niedziela, 13 września 2015

Rozdział 002 „Zagubiona dusza”



„Smutne to,
ale cierpienie jest chyba jedynym niezawodnym
sposobem zbudzenia duszy ze snu”
-Saul Bellow.

Kroniki Proroka Codziennego 003:
Ahoj kochani!
To już drugi rozdział naszego opowiadania.
Muszę przyznać, że pomysł okazał się trafny, a ja ostatnio czytając różne dramionowe historię, uważam, że chyba nigdy nie osiągnę takiego kunsztu, jaki osiągnęły autorki wielu cudownych opowiadań, ale liczę, że chociaż w połowie mi się uda. W każdym razie z każdym opowiadaniem coraz bardziej się rozwijam i mam nadzieję, że coś  się uda.
Tymczasem nie trując więcej, zapraszam na kolejny rozdział.
Miłego czytania.

P.s. Rozdział dedykowany Marzycielce, która zgodziła się zostać betą mojego opowiadania! Dziękuje kochana z całego serca.

*~*~*
                Dla Draco rozpoczął się najgorszy okres w jego życiu.
                Sloan zachowała się wobec niego bardzo brutalnie i żadne zaklęcie nie miało na to wpływu. Naprawdę próbował. Gotów był nawet sięgać po najmroczniejszą magię. Niestety. Zaklęcie było nierozerwalne. Z niechęcią spoglądał na swoje odbicie w lustrze. Kiedyś miał urodę i wygląd. Teraz nic nie zostało. Myślał nawet o popełnieniu samobójstwa. Dla niego taka droga byłaby najlepsza. Po prostu pozbyłby się problemu. Tylko cudem dawał radę walczyć i nie poddać się. Naprawdę niewiele do tego brakowało. Liczył na pomoc Snape’a. Mistrz eliksirów obiecał pojawić się lada dzień. Do tego czasu Draco zabarykadował się w swoim mieszkaniu. Od dawna  nie przebywał w Malfoy Manor. Podobnie jak jego ojciec. Obaj kupili dobre mieszkania w Londynie i żyli na odpowiednim poziomie. Teraz musiał zrezygnować z kilku przemówień i spotkań. Gdyby się pokazał w takim stanie strach pomyśleć, co zrobiliby ludzie, którzy z nim współpracowali. Nie skończyłoby się to dla niego dobrze. Wolał nie ryzykować. Im mniej osób wiedziało, co zaszło, tym lepiej dla niego. Myślał również o tym, komu będzie mógł zaufać w przyszłości. Na razie ojcu też nic nie wspomniał. Zrobi naprawdę wszystko, by ukryć ten sekret jak najgłębiej.

                - Zaskoczyło mnie twoje wezwanie, Draco – rozległ się dobrze znajomy mu głos dobiegający zza drzwi. Draco pospiesznie nałożył na siebie kaptur i otworzył je. Severus Snape przywitał go z rezerwą i niepewnością. Młody Malfoy wiele wiedział, jak trudną drogę musiał przebyć, by osiągnąć upragnione szczęście. Oskarżony o zdradę Śmieciożerców, musiał się ukrywać, ale wciąż brał aktywny udział, by wspomóc Dumbledore’a. Z jego matką tworzyli całkiem udany związek. On sam nie wiedział, co myśleć o tym wszystkim. Wolał zachować dla siebie swoje zdanie na ten temat. – Co się stało?

                Gdy padło pytanie, Draco przez chwilę się wahał. Nie miał do końca pojęcia, jak się zachować. W końcu zsunął kaptur. Stało się , jak myślał. Mężczyzna wydał z siebie okrzyk zaskoczenia. Tego się nie spodziewał. Długo rozmawiali. Opowiedział wszystko i niczego nie pominął. Nawet to, co zrobił, by zasłużyć na taką karę. Mężczyzna był wstrząśnięty.

                 - Nie zdawałem sobie sprawy, że takie zaklęcie w ogóle istnieje – wyznał po usłyszeniu wszystkiego. Wciąż spoglądał na niego w wielkim szoku. Młody Malfoy zmienił się nie do poznania. Dobrze, że nie zabrał ze sobą Narcyzy. Bardzo chciała zobaczyć się z synem, lecz uznał, iż dopóki sam nie dowie się, o co chodzi, lepiej będzie, jeśli zostanie w ich domku. Nie mylił się. W swoim długim życiu słyszał o wielu rzeczach, ale widok nim wstrząsnął. I jeszcze ta śmieszna klątwa.

                 - Wyobrażasz sobie, co powiedziała na koniec? Muszę się zakochać ze wzajemnością – prychnął z pogardą. – Niby jak mam to zrobić z tym wyglądem? Wszystko jest jakąś farsą.

                 - W każdej magii jest jakiś kruczek. Może w tej również? – zapytał z nadzieją Snape. Naprawdę martwił się o całą sytuację. Nie żeby sądził, iż młody Draco nie zasłużył sobie na taki los. Od jakiegoś czasu rozmawiał z Narcyzą i wyraźnie mówił o wątpliwościach, jakie wiązał z młodym mężczyzną. Jakby nie było, wciąż pozostawał pod dużą presją ojca i raczej zbyt prędko ta rzecz się nie zmieni. Jak długo Malfoy będzie miał wpływ na swojego syna. Chyba, że teraz. Może jakaś nadzieja istniała? Miał cichą nadzieję, że klątwa coś uświadomi chłopakowi.  

                 - Chyba nie ma – Pokręcił głową bezradnie. Czuł się coraz bardziej przybity. Jeżeli Snape czegoś nie wymyśli, czekała go trudna rozmowa z ojcem. Nie miał pojęcia, jak zareaguje rodziciel i trochę miał obawy. Lucjusz nienawidził brzydoty i nieraz wyraźnie to pokazywał. – Sloan bardzo dokładnie sprecyzowała całe zaklęcie. Czułem, jak przenikało moje ciało. Nigdy czegoś takiego nie odczułem. Ona lubi bawić się czarną magią. Coś w stylu Voldemorta.

                Snape pokiwał głową. Gdyby Voldemort chciał kogoś ukarać w ten sposób, z pewnością wybrałby taką metodę. Pamiętał dobrze, jaki był i jak zdobywał władzę, łamiąc wszelki upór. Nieraz pokazywał wyraźnie, że jest zdolny do wszystkiego. Teraz te czasy minęły i nie wrócą już. Pojawiło się za to nowe niebezpieczeństwo. Czarna magia wiązała ze sobą coraz więcej młodych czarowników i niosła ze sobą naprawdę wysokie koszta.

                 - Musisz porozmawiać z ojcem – powiedział cicho coś, o czym Malfoy myślał w myśleniu. Draco podniósł się z krzesła i potarł twarz. Z niezadowoleniem spojrzał na ramię, gdzie widniał tatuaż. Wiedział, że musiał dokonać niemożliwego. Tylko, czy jakaś kobieta się w nim zakocha? I skąd będzie wiedział, że naprawdę? Miłość bywała złudna. Niejeden raz miał okazję się o tym przekonać. Przez lata obserwował małżeństwo rodziców. Widział, jak wiele łez matka wylała i na jakie cierpienie została skazana. Wiedział, że nie kochała ojca. Została zmuszona do tego małżeństwa poprzez mariaż rodziców. Dopiero teraz wydawała się być naprawdę szczęśliwa. I trochę jej tego zazdrościł. – Wiesz, że nie możesz  tego przed nim ukrywać.

                 - A zobowiązania? Kontrakty? – Do Dracona powoli docierało, że świat modelingu skończył się dla niego w momencie rzucenia klątwy. Sloan nie odpuści, dopóki jej krzywda nie zostanie spłacona. Być może nawet jej celem było pozostawienie go takim na zawsze. Chyba wówczas popełni samobójstwo.

                 - Będziesz musiał o tym zapomnieć do czasu, aż nie dowiemy się czegoś na temat klątwy. Wezwij ojca, Draco. Porozmawiamy z nim wspólnie.

                Przez chwilę dwaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem i Draco z westchnieniem podniósł się i wyciągnął kartkę i papier. Siwy puchacz o imieniu Rory już czekał, obserwując swojego pana. Draco znalazł go w czasie jednej ze swoich wędrówek wokół Malfoy Manor. Miał złamane skrzydło, ale mimo wszystko wciąż pięknie wyglądał. Nie umiał przejść koło niego obojętnie. Ten ptak wzbudzał w nim litość i nigdy nie żałował, że ujął się za nim. Zyskał wiernego i niezawodnego przyjaciela. Skończył pisać list i zerknął na papier. Nie podał za wielu szczegółów. Uznał, że lepiej będzie jeśli ojciec sam się przekona, z czym ma do czynienia.

                 - Myślisz, że to wystarczy? – spytał, podsuwając kartkę byłemu mistrzowi. Snape zerknął na nią, nic nie pokazując po sobie. Zawsze umiał zachować całkowitą rezerwę, a wściekłość nim targała w środku. Czasami Draco zastanawiał się, czy miał jakieś uczucia.

                 - Poczekamy, zobaczymy. Na razie mam ochotę się napić. Co powiesz? – Draco nie umiał odmówić tej propozycji i uśmiechnął się z zadowoleniem, sięgając po kieliszki i butelkę. Czekała ich długa noc i trzeba było ją jak najlepiej wykorzystać.

*~*~*
                Hermiona nie miała ochoty wracać do domu.
                Wciąż pamiętała tamtą straszną noc, gdy Ron sprowadził Mitcha Calvina. Siedzieli wówczas do późna i pili. By nie rzucać się im w oczy, siedziała zamknięta w drugim pokoju. Zdawała sobie sprawę, że przyjdzie jej potem zapłacić za to, że nie powitała jego przyjaciół, lecz olała to. Musiała znaleźć wyjście z tej chorej sytuacji. Wszystko coraz bardziej się pokomplikowało. Ron coraz bardziej utrudniał normalne życie. Obserwowała z przerażeniem, jak każdego dnia coraz bardziej się staczał. Wiedziała, iż nie da rady mu pomóc. Jeżeli sama sobie nie pomoże i ona pójdzie razem z nim na dno. Tylko, czy da radę uciec? Gdzie w ogóle znajdzie jakiekolwiek schronienie? Gdyby tylko mogła poprosić któregoś z przyjaciół, zrobiłaby to. Nie chciała nikogo narażać. Ron w obecnym stanie był zdolny do wszystkiego. Mógłby nawet kogoś skrzywdzić. Czułaby się wówczas odpowiedzialna. Musiała jakoś sama sobie poradzić.

                 - Panno Granger, mogę poprosić panią na słówko? – Z zamyślenia wyrwał ją głos przełożonej oddziału, w którym pracowała. Oderwała się od leków i niechętnie ruszyła do gabinetu przełożonej. Najstarsza uzdrowicielka pracowała w tym szpitalu już od trzydziestu lat. Wszyscy nazywali ją panią Idrys. Hermiona nie słyszała, by kiedykolwiek wyszła za mąż. Mówiono o niej stara panna i często się tak zachowywała. Wśród pracowników wzbudzała strach i szacunek. Nawet główni Uzdrowiciele szanowali zdania, które wypowiadała. Ona naprawdę dobrze wiedziała, co jest najlepsze dla pacjenta i niejednej osobie uratowała życie. Podobno kiedyś była najlepszą przyjaciółką Dumbledore’a. Gdzieś mówiło się o romansie tej dwójki, ale nikt nie potwierdził tej plotki. Kiedy trafiła na oddział, była pod jej czujnym okiem od samego początku. Naprawdę bardzo się starała. Nagłe  wezwanie sprawiło, że opuściła ją pewność siebie. W ogóle ostatnie wydarzenia pokazały, iż gdzieś zniknęła tamta dzielna i odważna Gryfonka z Hogwartu. Ta nowa Hermiona była całkiem inna. Zagubiona, cicha i niezwykle spokojna. Czasami czuła, że boi się własnego cienia. Bardzo pragnęła wyjść z letargu, w którym się zamknęła, lecz niestety nie wiedziała jak. Ostrożnie zapukała do gabinetu i gdy odpowiedziało jej sztywne „proszę”, weszła do środka. Przełożona siedziała na fotelu, poprawiając okulary na nosie. Liczyła sobie około siedemdziesięciu lat i wciąż miała całkiem niezłą formę i dryg. Podobno stosowała jakieś eliksiry, ale nikt tak naprawdę tego nie widział. Twarz pokryta zmarszczkami, a czubek głowy zdobił elegancki, siwy kok podkreślający status kobiety. Zawsze ubierała się nienagannie.

                 - Wzywała mnie pani – powiedziała cicho, zajmując wskazane miejsce. Cała drżała. Czuła, że ważą się jej losy. Bardzo potrzebowała tej pracy. W tym momencie była to dla niej jedyna przepustka na lepszy los. Gdyby teraz ją straciła, z pewnością nie miałaby pojęcia, co dalej robić.

                 - Obserwowałam cię od jakiegoś czasu – odparła poważnie. Od głosu kobiety bił wyraźny chłód. Gdyby tylko można było cokolwiek wyczytać z jej twarzy. Pozostawała niewzruszona i całkowicie obojętna. Zupełnie jakby wszystkie uczucia były całkowicie obce.  – Pracujesz tu już dość długo i wykazujesz najwięcej chęci z całego personelu. Bardzo często też zostajesz po godzinach. Jestem z ciebie naprawdę zadowolona i chciałabym ci zaproponować awans.

                 - Awans? – Hermiona zrobiła kompletnie zaskoczoną minę. Nie wierzyła, że coś takiego mogło ją spotkać. Do tej pory zawsze się kryła w czyimś cieniu. Sądziła, że zawsze tak będzie. Tymczasem przełożona dostrzegła właśnie ją. Sądziła, że ze wszystkich osób awans dostanie Uzdrowicielka Anna Bolton. Ze wszystkich pracowała najdłużej i spędzała każdą wolną chwilę. Potrafiła naprawdę dużo poświęcić. Poczuła zakłopotanie. – Dlaczego właśnie ja?

                 - Naprawdę mam wymieniać, panno Granger? – zapytała cicho. Widząc poważną i niepewną minę młodej dziewczyny, uśmiechnęła się miękko. Słyszała o tym, że miała ciężkie przeżycia. Może właśnie stąd brała się ta niepewność? Kiedyś chciałaby porozmawiać z nią przy innej okazji. Tak szczerze i po kobiecemu. W swoim długim życiu zdążyła przejść już bardzo wiele. Liczyła, iż jej porady coś pomogą. Należała do surowych osób, ale gdy komuś z jej pracowników źle się powodziło, stawała na głowie, by go wesprzeć. Tak jak teraz. – W porządku, skoro chcesz. Jesteś uczciwa, sumienna i dbasz o pacjentów. Dzieci przy tobie czują się jak w domu. Często zapominamy, czym właściwie jest to miejsce. Dla wielu ostatnią szansą. My czarodzieje, nie jesteśmy nieśmiertelni. Umieramy tak samo jak zwykli ludzie. Moc w niczym nas nie wyróżnia.

                - A Anna? – spytała, wciąż nie wierząc do końca w słowa kobiety. Była nieco tym wszystkim wytrącona z równowagi. – Wszyscy ją niezwykle chwalą i uważają, że jest najlepsza.

                Nie było również tajemnicą, iż Anna jest córką nowego Ministra Magii. Głównie dlatego uważała, że właśnie ją ze wszystkich wybierze. Ze wszystkich właśnie ona nadawała się najlepiej na to stanowisko. Pod tym względem nie zmieni zdania.

                 - Ona sama cię zaproponowała i poparło ją wiele innych osób. Jeżeli mi nie wierzysz, popytaj. Cały personel z pewnością wszystko potwierdzi. A teraz uciekaj. Zrób jeszcze obchód i zakończ dzisiejszy dzień jak zwykle.

                Hermiona, wciąż oszołomiona, pokiwała głową i wstała z krzesła, wychodząc. Od razu postanowiła skierować swoje kroki do Anny. Kobieta porządkowała właśnie gabinet pielęgniarki. Należała do niezwykle urodziwych kobiet, a fartuch pielęgniarki tylko go podkreślał. Długie jasne włosy chowała elegancko upięte pod czepkiem. Dawna Gryfonka czasami zazdrościła tej świeżości i uroku. A przecież obydwie pochodziły z tego samego rocznika, tylko Anna należała do domu Puchonów. Obecnie łączyło się ją z niezwykle młodym i ambitnym Krukonem Danielem Cortisem.

                 - Masz może chwilkę? – zapytała nieśmiało. Poznając prawdę od przełożonej o awansie, czuła się nieco niepewnie. – Chciałabym o coś spytać.

                 - Rozmawiałaś z przełożoną? – zauważyła rezolutnie. Jej fiołkowe oczy błyszczały szczerością i zadowoleniem. Pokiwała głową. Nie było sensu tego ukrywać. W końcu prawda była aż nazbyt oczywista. – Od początku wiedziałam, że wybierze właśnie ciebie. Musiałam tylko odpowiednio jej to zasugerować.

                 - Myślałam, że wybierze ciebie – Hermiona wciąż upierała się przy swoim, ale Anna nie dała się przekonać. Tak więc wyszła z pracy mile połechtana przez pozostałych. Naprawdę mogła być z siebie dumna. Tylko komu mogła się tym pochwalić? Ron pewnie jak zwykle gdzieś zniknął ze swoimi koleżkami. Zawsze tak postępował, gdy nadchodził weekend. Dzięki temu miała trochę chwil spokoju. Potrzebowała tego, by móc zregenerować siły na nadchodzący tydzień. Czekały ją dwa dni wolnego, a w poniedziałek miała przejąć nowe stanowisko. Zdecydowanie nic nie mogło zakłócić jej tak idealnego poczucia humoru.

                Spacerowała między uliczkami, ciesząc się spokojnym wieczorem. Często tędy wracała, chociaż dzielnica nie należała do bezpiecznych. Po prostu wszyscy ją tu znali i do tej pory nikt nie odważył się coś zrobić złego. Przynajmniej wierzyła w to.

                 - Proszę, proszę, Granger, długo kazałaś czekać na siebie – zadrżała, słysząc znajomy głos. Mitch Calvin stał w otoczeniu swoich kolegów. Wyglądał przerażająco, a ona całkiem sama. Nerwowo przełknęła ślinę. Poczuła strach zalewający jej ciało. Idealny dzień właśnie legł w gruzach zwiastując początek koszmaru.

*~*~*
Ginny Weasley wysiadła ze statku i postawiła stopę na angielskiej ziemi.
Po raz pierwszy od dziesięciu lat wróciła do domu. Wcześniej nawet o tym nie myślała. Wyjechała znienacka, wierząc, że podejmowała najlepszą decyzje w życiu. Czekała na nią świetna kariera sportowa, błysk reflektorów i wszystko, o czym kiedykolwiek marzyła. Kochała Quidditch tak samo jak mężczyznę, który złamał jej serce. Kiedyś była szczęśliwa i liczyła, że on również. Łączyła ich nie tylko wielka miłość. Po za nią mieli także niezwykłą przyjaźń. Kochała go, od kiedy po raz pierwszy zobaczyła go jako mała dziewczynka. Z początku to zwykłe zauroczenie sławnym kolegą brata. Liczyła iż szybko przeminie, ale im bardziej rosła przyjaźń Harry’ego i Rona, tym bardziej miłość, jaką czuła, stawała się silniejsza. Wiedząc, że Harry nigdy jej nie zaakceptuje, robiła wszystko, by o nim zapomnieć. Stąd pierwszy związek z Thomasem Deanem, drobny epizod z Blaise’em. Niestety każdego chłopca porównywała do tego jedynego. I gdy już traciła nadzieję, w końcu coś pękło. Przyjaźń przerodziła się w miłość. Harry zerwał z ówczesną partnerką Vivian Parker. Dziewczyna należała do grona najpopularniejszych osób w Hogwarcie. Była o rok starsza od Ginny i chyba trochę przyjaźniła się z Hermioną Granger. Jej samej okazywała wyraźną chłodność i obojętność. Trochę tego na początku nie rozumiała. Zwłaszcza, że bardzo różniła się od Vivian. Nie tylko urodą. Vivian należała do pięknych kobiet. Długonoga brunetka o ciemnych oczach, opalonej cerze. Zawsze ubrana w modne i nowe ciuchy. Rodzice należeli do typowej rodziny arystokratycznej, lecz nigdy nie stali po stronie Malfoyów. Od początku stali po stronie Dumbledore’a i znacznie przyczynili się do zwycięstwa. Przez jakiś czas ukrywali Harry’ego pod swoim dachem, narażając życie. To sprawiło, że Ginny nie kryła swojej zazdrości. Harry próbował z nią zerwać, wmawiając, że troszczy się o jej bezpieczeństwo, lecz ona mu nie do końca wierzyła. Wiedziała o tym, iż chciał jak najlepiej, lecz ona należała do upartych osób. Nie pozwoliła się spławić tak łatwo. Wciąż jednak pozostawała niepewność. A potem po szale zwycięstwa odkryła swoją ciążę. Z początku była szczęśliwa. Pragnęła tego dziecka i czuła, że Harry również. I wówczas przyszła niespodziewanie Vivian. Nie kryła swojego zaskoczenia odwiedzinami kobiety. Gdy ją zobaczyła, miała dziwne wrażenie, iż jeszcze bardziej wypiękniała. Znów poczuła znajome ukłucie zazdrości. A potem nastąpił szok.

- Przyszłam porozmawiać o Harrym – odparła bez skrupułów. Jak zwykle zachowywała chłodny dystans. W powietrzu unosił się oryginalny zapach perfum kobiety. – Wiem, że go kochasz, ale musisz zrozumieć. On teraz jest bohaterem. Kimś, kto w świecie czarodziejów coś znaczy i potrzebuje u swojego boku partnerki, która wprowadzi go w świat. Twoja rodzina, choć znana, nie da rady podjąć tego wyzwania. Ja wiem, że się kochacie, lecz czasami miłość to nie wszystko. Widzisz, ja i Harry rozstaliśmy się na trochę, by spróbować życia w innych związkach. Wiadome jednak dla wszystkich, że prędzej czy później wrócilibyśmy do siebie. Rozumiesz mnie, prawda?

Ginny półprzytomnie pokręciła głową. Słowa Vivian z ledwością do niej docierały. Nie chciała w nie wierzyć. Przecież Harry ją kochał i ona w to wierzyła. Tymczasem słowa Vivian były niezwykle pewne. Czuła mętlik w głowie i dziwny ból rozlewający się po brzuchu. Odruchowo dotknęła go dłońmi. Tam rozwijała się mała kruszynka. Owoc miłości. Poczuła, jak po jej policzkach ciekną łzy.

 - Zostaw mnie samą – wyszeptała cicho. Vivian pokiwała głową. Na całe szczęście nie kłóciła się tu z nią. Teraz już rozumiała, dlaczego wzięła ją na ten spacer do lasu. Ta rozmowa nie mogła mieć miejsca w domu. Takiego bólu jak wówczas nie czuła nigdy. Wciąż wszystko dokładnie pamiętała, chociaż minęło tyle lat. Tamtego dnia cały świat, jaki znała, legł w gruzach. W ogóle nie przyszło jej do głowy, by pójść do Harry’ego i porozmawiać z nim. Czuła, że Vivian od początku mówiła prawdę. Niby dlaczego miałaby kłamać? Jeszcze tego samego wieczoru straciła dziecko. Ból po stracie był przerażający i długo nie doszła do siebie. To matka wpadła na pomysł, by wyjechała. Harry usiłował się z nią skontaktować, lecz go nie chciała. Czuła, że tak będzie dla niej najlepiej. Wyjechała do Charliego i jego żony Raun, którzy mieszkali w Rzymie. Pobyt we Włoszech pomógł jej na nowo odnaleźć siebie. Owszem nie zapomniała o dziecku, które straciła, ale robiła karierę. Dostała się do włoskiej drużyny Quidditcha i pokazała, co potrafi. Tam również poznała sympatycznego mężczyznę Paula Nollana. Długo musiał walczyć o jej serce. Wciąż cierpiała i ciężko przyszło uwierzenie w czyjąś miłość. Paul od początku wykazywał charakter. Pracował jako menadżer zespołu, a prywatnie robił za fotografa. Chodził do włoskiej szkoły magii, o której nie słyszała wcześniej. Jak się okazało, na świecie było o wiele więcej szkół niż te trzy, jakie znała. Dlaczego im nikt nie powiedział? Może z powodu bezpieczeństwa nie utrzymywali ze sobą kontaktów lub chodziło o stare wojny czarodziei. Nie wnikała w szczegóły. Pewne sprawy postanowiła zostawić swojemu biegowi. Tak było najlepiej. Tymczasem Paul wciąż przy niej trwał i mówił o czymś na stałe. Nie była do końca gotowa na taki krok, a teraz w dodatku zachorowała matka. Wiadomość dostała od Freda, który bardzo się o martwił. Głównie dlatego wróciła. Chciała być przy niej w trudnym momencie i upewnić się, że dostanie właściwą opiekę. Molly Weasley nie należała do młodych kobiet, lecz mogła jeszcze trochę pożyć. I już ona się o to postara. Teraz przybyła sama. Paul miał zjawić się kilka dni później. Bardzo liczyła, że nie spotka się w tym czasie z Harrym lub Vivian. Nie była zbyt przekonana, jak zniesie to spotkanie. Szczególnie widok ich dwojga razem. Obawiała się, że jeszcze nie doszła do siebie po wszystkim.
               
 - Hej, Weasley! – Drgnęła, słysząc z daleka swoje imię. Odwróciwszy się, zobaczyła swojego brata Georga. Zauważyła, jak bardzo wydoroślał i zmienił się. W ogóle miał w sobie coś wyjątkowego. Śmierć bliźniaka mocno na niego wpłynęła. Przez długi czas pił i nawet zniknął gdzieś i nie dawał znaku życia przez rok. Wówczas wszyscy byli zmartwieni, ale gdy wrócił, pokazał się jako inny człowiek. Żałoba zniknęła, a w głowie miał mnóstwo pomysłów. Sklep, który prowadził, rozrósł się, a pomagał mu w tym najlepszy przyjaciel Lee Jordan. W ogóle wszystkich życie zaczęło wracać do normy. Tylko ona tkwiła w jakimś dziwnym stanie zawieszenia, nie mogąc z niego wyjść. Starała się tego po sobie nie pokazywać. Wolała unikać wiecznych pytań o jej zdrowie. O dziecku w ogóle nie rozmawiali. Ona sama też nie podejmowała tego tematu. Tak było dla niej najlepiej. Uśmiechnęła się do brata i przytuliła. Poczuła znajomy zapach domu, który towarzyszył jej od dzieciństwa. W kącikach oczu zaszkliły łzy.

                 - George – wyszeptała poruszona tym spotkaniem. – Nie masz pojęcia, jaka jestem szczęśliwa. Myślałam, że ta podróż nigdy nie dobiegnie końca.

                George Weasley z troską spojrzał na swoją młodszą siostrę. Zauważył, jak bardzo schudła i zmieniła się. W skromnych listach, jakie do niego pisywała, dało się wyczuć ukryte cierpienie. Chociaż próbowała je ukryć, on zbyt dobrze je znał. W końcu była jego młodszą siostrą i ze wszystkich właśnie on znał ją najlepiej. Nawet z Ronem nie była tak blisko jak z nim.

                 - Wróciłaś do domu, Ginn – przyznał, czochrając jej włosy i dając siostrzanego kuksańca. Zaśmiała się radośnie. Zawsze poprawiał humor. Z dwóch bliźniaków jego właśnie lubiła najbardziej. Nie wiedziała czemu. Po prostu z Georgem mieli zawsze najlepszy kontakt.

                 - Tak – przytaknął teraz z powagą. Zbyt dobrze znał swoją siostrę i wyczuwał nastroje. W tym momencie może i zdawała się być radosna niczym skowronek, w środku zdawała się być kłębkiem nerwów. Miał nadzieję, że jakoś zdoła jej pomóc. Zasłużyła na o wiele lepszy los. I miał nadzieję, że tak właśnie będzie. – Ostatnio trochę kłopotów jest, ale może wszystko z czasem się poukłada.

                 - A wiesz, co z Ronem? – odważyła się spytać. Dobrze wiedziała, iż jej starszy brat ostatnio dość ostro narozrabiał i zachowywał się okropnie. Najbardziej martwiła się o Hermionę Obiecała sobie napisać do niej, gdy tylko będzie okazja. Kiedyś były przyjaciółkami.

                 - Nie utrzymuję z nami kontaktu. Czasami tylko spotykam Hermionę, ale nie mówi za wiele. Mam wrażenie, iż jest jakaś wystraszona. Powinniśmy przyjrzeć się tej sprawie. Może być w niebezpieczeństwie. Przykro mi to mówić, bo jest naszym bratem, lecz Ron nie jest tym samym człowiekiem, jakim był wcześniej.

                 - Wiem, co mówisz – zgodziła się z nim Ginny. Wiedziała, że George miał racje. W ogóle wszystko jest inne, niż zostawiła z początku. I teraz miała wrażenie, iż wszystko wygląda zupełnie inaczej. Świat, który należał do niej, był inny i czuła, iż nie do końca odnajdzie w nim swoje miejsce.

*~*~*
                Czuła strach przenikający przez jej ciało.
                Największy koszmar  z jej wspomnień znów znalazł się twarzą twarz i miał byli tylko sami. Uśmiechał się szyderczo, a w ręku trzymał różdżkę gotową do użycia. Zupełnie jak tamtego dnia w Hogwarcie. Wiele słyszała o Calvinie i zawsze robiła wszystko, by od niego uciekać. Niestety on upatrzył ją sobie jako swoją ofiarę. I robił wszystko, by być w jej pobliżu. Tamtego dnia była sama, kończąc pisanie referatu w bibliotece. Harry i Ron swoim zwyczajem ruszyli do Hogsmeade. Obiecała do nich dołączyć przy najbliższej okazji. Wzdrygnęła się na wspomnienie tego, co by się stało, gdyby Malfoy nie zdążył. Tak wiele zawdzięczała swojemu największemu wrogowi. I ten dług wciąż pozostawał niespłacony. Ostatnio znów się na niego natknęła. I sprawiał wrażenie, jakby się o nią martwił. Dziwne, ale być może coś w tym było. Draco nie był aż takim potworem, za jakiego go brała. Czasami umiał pokazać ludzką twarz, jeśli miał na to ochotę. Teraz nie było go i wydawało się, że jest sama. Nie spostrzegła, że oboje byli obserwowani. Mitch zaatakował ją ostrym zaklęciem. Poczuła, jak robi jej się niedobrze. Ból dosłownie rozgniótł ją na drobne kawałeczki. Miała wrażenie, że zaraz zwariuje. Zaklęcie różniło się od Crucio. Sprawiało, iż całe ciało sztywniało i wszystko rozpływało się wokół. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Z trudem panowała nad swoim ciałem. Miała wrażenie, iż zaraz zemdleje. Z oddali słyszała jego rozbawiony śmiech. Czuła, jak dotykał jej ciała. Miała wrażenie, że zwymiotuje. Już któryś raz doznawała w swoim życiu tego uczucia. Nie życzyła go najgorszemu wrogowi. Śmiał się z  niej, wyraźnie rozbawiony. Zupełnie jakby nie dbał o nic, tylko o siebie samego. Zawsze taki już był. Nie rozumiała jak, Ron mógł kiedykolwiek się z nimi zadawać. Przecież pochodzili z dwóch różnych światów. Jej drogi i kochany Rudzielec, jakiego znała, powoli przestawał istnieć, przeradzając się w potwora. A ten prawdziwy stał tuż przed nią, gotowy do najgorszego czynu, jaki może się zdarzyć. Przekonana, że tego nie przetrwa, walczyła jak lwica. Nie dbała o ból, jaki jej zadawał. Ciało można naprawić, lecz duszy już nie. Naprawdę w to wierzyła. Pod atakiem mężczyzny była coraz słabsza. Czuła, iż jeszcze trochę i wyssie z niej całą energię. Przekonana o nadchodzącej klęsce, przymknęła oczy, czując paraliżujące zmęczenie. I wtedy nagle rozległ się krzyk. Nie należał do niej, lecz atakującego mężczyzny. Słyszała odgłosy ostrej walki. Gdzieś padła seria brutalnych ciosów. Trwało to wszystko zaledwie przez sekundę. Poczuła, że ktoś się do niej zbliżał i spięła cała w sobie. Myślała, że to Mitch, ale nie. To był ktoś, kogo widziała po raz pierwszy w życiu. A przynajmniej tak myślała. Przez mgłę bólu spoglądała na całkiem obcego mężczyznę. Jedynie jego stalowe oczy wydawały się dziwnie znajome, lecz twarz przykryta była maską. Przez chwilę wystraszyła się go. Patrzył na nią tak przenikliwie, jakby zaglądał w głąb duszy. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyła.
               
 - Już po wszystkim – odparł miękkim głosem niepasującym do jego postawy. Wyczuwała dziwną aurę stanowczości wokół niego. – Ten człowiek nie zrobi ci więcej krzywdy.

                 - Co, co mu zrobiłeś? – spytała, próbując pozbierać się do porządku. Wyglądała naprawdę strasznie. Cała drżała i nie wiedziała, jak dotrze do domu. Była całkowicie obolała i czuła, że pod okiem rośnie wielki siniak. Zakręciło się jej w głowie i z trudem stała niepewnie na nogach.

                 - Trochę poobijałem. Chyba go nie żałujesz? Calvin jest sukinsynem, który zasłużył na wszystko co najgorsze, nie uważasz? – odpowiedział pytaniem na pytaniem. Próbowała dojrzeć twarz mężczyzny, lecz miał maskę. Trochę tego żałowała. Pragnęła poznać twarz wybawiciela. Wydawał się jej dziwnie znajomy. Tylko dlaczego? Dzięki niemu uniknęła najgorszego i była naprawdę wdzięczna. – Nie zabiłem go, ale przez jakiś czas nie będzie mógł się ruszyć.

                Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Wcale go nie żałowała, a wręcz przeciwnie. Mitch Calvin był jej prześladowcą i czuła, że kiedy dojdzie do siebie na pewno da o sobie znać. Zadrżała na samą myśl o tym. Musiała porozmawiać z Harrym. Wciąż utrzymywali przyjacielskie kontakty, chociaż ich drogi rozeszły się. Próbował jej pomóc przy Ronie i żałowała, że wówczas mu odmówiła. Teraz żałowała, że na własne życzenie sama miała kłopoty. Nie wyczuła, kiedy zakręciło się jej w głowie. Nieznajomy złapał ją w ostatniej chwili. Nie zauważyła, kiedy wszystko zasłoniła mgła.

                Pierwsze, co dostrzegła po otworzeniu oczu, to niewyraźny kontur nieznanej twarzy. Rozpoznała rysy mulatki i dość sympatyczne spojrzenie. Kobieta wyglądała na dużo starszą niż ona. Próbowała się podnieść, lecz zabolało ją ciało.

                 - Spokojnie, dziewczyno – odpowiedziała kobieta spokojnym głosem.  – Przeszłaś ciężkie chwile i musisz teraz odpocząć.

                 - Gdzie, gdzie ja jestem? – spytała słabym głosem. Wciąż kręciło jej się w głowie i czuła suchość w gardle. Rzadko kiedy traciła przytomność, a ostatnio coraz częściej. Zdecydowanie zbyt wiele przeżyć jak na jedną osobę. Nie miała pojęcia, jak dużo jeszcze zniesie.

                 -  W posiadłości Black House niedaleko Londynu – odparła kobieta, podając jej szklankę wody. Przyjęła ją z wdzięcznością. Przepłukała usta i wypiła dość sporawy łyk. – Tu mieszka właściciel, dla którego pracuję od wielu lat. Nazywam się Lorena. Kiedyś miałyśmy okazje się spotkać. Nie pamiętasz mnie?

                Hermiona uważniej się jej przyjrzała i zadrżała. Jak przez mgłę pamiętała postać kobiety. Pracowała wówczas dla Malfoyów. Była nianią Dracona, a później pomagała rodzinie. Nigdy nie akceptowała do końca Voldemorta, ponieważ pochodziła z mieszanego małżeństwa. Niewiele osób o tym wiedziało, z obawy o bliskich kobiety. Tak bardzo pokochała panią i jej młodego synka, że została u nich na służbie do dzisiaj. Hermiona pamiętała ich pierwsze spotkanie. Została wówczas złapana i uwięziona. Miała wielkie szczęście, że ta kobieta wtedy była. Nie pozwoliła jej skrzywdzić i bardzo pomogła. Dzięki niej przetrwała naprawdę bardzo ciężkie chwile. Poczuła sympatię do niej, gdyż wszystko wskazywało na to, iż znów ją uratowała.

 - Black House? Ten dom należał do Bellatriks i jej męża? – zapytała z lekkim strachem. Bellatriks nie należała do jej ulubienic. Wciąż czuła strach za każdym razem, gdy o niej myślała. Przypomniała sobie o okrutnych torturach i wszystkim innym. O takich rzeczach ciężko było zapomnieć. Czasami budziła się w nocy z krzykiem właśnie przez to. Ten koszmar wciąż będzie ją prześladował, a ona sobie nie poradzi z tym wszystkim. Wciąż miała wątpliwości.

  - To prawda, drogie dziecko – odparła łagodnym głosem kobieta. – Teraz należy do rodziny Malfoyów. Jesteś tu całkowicie bezpieczna.

Słowa kobiety wstrząsnęły nią do głębi. Ktoś z Malfoyów ją uratował? Tylko kto? Na pewno nie Lucjusz Malfoy. Czyżby po raz drugi zrobił to jego syn? Już miała o to spytać, lecz oczy zrobiły się gwałtownie ciężkie. Nie mogła powstrzymać ziewnięcia.

 - Śpij – usłyszała jak przez mgłę i przymknęła oczy, zapadając  w po raz pierwszy od dawna głęboki i spokojny sen.

*~*~*
                Draco miał totalny mętlik w głowie.
                Kiedy tylko usłyszał krzyk Hermiony, musiał zrobić wszystko, by ją uratować. Mitch Calvin doprowadzał go do szaleństwa i sprawił, że dziewczyna jest przez niego w niebezpieczeństwie. Potrzebowała pomocy. I on również. Musiał się pogodzić z nową sytuacją i było mu coraz trudniej. Lustra całkowicie pozakrywał. Nie potrafił patrzeć na swoją twarz jak kiedyś. Najbardziej zawiódł go ojciec. Rodziciel z początku próbował pomóc, ale szybko pokazał, że nie może znieść jego obecności. Coraz rzadziej bywał w jego towarzystwie. Ostatecznie wysłał go na wieś do starego domu Blacków, wraz z jego opiekunką z dzieciństwa. Był przerażony w tym wszystkim. Od jakiegoś czasu kontakt rodziców całkowicie się urwał.

                 - Lepiej będzie, jeśli nie będziesz do mnie dzwonił – powiedział cicho do rodziciela po kolejnym telefonie, w którym ten stwierdził, że nie da rady przyjechać. – Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Nie chcę, byś się zmuszał do spotkań ze mną.

                Lucjusz próbował zaprzeczyć, lecz Draco był nieprzejednany. Miał zbyt wielki bagaż doświadczeń, by uwierzyć zapewnieniom ojca. Dodatkowo rodziciel w ogóle nie starał się pokazywać, że mu zależy. Wręcz przeciwnie. Wyraźnie brzydził się obecności syna i nic dziwnego. Wyglądał strasznie. Wychodził tylko w nocy, ukrywając swoją brzydotę pod okryciem płaszcza. Nie chciał, by ktokolwiek go zobaczył. Dla wszystkich tak będzie najlepiej. Pewnej nocy udał się do klubu, gdzie zawsze spotykał się ze znajomymi. Sloan mówiła, że powinien znaleźć prawdziwą miłość. Przez większość czasu jego partnerką na pokazach i nie tylko była Carmen Dragon. Idealna i niezwykła dziewczyna. Tak jak on pracowała jako modelka. Pomyślał o niej. Może stałaby się dla niego idealną partnerką? Zdawał sobie sprawę, że chciała, by się jej oświadczył, lecz obecnie o tym nie myślał. Teraz obserwował ją z uwagą, próbując wychwycić, o czym mówiła. Niestety przez zagłuszającą muzykę ciężko było cokolwiek wychwycić. W końcu rzucił zaklęcie.

                 - Naprawdę świetnie się czuję w twoim towarzystwie – usłyszał rozbawiony głos Carmen. – Przy Draco musiałam być idealna. Często zbyt przesadnie zwracał uwagę na wygląd. Miałam wrażenie, że jeden zły gest i wszystko się skończy. Ciągle byłam pod lupą.

                 - U mnie nie musisz. – Draco miał ochotę zakląć pod nosem, rozpoznając głos należący do mężczyzny. To był były facet Ginny, Thomas Dean. Obecnie pracował jako redaktor w gazecie Luny. Zajmował również wysoką pozycję w Ministerstwie. Carmen naprawdę tak myślała? Powoli zaczynało do niego docierać, dlaczego Sloan go ukarała. Cichaczem wychodząc z klubu, skierował się w stronę pomostu. Tam, korzystając z teleportacji, udał się prosto do domu Sloan. Mieszkała w starym domu na wybrzeżach Londynu. Odchylił furtkę i wszedł do środka. Gdzieś z oddali zaszczekał pies. Nie zwrócił na niego uwagi. Ostrożnie wchodził po zniszczonych schodkach. W ogóle sam dom, w którym mieszkała, przypominał prawdziwą ruderę. Nie rozumiał, jak można tu mieszkać. On sam nigdy by się nie zdecydował. Kołatką zastukał do drzwi. Chwilę musiał poczekać, aż mu je otworzono. Sloan znów wyglądała jak zawsze. Zwykła, zaniedbana dziewczyna.  Wciąż go zaskakiwała. Najwyraźniej jej magia była o wiele potężniejsza, niż myśleli do tej pory. Wolał jednak nie wiedzieć, jak bardzo.
               
 - Proszę, proszę – Zaśmiała się rozbawiona na jego widok.  – Wiedziałam, że prędzej czy później się z tobą zobaczę. Nie sądziłam tylko, że tak szybko. Jak podoba ci się nowa twarz?
               
 - Zdejmij zaklęcie – zażądał ostro. Kobieta zareagowała tak, jak się spodziewał, ale on miał dość gierek. Musiał z tego wyjść. Bez ostrzeżenia wyciągnął różdżkę i rzucił w nią zaklęcie. Odbiło się rykoszetem. Dopiero po chwili zauważył na szyi Sloan amulet ochronny. Umiała o siebie zadbać.
               
 - Musisz się zakochać ze wzajemnością. Tylko moc miłości złamie zaklęcie. I wszystko wróci do normy. Od ciebie zależy, kiedy to się stanie, ale pamiętaj. Gdy zakwitną owoce drzewa, twój czas się skończy.

Draco był wściekły z powodu zachowania kobiety, ale wiedział, że nic nie zdziała. Rzuciła zaklęcie, którego nie mógł złamać w żaden sposób. No może poza spełnieniem warunków. Kto pokocha potwora, jakim się stał? A potem w jego życiu na nowo pojawiła się Granger. Przypomniał sobie, jak bardzo ją skrzywdził, gdy przekonała się, kim był naprawdę. Teraz wszystko mogło być zupełnie inaczej. Od niego zależy, jak wszystko się ułoży.

 - Jesteś pewien, paniczu, że dobrze postępujesz? – zapytała Lorena, podchodząc do niego z tacą kolacji. Ona jedna nie opuściła go w potrzebie. Dzięki niej dawał sobie radę w nowych warunkach. Sama kobieta naprawdę dość sporo przeszła w życiu. Dopiero po latach odnalazła spokój, ale Draco czuł, że nie do końca. Wciąż nie miała pojęcia, gdzie był jej ukochany syn, który zaginął w czasie wojny, jaka trwała. – Ona nie ma o tobie najlepszego zdania. Nawet jeśli dwa razy ją uratowałeś, to twoja zdrada należała do najgorszych. Wydałeś ją Voldemortowi.

Draco zląkł się na wspomnienie swoich czynów. Nie był z nich dumny. Owszem czasy były całkiem inne, tak samo jak ich rzeczywistość. Żałował tego wszystkiego, ale nie mógł odwrócić czasu. Teraz musiał naprawić swoje błędy. Miał nadzieję, że los będzie stał po jego stronie.

 - Może być jedyną szansą na odkupienie – przyznał niechętnie. Tylko, czy zdoła ją pokochać? Może nie była zwykłą pięknością, ale miała w sobie coś wyjątkowego. Jednak w tej grze liczyło się coś więcej niż pożądanie. Niechętnie spojrzał na tatuaż na ramieniu. Drzewo wciąż kwitło, ale wkrótce zmienią się pory roku. Gdy ponownie osiągnie taki stan, być może zostanie na zawsze tym, kim jest teraz. Potworem.

 - Musisz postępować z nią bardzo ostrożnie. Ma ciężki bagaż doświadczeń. Dość dużo wycierpiała. I jeszcze porozumiej się z jej przyjaciółmi. Mitch Calvin nie odpuści, a tu będzie bezpieczna. Tak będzie najlepiej.

                - Masz rację – przyznał niechętnie. Bardzo podziwiał Lorenę. Naprawdę sporo wycierpiała w swoim życiu, a jednak zachowała hart ducha. Umiała pokonać wątpliwości i lęki. Naprawdę pokazywała niezwykłą siłę. On sam niejeden raz by się złamał. Ona walczyła. Pomyślał o Hermionie. Młoda Gryfonka była do niej bardzo podobna. Nakrywając płaszcz, wszedł do pokoju, w którym spała. To była jedyna nieużywana od lat sypialnia. Nie chciał wiązać jej z koszmarnymi wspomnieniami. Tak byłoby najlepiej dla nich wszystkich. Niestety przeszłości nie da się cofnąć. Musiał iść do przodu z tym, co ma. I nie miał pojęcia, dokąd go to zaprowadzi. – Wezwij jej przyjaciół. Niech się tu zgromadzą. Weasleya też. Mam mu coś do powiedzenia – mruknął, zaciskając pięści w dłonie.

Lorena uśmiechnęła się z aprobatą. Młody Malfoy w końcu zaczął działać. Najwyższa pora, gdyż nie mógł dłużej trwać w zawieszeniu i udawać, że nic się nie dzieje. Weasley był odpowiedzialny za cierpienie kobiety, gdy powinien ją bronić. Obiecał sobie, że dopilnuje tego, by usłyszał parę słów od niego. Czuł, że w jego życiu pojawią się zmiany. I miał nadzieję, że idą one ku lepszemu. W tym momencie niczego bardziej nie pragnął.

*~*~*
Na zakończenie:
I rozdział zakończony. Myślę że się rozkręcam. Naprawdę czuję to opowiadanie i jest mi dość bliskie. Może dlatego że uwielbiam dramione.
Ostatnio jednak myślę, by stworzyć coś związanego z moim ulubionym serialem SN.
Znalazłam nawet pewien pomysł, który czeka na realizacje.
Myślę, że na dobre wróciłam do blogowania.
Zapraszam serdecznie na ciąg dalszy i pozdrawiam.

Informacyjnie:
Tytuł rozdziału: 002 „Zagubiona dusza”
Ilość stron: 11
Ilość słów:  5 840


16 komentarzy:

  1. Dziękuję ślicznie za dedykację! ^^
    Rozdział sprawdziłam już pod względem poprawności, teraz pora wypowiedzieć się o treści :P
    Zaciekawiła mnie poprzednia relacja Hermiony i Draco. Z jednej strony wrogowie ze szkolnych ławek i haniebne wydanie Czarnemu Panu, z drugiej strony chłopak ją uratował przed tamtym zboczeńcem. Teraz już dwukrotnie. Ciekawe, skąd u niego ta chęć pomocy. No i teraz Hermiona znalazła się pod jego dachem. W obecnej sytuacji to nawet pasuje, aby ona stała się „odkupieniem” Dracona.
    To ciekawe, że Snape związał się z Narcyzą. Sądzę, że obydwoje zasługują na trochę radości w miłości. I w sumie jak ostatnio czytałam HP, to widziałam między nimi trochę chemii podczas składania przysięgi, także jestem na tak.
    Lorena wydaje się mądrą, ciepłą postacią, taką dobrą duszą ;P
    Poruszyła mnie historia Ginny. Niełatwo jej było sprostać uczuciu do Wybrańca, ale choć jej życie potoczyło się dość brutalnie i straciła dziecko, zdołała znaleźć kogoś dla siebie. Podobała mi się jej więź z Georgem. Faktycznie zawsze ją ciągnęło do bliźniaków, mieli najpodobniejsze charaktery.
    „Przy Draco musiałam być idealna. Często zbyt przesadnie zwracał uwagę na wygląd.” — ujęło mnie to zdanie. Pokazuje, ile niedobrego roztaczał wokół siebie Draco, gdy jeszcze był przystojny. Nie tylko szczycił się swoim wyglądem, ale też wymagał, by inni wyglądali równie dobrze. No, ale widzę, że zaczyna już coś do niego docierać.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo. Ostatnio znów oglądałam "Bestię" i trochę dialogów podcięłam od bohatera filmu. Myślę, że pasują do obecnego Draco. On właśnie taki trochę jest. Inny. I nieskazitelny. Terz przyjdzie ta trudniejsza część. Jego przemiana. Zdecydowanie będzie miał pod górkę. Zwłaszcza że Hermiona nie będzie taka milutka. W końcu sporo przez niego przeszła ;) Dziękuje raz jeszcze, pewnie się napracowałaś. również pozdrawiam.

      Usuń
  2. Zdecydowanie akcja nabiera tempa. Podoba mi się to. Nie mniej jednak teraz w głowie siedzi mi tylko to spotkanie Dracona z bliskimi Hermiony. To może być naprawdę ciekawe. Ale może kilka słów o tym rozdziale.
    Podobał mi się bardzo moment z przełożoną Hermiony. Taki miły akcent, który miejmy nadzieję doda pannie Granger skrzydeł. Zdecydowanie tego potrzebuje, aby o siebie zawalczyć.
    Tak przy okazji, obejrzałam ten film "Bestia" i jestem zachwycona. Z całą pewnością jeszcze nie raz do niego wrócę.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. "Miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Z trudem panowała nad swoim ciałem. Miała wrażenie, iż zaraz zemdleje. Z oddali słyszała jego rozbawiony śmiech. Czuła, jak dotykał jej ciała. Miała wrażenie, że zwymiotuje." - Dużo tych wrażeń, nie uważasz? Powtórzenia. :)

    A poza tym rozdział świetny! Zwykle mija sporo czasu zanim polubię Draco, a tego Twojego już uwielbiam. Nie mogę doczekać się reakcji Hermiony, gdy zobaczy jego twarz. Myślę, że oboje zrozumieją coś bardzo ważnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo kochana za podpowiedzi.
      Czasami można nie zauważyć, a sceny erotyczne mimowolnie sprawiają mi trudności. Czasami chyba wiek czy nawet doświadczenia nie mają nic do pisania bo ciężko opisać jest w słowa pewne aspekty życia.
      pozdrawiam serdecznie i zapraszam ponownie.

      Usuń
  4. Oh rozdział był cudowny! Pięknie piszesz, masz wielki talent!
    Snape i Narcyza... no cóż, pasują do siebie :D haha
    Jestem ciekawa reakcji Hermiony, o kurde! Będzie się działo!!!!

    <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam!
      Jest jeszcze druga para której reakcji jestem ciekawa;)
      Zobaczymy co powiecie!
      Zapraszam na ciąg dalszy!

      Usuń
  5. Cudny rozdział! Oj Draco będzie musiał się bardzo wykazać, żeby zasłużyć na uczucie Hermiony. Pozostaje życzyć mu powodzenia i czekać na Twoje kolejne dzieła.
    p.s. Też jestem fanką Super Natural i byłoby świetnie jakbyś coś stworzyła!

    Pozdrawiam
    www.the-evil-daughter.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju, ten rozdział jest na prawdę cudowny! :)
    Z notek, które jak na razie opublikowałaś, właśnie ta spodobała mi się najbardziej.
    Hermiona dostała awans, juhu! Z pewnością jej się należał.
    Szkoda, że Ron jest taki okropny w stosunku do niej. Kompletnie na nią nie zasługuje.
    Boże, jak dobrze że Draco ją uratował. Mój bohater *-*
    Mam nadzieję, że zdobędzie serce Miony i pozbędzie się klątwy. Chodź faktycznie-zasłużył sobie na nią. Ale tylko odrobinkę... XDD
    Ogólnie Twój blog podbił moje serce. Cała ta historia jest po prostu świetna.
    Bardzo dziękuję Ci za komentarze, jakie zostawiłaś u mnie. Postaram się korzystać z każdej rady jaką mi udzieliłaś i (mam nadzieję) jeszcze udzielisz:)
    Pozdrawiam i życzę Ci dużo chęci do pisania,
    Colleen

    OdpowiedzUsuń
  7. Już zapomniałam, jak to jest czytać Dramione i bardzo się za tym stęskniłam. Ale na szczęście mam Twojego bloga i mogę się podręczyć, bo pewnie jeszcze poczekam na nowy rozdział.
    Chciałam Cię prosić, żebyś nie przesadzała, że nigdy nie osiągniesz takiego kunsztu, jak niektóre autorki, bo mnie się bardzo podoba Twój styl pisania. Do tego masz pomysł na historię, a to ogromne dwa plusy.
    Przepraszam, że nie wypowiadam się na temat rozdziału, ale dziś tak nie mam siły na komentowanie, że to jakiś koszmar. Ale czekam, co też nasz Draco wymyśli, żeby zdobyć serce Hermiony.

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie.
    http://malowane-uczuciami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział przeczytałam już bardzo dawno temu, ale dopiero teraz komentuję, po prostu nie mogłam się w sobie zebrać, by to zrobić. Przepraszam za tak ogromną zwłokę.
    Rozdział oczywiście bardzo, ale to bardzo mi się spodobał i również, tak jak Elly, proszę Cię, żebyś nie przesadzała, ponieważ piszesz bardzo, bardzo dobrze! Wychodzi Ci to idealnie, a dodać do tego jeszcze wyjątkową historię? Z tego otrzymujemy coś genialnego.
    Akcja kiedy Draco uratował Hermionę? Aż mruknęłam z uciechy. Wyszło Ci to naprawdę bardzo fajnie. Końcówka jest zaskakująca i nie mogę się doczekać jak dalej to przedstawisz... Skręca mnie z niecierpliwości! Plus fajnie, że oprócz wątku Draco i Hermiony postanowiłaś jeszcze dodatkowo wpleść Ginny z jej historią, która, prawdę mówiąc, jest bardzo poruszająca.
    No nic, pozostaje mi czekać na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że niebawem się pojawi.:)

    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo lubię Twój styl pisania. Jest w nim coś, co sprawia, że nie potrafię się oderwać od opowiadania. I byłam naprawdę zawiedziona, kiedy dotarłam do końca rozdziału. Historia miała jeszcze trwać. Cóż, nie pozostaje nic innego jak cierpliwie czekać na ciąg dalszy.
    Wytknę Ci jeden błąd, który zapewne przez przypadek wkradł się do opowiadania. Otóż, piszesz, że wiadomość o chorobie matki Ginny dostała od Freda, a potem w Anglii wita ją George, który przez długi czas opłakiwał śmierć brata bliźniaka. Chyba pomyliły Ci się imiona :)
    Czy Twoje dramione potoczy się tak, jak historia w filmie Bestia, czy może jednak planujesz też jakieś ciekawe odskocznie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planuje małe pomieszanie z inną historią. Więc będzie taki inny zwrot akcji ale na pewno też będzie podchodził pod Bestię. Myślę że taki pomysł również się wam spodoba. Będzie coś innego i świeżego. W ogóle tak myślę o jeszcze innych wątkach licząc że kogel mogel z tego nie będzie.
      Dziękuje za wytknięcie, faktycznie mogłam nie zauważyć tego drobiazgu. Dziękuje bardzo i pozdrawiam.

      Usuń
  10. Witaj! Ja jakiś czas temu przekonałam się do Dramione, dlatego szukam teraz sobie fajnych i ciekawych blogów do poczytania. Dzięki temu, że zostawiłaś swój link na moim blogu, weszłam do Ciebie i przeczytałam rozdziały, które dotychczas dodałaś.
    Bardzo podoba mi się Twój pomysł na to opowiadanie. Jest wiele oklepanych schematów Dramione, ale nie wszystkie są dobrze napisane. Twój pomysł jest niezwykle oryginalny - choć prawdę mówiąc jest do złudzenia podobny do jednego z filmów w których gra Alex Pettryfer, może kojarzysz? :-) W każdym razie, podoba mi się i na pewno będę wpadać i czytać kolejne rozdziały.
    Jednym z wielkich plusów Twojego opowiadania jest długość rozdziałów. Uwielbiam czytać posty, które zawierają w sobie taką masę opisów i w których można się zaczytać.
    Niestety, muszę jednak się do czegoś przyczepić, a mianowicie do stylistyki zdań. Jest straszna, niektóre zdania brzmią tak, jakby nie pisał ich Polak... Nie wiem, czy rozdział był dodany zaraz po jego napisaniu i nawet go nie przeczytałaś i nie poprawiłaś błędów, czy może beta nie wyłapała tych wszystkich byków, ale jako osoba, która dużą wagę przywiązuje do poprawności językowej, (oraz jako wymagający czytelnik) w niektórych momentach aż mnie bolało serce. I nie chodzi mi tu tylko o stylistykę, ale też niewiarygodnie częste powtórzenia, z którymi sama mam osobiście wielki problem przy pisaniu opowiadania, a które moja beta niestrudzenie mi wytyka.
    Mam nadzieję, że nie obraziłam ani Ciebie, ani Twojej bety.
    Czekam na rozdział trzeci, pozdrawiam!
    Cathleen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z mojej strony mogę powiedzieć tylko tyle, że starałam się wyłapać rażące błędy.Ta notka była pierwszą próbką mojego betowania, dlatego widać jeszcze moją niepewność, czy coś zostawić, czy nie, czy ruszać to zdanie, a może lepiej nie... Nie chcę zbytnio ingerować.
      Serena pisze specyficznym stylem, zdaję sobie z tego sprawę, i tak wyglądają wszystkie jej notki - nie w moim zakresie je zmieniać. To coś, co pisarz powinien wypracować sobie sam. Niemniej dzięki za wprawne oko i cóż, mam nadzieję, że Serena mi wybaczy, że się wtrąciłam :P

      Usuń
    2. Nie, spokojnie nie uraziłaś mnie ani trochę. Ja zdaje sobie sprawę, że betowanie moich zdań jest dość trudne i naprawdę trzeba się sporo natrudzić. Kocham pisac, ale jestem na bakier ze stylistyką. A właściwie jak wspomniała Marzycielka wygląda ona właśnie w ten sposób i nie każdemu może się podobać. Staram się rozwijać coraz bardziej i bardziej by osiągnąć pełny profesjonalizm, ale wiadomo jak bywa.Chociaż czytam co pisze nie zawsze udaje mi się wszystko wyłapać, a Marzycielka naprawdę się stara i widzę, że jej również jest trudno ale znamy się tak długo i wierzę w nią bardzo.
      Co do filmu masz rację. Od niego wziął się pomysł i natchnął mnie do napisania tej historii. Więc tu masz absolutną rację. Dziękuje za słowa porady i liczę, że nie zraziłam Cię mimo wszystko i zajrzysz tu jeszcze.
      pozdrawiam.

      Usuń