki trochę jest. Inny. I nieskazitelny. Terz przyjdzie ta trudniejsza część. Jego przemiana. Zdecydowanie będzie miał pod górkę. Zwłaszcza że Hermiona nie będzie taka milutka. W końcu sporo przez niego przeszła ;) Dziękuje raz jeszcze, pewnie się napracowałaś. również pozdrawiam.
UsuńZdecydowanie akcja nabiera tempa. Podoba mi się to. Nie mniej jednak teraz w głowie siedzi mi tylko to spotkanie Dracona z bliskimi Hermiony. To może być naprawdę ciekawe. Ale może kilka słów o tym rozdziale.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się bardzo moment z przełożoną Hermiony. Taki miły akcent, który miejmy nadzieję doda pannie Granger skrzydeł. Zdecydowanie tego potrzebuje, aby o siebie zawalczyć.
Tak przy okazji, obejrzałam ten film "Bestia" i jestem zachwycona. Z całą pewnością jeszcze nie raz do niego wrócę.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
"Miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Z trudem panowała nad swoim ciałem. Miała wrażenie, iż zaraz zemdleje. Z oddali słyszała jego rozbawiony śmiech. Czuła, jak dotykał jej ciała. Miała wrażenie, że zwymiotuje." - Dużo tych wrażeń, nie uważasz? Powtórzenia. :)
OdpowiedzUsuńA poza tym rozdział świetny! Zwykle mija sporo czasu zanim polubię Draco, a tego Twojego już uwielbiam. Nie mogę doczekać się reakcji Hermiony, gdy zobaczy jego twarz. Myślę, że oboje zrozumieją coś bardzo ważnego.
Dziękuje bardzo kochana za podpowiedzi.
UsuńCzasami można nie zauważyć, a sceny erotyczne mimowolnie sprawiają mi trudności. Czasami chyba wiek czy nawet doświadczenia nie mają nic do pisania bo ciężko opisać jest w słowa pewne aspekty życia.
pozdrawiam serdecznie i zapraszam ponownie.
Oh rozdział był cudowny! Pięknie piszesz, masz wielki talent!
OdpowiedzUsuńSnape i Narcyza... no cóż, pasują do siebie :D haha
Jestem ciekawa reakcji Hermiony, o kurde! Będzie się działo!!!!
<3 <3 <3
Też tak uważam!
UsuńJest jeszcze druga para której reakcji jestem ciekawa;)
Zobaczymy co powiecie!
Zapraszam na ciąg dalszy!
Cudny rozdział! Oj Draco będzie musiał się bardzo wykazać, żeby zasłużyć na uczucie Hermiony. Pozostaje życzyć mu powodzenia i czekać na Twoje kolejne dzieła.
OdpowiedzUsuńp.s. Też jestem fanką Super Natural i byłoby świetnie jakbyś coś stworzyła!
Pozdrawiam
www.the-evil-daughter.blogspot.com
Jeju, ten rozdział jest na prawdę cudowny! :)
OdpowiedzUsuńZ notek, które jak na razie opublikowałaś, właśnie ta spodobała mi się najbardziej.
Hermiona dostała awans, juhu! Z pewnością jej się należał.
Szkoda, że Ron jest taki okropny w stosunku do niej. Kompletnie na nią nie zasługuje.
Boże, jak dobrze że Draco ją uratował. Mój bohater *-*
Mam nadzieję, że zdobędzie serce Miony i pozbędzie się klątwy. Chodź faktycznie-zasłużył sobie na nią. Ale tylko odrobinkę... XDD
Ogólnie Twój blog podbił moje serce. Cała ta historia jest po prostu świetna.
Bardzo dziękuję Ci za komentarze, jakie zostawiłaś u mnie. Postaram się korzystać z każdej rady jaką mi udzieliłaś i (mam nadzieję) jeszcze udzielisz:)
Pozdrawiam i życzę Ci dużo chęci do pisania,
Colleen
Już zapomniałam, jak to jest czytać Dramione i bardzo się za tym stęskniłam. Ale na szczęście mam Twojego bloga i mogę się podręczyć, bo pewnie jeszcze poczekam na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńChciałam Cię prosić, żebyś nie przesadzała, że nigdy nie osiągniesz takiego kunsztu, jak niektóre autorki, bo mnie się bardzo podoba Twój styl pisania. Do tego masz pomysł na historię, a to ogromne dwa plusy.
Przepraszam, że nie wypowiadam się na temat rozdziału, ale dziś tak nie mam siły na komentowanie, że to jakiś koszmar. Ale czekam, co też nasz Draco wymyśli, żeby zdobyć serce Hermiony.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie.
http://malowane-uczuciami.blogspot.com/
Rozdział przeczytałam już bardzo dawno temu, ale dopiero teraz komentuję, po prostu nie mogłam się w sobie zebrać, by to zrobić. Przepraszam za tak ogromną zwłokę.
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście bardzo, ale to bardzo mi się spodobał i również, tak jak Elly, proszę Cię, żebyś nie przesadzała, ponieważ piszesz bardzo, bardzo dobrze! Wychodzi Ci to idealnie, a dodać do tego jeszcze wyjątkową historię? Z tego otrzymujemy coś genialnego.
Akcja kiedy Draco uratował Hermionę? Aż mruknęłam z uciechy. Wyszło Ci to naprawdę bardzo fajnie. Końcówka jest zaskakująca i nie mogę się doczekać jak dalej to przedstawisz... Skręca mnie z niecierpliwości! Plus fajnie, że oprócz wątku Draco i Hermiony postanowiłaś jeszcze dodatkowo wpleść Ginny z jej historią, która, prawdę mówiąc, jest bardzo poruszająca.
No nic, pozostaje mi czekać na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że niebawem się pojawi.:)
Pozdrawiam,
M.
Bardzo lubię Twój styl pisania. Jest w nim coś, co sprawia, że nie potrafię się oderwać od opowiadania. I byłam naprawdę zawiedziona, kiedy dotarłam do końca rozdziału. Historia miała jeszcze trwać. Cóż, nie pozostaje nic innego jak cierpliwie czekać na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńWytknę Ci jeden błąd, który zapewne przez przypadek wkradł się do opowiadania. Otóż, piszesz, że wiadomość o chorobie matki Ginny dostała od Freda, a potem w Anglii wita ją George, który przez długi czas opłakiwał śmierć brata bliźniaka. Chyba pomyliły Ci się imiona :)
Czy Twoje dramione potoczy się tak, jak historia w filmie Bestia, czy może jednak planujesz też jakieś ciekawe odskocznie?
Planuje małe pomieszanie z inną historią. Więc będzie taki inny zwrot akcji ale na pewno też będzie podchodził pod Bestię. Myślę że taki pomysł również się wam spodoba. Będzie coś innego i świeżego. W ogóle tak myślę o jeszcze innych wątkach licząc że kogel mogel z tego nie będzie.
UsuńDziękuje za wytknięcie, faktycznie mogłam nie zauważyć tego drobiazgu. Dziękuje bardzo i pozdrawiam.
Witaj! Ja jakiś czas temu przekonałam się do Dramione, dlatego szukam teraz sobie fajnych i ciekawych blogów do poczytania. Dzięki temu, że zostawiłaś swój link na moim blogu, weszłam do Ciebie i przeczytałam rozdziały, które dotychczas dodałaś.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twój pomysł na to opowiadanie. Jest wiele oklepanych schematów Dramione, ale nie wszystkie są dobrze napisane. Twój pomysł jest niezwykle oryginalny - choć prawdę mówiąc jest do złudzenia podobny do jednego z filmów w których gra Alex Pettryfer, może kojarzysz? :-) W każdym razie, podoba mi się i na pewno będę wpadać i czytać kolejne rozdziały.
Jednym z wielkich plusów Twojego opowiadania jest długość rozdziałów. Uwielbiam czytać posty, które zawierają w sobie taką masę opisów i w których można się zaczytać.
Niestety, muszę jednak się do czegoś przyczepić, a mianowicie do stylistyki zdań. Jest straszna, niektóre zdania brzmią tak, jakby nie pisał ich Polak... Nie wiem, czy rozdział był dodany zaraz po jego napisaniu i nawet go nie przeczytałaś i nie poprawiłaś błędów, czy może beta nie wyłapała tych wszystkich byków, ale jako osoba, która dużą wagę przywiązuje do poprawności językowej, (oraz jako wymagający czytelnik) w niektórych momentach aż mnie bolało serce. I nie chodzi mi tu tylko o stylistykę, ale też niewiarygodnie częste powtórzenia, z którymi sama mam osobiście wielki problem przy pisaniu opowiadania, a które moja beta niestrudzenie mi wytyka.
Mam nadzieję, że nie obraziłam ani Ciebie, ani Twojej bety.
Czekam na rozdział trzeci, pozdrawiam!
Cathleen.
Ja z mojej strony mogę powiedzieć tylko tyle, że starałam się wyłapać rażące błędy.Ta notka była pierwszą próbką mojego betowania, dlatego widać jeszcze moją niepewność, czy coś zostawić, czy nie, czy ruszać to zdanie, a może lepiej nie... Nie chcę zbytnio ingerować.
UsuńSerena pisze specyficznym stylem, zdaję sobie z tego sprawę, i tak wyglądają wszystkie jej notki - nie w moim zakresie je zmieniać. To coś, co pisarz powinien wypracować sobie sam. Niemniej dzięki za wprawne oko i cóż, mam nadzieję, że Serena mi wybaczy, że się wtrąciłam :P
Nie, spokojnie nie uraziłaś mnie ani trochę. Ja zdaje sobie sprawę, że betowanie moich zdań jest dość trudne i naprawdę trzeba się sporo natrudzić. Kocham pisac, ale jestem na bakier ze stylistyką. A właściwie jak wspomniała Marzycielka wygląda ona właśnie w ten sposób i nie każdemu może się podobać. Staram się rozwijać coraz bardziej i bardziej by osiągnąć pełny profesjonalizm, ale wiadomo jak bywa.Chociaż czytam co pisze nie zawsze udaje mi się wszystko wyłapać, a Marzycielka naprawdę się stara i widzę, że jej również jest trudno ale znamy się tak długo i wierzę w nią bardzo.
UsuńCo do filmu masz rację. Od niego wziął się pomysł i natchnął mnie do napisania tej historii. Więc tu masz absolutną rację. Dziękuje za słowa porady i liczę, że nie zraziłam Cię mimo wszystko i zajrzysz tu jeszcze.
pozdrawiam.