wtorek, 6 października 2015

Rozdział 003 „Wróg czy przyjaciel”



Rozdział 003 „Wróg czy przyjaciel”

„Przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej”

Kroniki proroka codziennego 004:
Ahoj kochani!
Zapraszam was na kolejny dramionowy rozdział. Na początku sądziłam, że się wypaliłam w tym klimacie. Czasami każdy z nas dorasta i czuje, że potrzebuje czegoś innego. Na szczęście u mnie ta miłość dalej trwa. Chyba nigdy nie przestanę kochać tego świata, który jest tak bardzo wspaniały i pozwala działać wyobraźni. Tymczasem zapraszam na kolejne losy Draco i Hermiony, oraz trudnego początku ich miłości.

*~*~*
            Hermiona dość szybko doszła do siebie po dramatycznych przeżyciach.          
            Dzięki interwencji Dracona dostała kilka dni zwolnienia. Najchętniej w ogóle nie wychodziłaby z domu. Wciąż bała się spotkania Mitcha Calvina. Czuła, że on jej nie odpuści. Prędzej czy później znajdzie sposób, by do niej dotrzeć. Nie mogła się wiecznie bać. Tylko, co działo się z Ronem? Nie był sobą. Czy wiedział, że ten mężczyzna chciał ją skrzywdzić? Dlaczego się z nim zadawał? Miała tak wiele pytań i tak mało odpowiedzi. Wciąż się tym zadręczała, ale kolejny dzień się zaczynał. Nie zauważyła swoich rzeczy. Zamiast jej ubrań znalazła kilka nowych części garderoby. Nie mając wyjścia, wybrała luźne jeansy i dopasowany biały sweterek. Nie kryła zaskoczenia, że ubrania pasowały na nią idealnie. Ktoś o wszystkim pomyślał. Domyślała się kto. Czując się na siłach i głód w żołądku, postanowiła w końcu wyjść z ukrycia. Owszem, dostarczano jej do pokoju jedzenie, lecz potrzebowała jeszcze towarzystwa. Musiała porozmawiać. Nawet jeśli miałby być to jej wróg. Tylko, czy wciąż nim był? Kiedyś dawno temu sądziła, że może mu zaufać. Dość brutalnie pokazał, iż jest inaczej. Teraz występował w roli bohatera. Jaka naprawdę była jego twarz? Nie miała zielonego pojęcia. Był prawdziwą zagadką, a ona trzymałaby się najchętniej od niego z daleka. Niestety, w obecnej sytuacji nie miała wyjścia. Tylko Draco mógł jej zapewnić odpowiednie schronienie. Ciężko było się z tym pogodzić.
           
            Schodząc po schodach, podziwiała okazały dom należący niegdyś do Blacków. Draco postarał się, by wciąż wyglądał okazale. Bogate obrazy, zdobione chodniki. Wszystko stonowane i odpowiednio ułożone, by pasowało do całości. Tak kiedyś żyli arystokraci i wciąż pozostawiali po sobie posmak dawnego życia. Nigdy tego nie rozumiała. Idąc dalej korytarzem, znalazła w końcu salon. Wyglądał tak samo okazale jak reszta domu. Urządzony w stylowych, miękkich kolorach i niezwykle dopasowanych. Tuż nad kunsztownym, złoto zdobionym kominkiem widniał obraz młodego Malfoya u boku matki. Draco musiał mieć tutaj ze dwanaście lat. Jego oczy wyrażały zuchwałość i spryt. Już wówczas pokazywał swoje drugie oblicze. Umiał być bezlitosny, jeśli chciał — jak jego ojciec. Kim był teraz? Sojusznikiem czy wrogiem? Wciąż zadawała sobie to pytanie. Od razu go spostrzegła. Siedział zamyślony i przeglądał gazetę. Gdy tylko ją zobaczył, przerwał czytanie. Ubrany był w wygodne spodnie z materiału i białą koszulę z guzikami. Ze wstydem przyznawała, że prezentował się seksownie. Nie chciała tak o nim myśleć, więc szybko wybiła to z głowy. W końcu wiedziała, jaki ma do niej stosunek. Jeżeli jej pomaga, musi mieć w tym jakiś interes. Nic innego nie wchodziło w rachubę. Zbyt dobrze go znała. Nawet teraz czuła na sobie jego szydercze spojrzenie. Jego wygląd nieco ją przystopował. Chociaż miał na sobie kaptur, widziała poniszczoną twarz pokrytą bliznami. Była wstrząśnięta, lecz starała się nie zwracać na to uwagi. 

             - Jak się czujesz, Granger? – zapytał dziwnie miękko. Czy w jego głosie słyszała troskę? Pokręciła głową i przyjęła ostrożną postawę. Była ciekawa, co mu się przytrafiło, ale nie miała odwagi zadać tego pytania. Czuła, że nie jest jeszcze na to czas.

             - Uratowałeś mnie – odparła bardziej oskarżycielsko, chociaż nie chciała, by tak zabrzmiało. Po prostu nie umiała inaczej. – Dlaczego? Jaki miałeś w tym cel?
             - Dlaczego uważasz, że miałem jakiś cel? – Trochę nie rozumiał jej pytań. Owszem, sporo miał na sumieniu, lecz bez przesady. Nie był aż takim potworem bez duszy. Przynajmniej tak o sobie myślał. – Zobaczyłem, że ktoś jest w niebezpieczeństwie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że to byłaś ty. Dopiero potem rozpoznałem Mitcha. I ciebie. – Po części to była prawda. Hermiona ją przyjęła. Wydawał jej się być dziwnie szczery. Ani trochę jej się to nie podobało. Wolała go chyba innego. Bardziej sztywnego. Wcześniejszy Draco lepiej pasował. Ten był niepewny. – To wszystko. A teraz może jesteś głodna? Zaraz ma wpaść Potter i przywlec parę osób. Powinienem się przygotować.

             - Po co? – Hermiona nie kryła swojego zaskoczenia. Chyba po raz drugi tego dnia. Gdy Draco podał jej szklankę, nie protestowała. Wychyliła alkohol jednym duszkiem i zakaszlała. Napój nieprzyjemnie rozlał się w jej żołądku. Nigdy nie przepadała za alkoholem. Widziała, co zrobił z Ronem przez ostatnie lata. Szybko odstawiła szklankę, zła na siebie, że dała się ponieść. – Chyba nie zamierzasz im o wszystkim powiedzieć? Ta szopka nikomu nie jest potrzebna. – Naprawdę była tego pewna. Sama nie chciała tego wszystkiego przechodzić. Najchętniej wróciłaby do domu i zapomniała o wszystkim. Może nawet wyjechała? Tak byłoby najlepiej dla wszystkich, a zwłaszcza dla niej. Powoli zaczynała mieć wszystkiego dość.

             - To dla twojego dobra. Jesteś w niebezpieczeństwie, Granger. Mitch nie odpuści zbyt łatwo. Zagiął na ciebie parol i będzie chciał cię zdobyć. Nieważne, jakimi środkami, a na końcu cię zabije. O to głównie mu chodzi. Poza tym dzieje się coś jeszcze. Jakiś rozruch w świecie Śmierciożerców, a Potter jest aurorem. Powinien wiedzieć, co się dzieje.

            Hermiona zdawała sobie sprawę, że jest to tylko pretekst i w ogóle jej się nie podobał. Niestety nie miała wyjścia. W dodatku Draco nie pozwolił jej wrócić do domu. Był przy tym naprawdę bardzo uparty. Tylko dlaczego? Kompletnie tego nie rozumiała. Co mu to da? W głowie miała straszny mętlik. Próbowała rozgryźć wszystko, lecz nie miała pomysłu.  

            Pół godziny później siedziała sama w bibliotece i przeglądała opasłe księgi. Draco pozwolił jej chodzić po całym domu. Zafascynował ją i na jeden moment zapomniała, że należał do Bellatriks. Biblioteka była niezwykle okazała i zawierała mnóstwo książek, których wcześniej nie widziała. Draco opowiedział, że książki zbierał Rufus. Może i był szalonym mordercą, ale i również zapalonym czytelnikiem. Trochę ją to zszokowało. Kilka razy miała okazję go spotkać. Słyszała, że został zamordowany przez George’a Weasleya tuż po bitwie, gdy próbował zamordować panią Weasley z czystej zemsty. Na całe szczęście ten czas już dawno minął i teraz musieli brnąć do przodu. I ona również. Nieważne, że budziła się z koszmarami, które nie dawały jej spokoju. Przeglądając stare księgi, natknęła się na jedną. Z wyglądu była dość stara, w dziwnym języku. Niby rozpoznawała łacińskie litery, ale nie pasowały jej do tego, czego się uczyła w szkole. I ten tajemniczy symbol. Była niemal pewna, że gdzieś go widziała. Jednak w tym momencie nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Ten dziwny symbol nie dawał spokoju. Czuła, że jest w jakiś sposób ważny i może przysporzyć im kłopotów. Co Draco wspominał? Jakieś poruszenie w świecie Śmierciożerców. Coś złego się działo i Ron znajdował się w samym środku. Naprawdę mimo wszystko martwiła się o niego. Robił coś bardzo złego i chyba do końca nie zdawał sobie z tego sprawę. Zupełnie jakby ktoś go kontrolował, tylko kto? Lucjusz już od dawna nie siedzi w świecie Śmierciożerców. Nie umiałby tak dobrze udawać. Ktoś inny musiał pociągać za sznurki. Pozostawało pytanie kto i dlaczego. W tym momencie nie znała odpowiedzi. Być może Ron będzie umiał im pomóc. Miała przynajmniej taką cichą nadzieję. Na razie jednak miała większe problemy. Głównie chodziło o Dracona. Dlaczego tak się upierał, żeby została? Kompletnie tego nie rozumiała. Przecież nie zrobiła mu nic złego. Tak przynajmniej myślała do tej pory. Kiedyś dawno temu sądziła, że może mu ufać. Przez chwilę nawet zdawało jej się, że go kocha. Był wtedy taki czuły i opiekuńczy. W jednej chwili zniszczył wszystkie marzenia i sny.

             - Jest wasza! – powiedział wtedy tak po prostu do Bellatriks. Serce rozpadło się na kawałki. Czuła jakby wszystko, co znała do tej pory, przestało istnieć. Od tamtej chwili obiecała sobie, że nie zaufa już żadnemu mężczyźnie. Złamała przysięgę dopiero przy Ronie. I już gorzko tego żałowała. Czy ten koszmar nigdy się nie skończy? Zaczynała myśleć, że zwariuje od tego wszystkiego. Jeszcze trochę i naprawdę nie da rady.

             - Goście już są – powiedział cicho Draco, wyrywając ją z zamyśleń. Pokiwała głową i ruszyła za nim. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do szokującego wyglądu Dracona. Miała cichą nadzieję, że jej koszmar się skończy i wróci do normalnego życia. I tego postanowiła się trzymać.

            *~*~*
            Słowa Malfoy’a nieco zaskoczyły Pottera.
            Nie zdawał sobie sprawy, że przyjaciółka jest w aż tak trudnym położeniu. Musiała naprawdę nieźle udawać. Był wściekły, nie tylko na nią, ale i na siebie. Powinien być bardziej odpowiedzialny. A nie był. Czuł się tak, jakby zawiódł swoich najbliższych. W końcu tylko ich miał.

             - Nie powinieneś siebie obwiniać – mówiła do niego Luna. Towarzyszyła mu, gdy ruszyli na poszukiwanie Rona. Nie do końca ufał Malfoyowi, ale obecnie nie miał wyjścia. Trzeba było chronić Hermionę. Nic innego nie miało znaczenia. Nawet pogodzenie się z własnym wrogiem. – Nikt z nas nie wiedział. Ron zachował się naprawdę podle. Czy to wciąż jest ich przyjaciel? Czemu tak bardzo się zmienił. Przecież kiedyś był całkiem inny. Mieli wspólne plany i marzenia. Musiał gdzieś popełnić błąd. Chyba po odejściu Ginny tak bardzo zatracił się we własnym bólu, że nie umiał normalnie funkcjonować. Wszystko przemawiało przeciwko niemu. Chociaż minęło tyle lat i próbował na nowo ułożyć sobie życie nie umiał zapomnieć o tym co ich łączyło. Niestety z biegiem czasu było coraz gorzej. Obraz roześmianej Ginny często pojawiał mu się w snach tak samo jak ich nienarodzonego dziecka. Wiedział, że nie zapomni o tym. Takie rzeczy zawsze były skazą na przeszłości. I nie umiał o nich zapomnieć. Teraz obserwowali stare doki, gdzie mógł się znajdować Ron. Większość Śmierciożerców się tu ukrywało. Jednego z nich właśnie zdążyli namierzyć. Evansa Parkera. Wciąż nie mógł pogodzić się ze stratą dziecka. Tak bardzo go pragnął. Nie przeszkadzał mu młody wiek. Czuł, że byłby dobrym ojcem.

             - Wiem, ale nie umiem sobie odpuścić – odparł, odrywając się od wspomnień. Nie był na nie czas. Musieli wykonać misję. Evans kompletnie się tego nie spodziewał. Zaatakowali go ze zdwojoną siłą. Luna, chociaż na co dzień pracowała za biurkiem, była naprawdę świetną wspólniczką. Często razem wyruszali na różne akcje, wspierając ministerstwo w misjach. I naprawdę świetnie sobie radzili w wielu sytuacjach. Tak samo jak teraz. Luna rzuciła zaklęcie ogłuszające, a Potter unieruchamiające. Evans niewiele się zmienił. Wyglądał naprawdę koszmarnie. Brudny, otyły i porażony. Takiego widoku się nie spodziewał. Kiedyś zadbany i dumny siebie chłopak. Wiecznie nadąsany i wywyższający się. Jak to łatwo można się stoczyć. Aż Harry pokręcił głową. Był w szoku. Luna wyraźnie również.

             - Czego chcecie? – warknął na nich wściekle. Jego oczy były rozbiegane. Widać, że musiał coś brać przed ich spotkaniem. Narkotyków nie brakowało w świecie czarodziejów. Każdy, kto chciał, wiedział, jak się do nich dostać. – Odpowiedziałem już na wszystkie wasze pytania. Nie mam nic do ukrycia.

             - Gdzie jest Ron Weasley? – Od razu zapytał ostro Harry. Przez chwilę Evans przyglądał mu się hardo. Pewnie myślał, jakby ich okpić, ale na szczęście był sam, a oni we dwójkę. Przygotowani na każdą ewentualność. Przynajmniej tak myśleli.
             - Mnie szukasz, Potter? – Pełen pogardy głos Rona rozległ się tuż za nimi. Harry gwałtownie odwrócił się. Zobaczył dawnego przyjaciela. Ubrany był na czarno, a jego włosy, dłuższe niż zwykle, zostały luźno rozpuszczone. Oczy młodego mężczyzny pozostawały zimne i okrutne. Harry się wzdrygnął na ten widok. Nie poznawał przyjaciela. Jeszcze kilka dni temu wyglądał na normalnego faceta. Teraz mógł być tylko wściekły na siebie, że został tak oszukany. Ron zeskoczył zgrabnie ze skrzyń. W ręku trzymał różdżkę. Harry dostrzegł medalion na jego szyi. Wcześniej go nie widział. Miał wrażenie, że coś dziwnego w nim było. Teraz nie umiał tego powiedzieć. – Czego ode mnie chcesz? Chyba już się wyraziłem jasno, prawda?

             - Nie jesteś sobą, Ron – powiedział miękko Harry. Nie chciał krzywdzić przyjaciela. W końcu kiedyś byli dla siebie jak bracia. Nawet kimś więcej. Tymczasem zachowanie Rona wszystko zmieniło i zniszczyło więź między nimi. – Możemy ci pomóc.

             - Nie chcę waszej pomocy! – krzyknął wściekle młody mężczyzna. Nie miał zamiaru ulegać ich wpływom. Był panem swojego losu i tego się trzymał. Chyba nigdy jeszcze nie czuł się taki wolny jak teraz. – Nie potrzebuje jej. Do tej pory sam sobie świetnie radziłem i tego mam zamiar się trzymać. A tymczasem zjeżdżaj. Nie jesteś na swoim terenie.

             - Nie wierzę w to! – Harry nie chciał słyszeć tych słów. Miał zamiar walczyć o przyjaciela za wszelką cenę. Był tego warty. Bez względu na to, jak potoczy się ich los. Dopóki nie sięgnie dna i nie będzie można go stamtąd wyciągnąć. Miał nadzieję, że jeszcze nie osiągnął tego najgorszego.

             - Harry! – usłyszał błagalny krzyk Luny i odwrócił się gwałtownie. Jeszcze chwilę temu stała obok niego, a teraz zniknęła mu. Leżała pod stopami jednego ze Śmieciożerców, którego nie znał. Wydawał się być starszy, więc jakimś cudem uniknął losu aresztanta.

            - Ona nie ma z nami nic wspólnego – próbował mu wytłumaczyć. Ron jedynie pokręcił głową ze śmiechem. Jego oczy błyszczały niebezpiecznie. Wyglądał, jakby ktoś rzucił na niego urok, ale Harry podejrzewał, iż było zupełnie inaczej. Już zbyt długo obserwował zło na świecie, więc z pewnością coś by zauważył. – Wypuść ją.

             - Sam przyprowadziłeś tu tę kobietę i odpowiesz za to! – Ron pozostawał nieprzejednany. Miał zamiar skrzywdzić Lunę. Harry nie zamierzał do tego dopuścić. Nie chciał też się poddawać. Zawsze był w magii o wiele lepszy niż dawny przyjaciel, więc atakował z lepszą wprawą. Ron nie miał z nim najmniejszych szans, chociaż próbował. Różne odbicia i przeciwzaklęcia. Szantażował go nawet Luną, ale się nie dał. Ciskali zaklęciami, nim ktokolwiek zdążył reagować. Nigdy wcześniej nie zmierzyli się ze sobą. Nie było ku temu powodu. Zawsze razem, a teraz przeciwko sobie. Po dwóch różnych stronach bariery. Tym razem to Harry okazał się lepszy. Wiele różnych zaklęć, o których większość mogła tylko pomarzyć. Użył przeciwzaklęcia i zaatakował Rona jego własną bronią. Młody mężczyzna upadł, zwijając się z bólu. Jego pomocnik uciekł, nim Harry zdążył dobrać się do niego.

             - Luna? – zapytał cicho, lekko potrząsając dziewczyną. Była półprzytomna, a z rany na jej czole ciekła krew. Spojrzała na niego z bólem w oczach. Wyglądała naprawdę strasznie. Ostrożnie podniósł jej ciało i podszedł do Rona. Najpierw teleportował ją do szpitala św. Munga. Nie dbał o protesty dziewczyny. I od razu powiadomił Neville’a. Wiedział, że przyjaciel będzie chciał wiedzieć, co z jego kobietą. W końcu zawsze martwił się o Lunę, gdy brała udział w podobnych akcjach. Nie było w tym nic dziwnego. Teraz musiał zadbać o Lunę. Potrzebowała tego. Potem wziął Rona i skierował się do domu Lestrangów. Wciąż nie podobał mu się plan Draco. Pewnie dlatego, iż nadal mu nie ufał. Jakoś nie umiał się do niego przekonać. Malfoy był Malfoyem i taki wciąż pozostawał w jego oczach. Bez względu na wszelkie zmiany, jakie chciał wprowadzić. O pewnych rzeczach się nie zapominało. I on również nie potrafił.

            Ułożył Rona na sofie i zaklęciem nałożył mu kajdanki. Jego przyjaciel wyglądał naprawdę żałośnie. Wciąż nie wierzył, że można się tak stoczyć. To jakiś koszmar. Pokręcił głową wyraźnie zażenowany.

             - Pora zaczynać show! – mruknął Malfoy, pojawiając się znienacka. Harry był wstrząśnięty jego wyglądem i przez chwilę gapił się na niego oszołomiony. Cokolwiek tu zaszło, będzie żądał wyjaśnień. Na to jednak przyjdzie czas później. Teraz musieli pomyśleć o Hermionie. Po raz pierwszy od dawna czuł się na właściwym miejscu.

*~*~*
            Hermiona nie mogła patrzeć na Rona.
            Brzydziła się nim i tym co robił. To przez niego miała problemy z Calvinem i została skazana na towarzystwo Malfoya. Nie wiedziała, co jest gorsze. Teraz stała naprzeciw niego, a jej oczy wyrażały całkowitą pogardę.

             - Na co się gapisz? – warknął, wyraźnie niezadowolony Ron. Jego twarz była cała poobijana. Widać, że dostał solidny łomot od mężczyzny. I słusznie. Sama miała ochotę mu przywalić za wszystko, co zrobił. Z wielkim trudem panowała nad sobą.

             - Jesteś z siebie zadowolony? – spytała cicho. – Jak mogłeś upaść tak nisko? Wiedziałeś, że Mitch chciał mnie zgwałcić w szkole? – Pokręciła głową. – Nie wiedziałeś, bo nikomu o tym nie mówiłam. Wiedziałeś jednak, że był przestępcą, a sprowadziłeś go tutaj. Nie dbałeś o moje bezpieczeństwo.

             - Mężczyzna chciał się tobą zabawić – zaśmiał się brutalnie. – Wielkie mi hallo. W końcu jesteś kobietą i do tego służysz. Nie uważasz?

            Hermiona nie wytrzymała podeszła i uderzyła go w twarz. Boleśnie, by poczuł się tak jak ona. Może i to niewiele, ale dało jej naprawdę przyjemną satysfakcję. Tego potrzebowała. Uśmiechnęła się z lekkim zadowoleniem, gdy zobaczyła odcisk swojej dłoni na jego policzku.

             - Hermiono, powstrzymaj się! Nie jest tego wart – powiedział cicho i łagodnie Harry. Pokiwała głową. Wiedziała, że ma racje. Ona miała jeszcze przyszłość przed sobą. On swoją zmarnował i chyba nie było już szansy, by go uratować. Przynajmniej ona tak sądziła i nie miała zamiaru zmienić zdania w tym temacie. Kiedyś była inna. Dawała ludziom szansę, ale szybko zrozumiała, iż oni i tak jej nie wykorzystają. Tak właśnie jak robił to Ron. Odsunęła się od niego, wyraźnie pokazując całą swoją pogardę. Ron jedynie zaśmiał się głucho.

             - Naprawdę myślicie, że jesteście tacy bystrzy? – zapytał cicho, uwalniając ręce z więzów. Wszyscy byli zaskoczeni mocą chłopaka. Nigdy nie wykazywał aż takiej wielkiej siły. – Wkrótce zobaczycie, jak nic nie warci jesteście. Wasza moc w porównaniu z jego jest doprawy słabiutka.

            Młody mężczyzna podniósł się i sięgnął po swoją różdżkę. Nim wszyscy zdołali zareagować, wylądowali przy ścianie. Ron z niezwykle pewną siebie miną podszedł do Granger.

Spojrzała na niego z wyższością. Nie miała zamiaru pokazywać mu, że się go boi. Skończyła z tym.

 - Chcesz mnie zabić? – zapytała odważnie, patrząc mu w oczy. – Więc zrób to śmiało. Pokaż wszystkim, jakim śmieciem się stałeś.

Ron przez chwilę wahał się, po czym boleśnie uderzył ją w  twarz. Jęknęła cicho z bólu. Draco i Harry chcieli się rzucić jej na pomoc, lecz zablokował ich niewidzialną ścianą. Uśmiechnął się z zadowoleniem, widząc, jak się go bała. Wyraźnie o to mu chodziło.

 - Kiedy Calvin z tobą skończy, osobiście mu pogratuluję. Nie ma na Ziemi takiego miejsca, w którym mogłabyś się przed nim schować. Poczekaj, aż sama zobaczysz – dodał i wyszedł, nim ktokolwiek zdołał coś zrobić. Rzucone zaklęcie opadło. Harry i Draco mogli odetchnąć. Obaj wyglądali na mocno skołowanych.

 - Cholerny sukinsyn! – zaklął wściekle Draco, kiedy Hermiona opatrywała mu ranę. Wyczuwała, że był wściekły, dając się tak ponieść. Ostrożnie dotykała jego łysej głowy, pokrytej licznymi ranami. Miała tak wiele pytań. Jedno tyczyło również i Rona.

- Jak znalazł siłę, by to wszystko zorganizować? – spytał Harry, jakby czytając jej w myślach. – I o kim, do cholery, mówił? Kto wrócił i jest tak silny, by móc łaknąć takiej władzy?

Hermiona bezradnie pokręciła głową. Wciąż piekł ją policzek i pamiętała o słowach Rona. Mitch Calvin przyjdzie po nią, a ona będzie zbyt słaba, by mu się przeciwstawić. Będzie chciał zdobyć jej ciało. Zadrżała na samą myśl o tym. Nie dopuści do tego. Będzie walczyła za wszelką cenę i zrobi wszystko, by nie dać mu się.

- Musimy chronić Hermionę. Nie ma jednak takiego miejsca, o którym Weasley by nie wiedział – kontynuował Harry.

Draco przez chwilę się nie odzywał. W myślach analizował całą sytuację, usiłując znaleźć najlepsze wyjście. Chciał chronić Granger, a zarazem znaleźć sposób na złamanie rzuconego zaklęcia. Do tej pory nikt go o nic nie pytał, ale prędzej czy później się odważą. Liczył, by odwlekać tę chwilę jak najdłużej. Nie był gotowy na tę całą rozmowę.

 - Jest jedno miejsce – odparł po chwili milczenia. – Domek mojej matki. Nie wiedział o nim nawet mój ojciec i chyba nadal nie wie. Szukałem tam schronienia, kiedy chciałem być sam. Weasley nie będzie jej tam szukał. Domek znajduje się pod Londynem. W całkowitym ukryciu, położony nad malowniczym jeziorem. Myślę, że to najlepszy sposób na ukrycie siebie.

 - Czy możemy ci zaufać? – zapytał cicho Harry. Hermiona z zaskoczeniem spojrzała na przyjaciela. Naprawdę miał zamiar to zrobić. Zaufać Malfoyowi, czy wręcz przeciwnie. Nie wiedziała, co robić. Czuła się w pułapce bez wyjścia.

 - A masz jakiś inny pomysł? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Obaj wiedzieli, że nie. Tylko w ten sposób była bezpieczna, a tylko Malfoy mógł ją ochronić. Nie była zadowolona z tego powodu.

 - Posłuchaj, Granger – rzucił Draco łagodnie, zbliżając się do niej. Wyraźnie widziała blizny na jego twarzy. To dziwne, ale obecny odstraszający wygląd sprawiał, że prezentował się jakoś bardziej męsko? Nie miała pojęcia, skąd przyszły jej do głowy te myśli. – Wiem, że skrzywdziłem cię w przeszłości i nie masz powodów, by mi ufać. Niestety w obecnej sytuacji zachowajmy rozejm. Możemy pomóc sobie nawzajem. Co ty na to? Czy dasz radę współpracować ze swoim wrogiem?

Wahała się. Naprawdę. Harry spoglądał na nią wyczekująco, a ona próbowała wciąż znaleźć tysiąc wymówek, które by ją od tego uratowały. Zwłaszcza teraz, gdy została doceniona. Musiała to wszystko zostawić i zaszyć się na uboczu. Nie miała wyjścia. Będąc na widoku, Calvin znajdzie sposób, by ją dorwać. Nie można do tego dopuścić.

 - W porządku – powiedziała po chwili. – Jeżeli nie ma wyjścia, zgadzam się.

Miała tylko cichą nadzieję, że nie popełnia największego błędu w życiu, za który przyjdzie jej zapłacić wysoką cenę.

*~*~*
Powrót do domu nie okazał się wcale taki trudny, jak z początku myślała.
Dzięki zaoszczędzonym pieniądzom mogła kupić niewielkie mieszkanko w Londynie. Dwa pokoje z salonem na poddaszu w starej i spokojnej dzielnicy. Tu czuła się naprawdę dobrze. Musiała jeszcze zgłosić się do Ministerstwa i do nowego trenera angielskiej drużyny.  Chciała znowu grać lub dokończyć szkolenie. Wciąż miała mnóstwo pomysłów na życie. Była młoda i pełna zapału. Liczyła, że uda jej się zawojować chociaż część świata. Wciąż pozostawała w niej niepewność, jak się zachowa, gdy spotka Harry’ego. Z byłym chłopakiem łączyła ją bliskość i przeszłość, o której pragnęła zapomnieć. Ich dziecko dzisiaj byłoby małym chłopcem lub dziewczynką. Bezduszne zachowanie Vivian sprawiło, że je straciła. Czy gdyby nie to, dzisiaj wszystko byłoby inne? Czasu nie da się cofnąć. Musiała iść do przodu i brać życie, jakim jest. Innego wyjścia nie miała.

 - Zabierzesz mnie do szpitala? – zapytała George’a. Chciała zobaczyć się jak najszybciej z matką. Zbyt długo zwlekała. Żałowała, że dopiero teraz przy chorobie matki znalazła dość siły, by wrócić. George skinął głową, lecz matka nie leżała w szpitalu. Wolała być w domu z  bliskimi i spędzić z nimi ostatnie dni życia. Wiele osób protestowało. Nie sądziły, że to dobry pomysł. Może tylko pogorszyć sprawę, ale kobieta była uparta. Nie dawała sobą manipulować i zawsze robiła, co uważała za słuszne. Taka już była. Uparta i stanowcza. Ginny ją uwielbiała. Matka była wzorem i przykładem dla nich. Dzięki niej znalazła siłę, by przetrwać wszystko. Nawet najtrudniejsze chwile. Teraz musiała po prostu być.

- Nie uwierzysz, ale przyjechali nawet Charlie z Priscillą. – Priscilla była Hiszpanką i ukochaną żoną Billa. Poznali się w czasie jego wyjazdów. Przebywał w Hiszpanii, oswajając smoki, gdy ją poznał. Młoda i niezwykle piękna, od razu zdobyła jego serce. Nie przeszkadzało mu wcale, że była zwykłą mugolką. Miała w sobie coś takiego, że chciał dla niej zrobić wszystko. Ginny od razu ją polubiła. Żałowała często, że mieszkały tak daleko i miały ze sobą rzadki kontakt. Na szczęście często do siebie pisały.

 - Od razu porwę gdzieś Priss, jeśli nadarzy się okazja – odparła, nazywając ją wymyślonym przez nią skrótem.

George uśmiechnął się z zadowoleniem, patrząc na siostrę. Naprawdę się zmieniła. Wyglądała o wiele lepiej niż wcześniej. Mimo tego martwił się. Coś takiego jak utrata dziecka na pewno zostaje w kobiecie na zawsze. Obiecał sobie, że będzie na nią bardziej uważał. W końcu jest jego jedyną siostrą.

 - Czy mama wie o Ronie? – odważyła się zapytać, kiedy teleportowali się pod dom. Wciąż myślała o swoim starszym bracie. Nie rozumiała tego, co się stało. Z początku obwiniała Hermionę, że nie okazała się dość dobra dla jej brata. Szybko dotarło do niej, że był to błąd. Będzie musiała przeprosić przyjaciółkę za niesłuszne oskarżenia. Kiedy wyjechały, były w dość chłodnych stosunkach. Obydwie powiedziały sobie wiele gorzkich słów. Musiały to teraz naprawić.
 - Niewiele – mruknął, otwierając drzwi do domu. Wcześniej panujący w nim gwar zastąpiła grobowa cisza. Prócz Weasleyów nie mieszkał tu nikt. George przeniósł się na Pokątną. Charlie mieszkał w Muszelce z Fleur.

Kiedy Ginny dostrzegła swojego ojca, zauważyła, jak bardzo się zmienił przez lata. Postarzał się i zmizerniał. Przez chwilę pomyślała, że on również jest chory. Sama Molly wyglądała strasznie. Bardzo się zmieniła przez chorobę, która odcisnęła swoje piętno. Poczuła skurcz bólu, widząc ukochana mamę w tym stanie. Aż takiego szoku się nie spodziewała.

 - Witaj w domu, córeczko – powiedziała, czule ściskając ją mocno. Ginny poczuła, że naprawdę tu trafiła. Po raz pierwszy od dawna spłynęło na nią znajome bezpieczeństwo. Tej nocy długo rozmawiały z matką. Tak jak kiedyś, gdy była małą dziewczynką. Mogła jej powiedzieć wszystko. I tak zrobiła. Najwięcej rozmawiały o bólu po stracie dziecka i wszystkim, co czuła z tym związanego. Ta rozmowa ją oczyściła. Dotarło do niej, że właśnie tego potrzebowała. Dzięki temu kolejny dzień okazał się o wiele łatwiejszy. Nie jeśli chodziło o wybór jej przyszłego zawodu, ale tak po prostu. Zanim poszła do Ministerstwa, udała się na cmentarz. Tam leżała pochowana malutka Emma. Wyobrażała sobie, że płód był dziewczynką. Malutką, rudowłosą, z oczami po ojcu. Wszyscy kręcili głowami, gdy zdecydowała się go pochować. Ona okazała się bardziej uparta. Czuła, że tak powinna zrobić. Położyła kwiaty i zmówiła cichą modlitwę. Była ciekawa, czy Harry wiedział o grobie Emmy. Nie rozmawiali, od kiedy wyjechała po stracie dziecka. W chłodnych słowach powiedziała mu, co zaszło i opuściła Anglię. Uznała, że tak będzie najlepiej. Teraz pewnie jest mężem Vivian. Kobieta od zawsze tego pragnęła. Po wizycie na cmentarzu wybrała się na trening. Nowym kapitanem drużyny był dobrze jej znany Oliver Wood. Jego kariera bardzo szybko się rozwijała. Ożenił się i miał dwoje dzieci. W Proroku Codziennym wciąż pojawiały się różne wzmianki o nim.

 - Słyszałem, że masz wrócić, ale nie sądziłem, że tak szybko – odparł, wyraźnie ciesząc się na jej widok. On również słyszał wiele o dokonaniach Ginny i był z niej bardzo dumny. Dziewczyna okazała się niezwykle zdolna i bardzo chciał mieć ją w swojej drużynie. Miał nadzieję, że mu się uda. Nadchodziły mistrzostwa i liczył, że wreszcie znajdą się na szczycie. Tego właśnie oczekiwał. Od lat drużyna była dla niego wszystkim. Ostatnio mieli słabą passę, ale liczył, że w końcu ruszą w górę. – I co planujesz dalej?

 - Nie wiem – przyznała, kręcąc głową. – Mam trochę czasu na podjęcie decyzji. Zaoszczędziłam pieniądze i mogę spokojnie zająć się mamą. Ja wiem, że ma właściwą opiekę, ale rozmawiałam z lekarzami. Nie dają jej zbyt dużo czasu.

 - Więc to prawda? – zapytał ze szczerym smutkiem. Bardzo lubił Molly Weasley. To niezwykle dobra i uczciwa kobieta. Dzisiaj niewiele było takich. Świat coraz bardziej schodził na psy i ciężko było się z tym pogodzić.

 - Tak – przytaknęła Ginny. – To choroba, na którą żadna magia nie ma wpływu. Niestety nie możemy leczyć śmiercią, a jeżeli nawet zawsze jest cena. Lord Voldemort chyba zapłacił najwyższą ze wszystkich.

 - To prawda – zgodził się z nią Olivander. Temat Voldemorta nie budził grozy jak kiedyś, ale ludzie wciąż się bali. Czasami niewiadoma była najgorszą zgrozą dla wielu. Zwłaszcza, iż wciąż żyli niezłapani Śmierciożercy i próbowali działać na własną rękę. – Pamiętaj jednak, że tu jest twoje miejsce. Na tym boisku możesz osiągnąć prawdziwy sukces, jeśli tylko się postarasz. Wiem, jak jesteś dobra i dlatego musisz dobrze pomyśleć. Szkoda by marnować taką karierę.

 - Masz w sumie raję – przyznała szczerze. Cicho się z nim zgadzała, ale odchodząc, nie potwierdziła wyboru. Miała jeszcze na to czas i tego się właśnie trzymała. Wychodząc, zamierzała wstąpić do starej piekarni. Kiedyś z przyjaciółmi siadywała i kupowała ciastka. Nie spodziewała się tego spotkania. Właściwie śmiało można by powiedzieć, że wpadła na niego. Ostatnia osoba, jakiej by się spodziewała. Właśnie tutaj i teraz.

Harry Potter, mrużąc oczy z zaskoczeniem, spoglądał na nią równie zaskoczony. Oboje podnieśli głowy w tym samym czasie, a ich oczy spotkały się ze sobą. Na jeden moment świat stanął wokół nich i wszystko się rozpłynęło.

*~*~*
 -Opowiesz mi, jak to się stało?
Zapytała otwarcie, mając na myśli jego wygląd. Byli już sami i szykowali się do podróży. Draco wszystko dokładnie zaplanował. Hermiona zmuszona była wziąć kilka dni urlopu. Na szczęście przełożona rozumiała problem i wręcz sama nalegała, by go wzięła. Wszystko układało się coraz lepiej i tak już miało wyglądać. Kiedy wyjedzie, spróbuje ułożyć sobie życie od początku, gdyż czuła, że nie będzie miała do czego wracać. Teraz siedzieli naprzeciw siebie i jedli przygotowaną przez nianię kolacje. Kobieta również jechała z nimi. Uznała, że Hermionie przyzna się jakieś ciepłe towarzystwo, za co panna Granger była jej naprawdę wdzięczna. Obawiała się trochę przebywać z Malfoyem, zwłaszcza w jego obecnym stanie. Nie bardzo wiedziała, co myśleć o tym wszystkim i czuła się taka trochę zagubiona.

 - Chodzi ci o to? – zapytał, chłodno zsuwając z siebie kaptur. W świetle dnia wyraźnie widziała jego zniszczoną twarz i blizny na ciele. Wzdrygnęła się mimowolnie. Ciężko jej było obserwować tego mężczyznę w takim stanie. Wyglądał naprawdę strasznie, a kiedyś był zupełnie innym facetem. Przynajmniej tak myślała. Teraz obserwując mężczyznę, miała dziwne wrażenie, iż coś się w nim zmieniło. I nie chodziło tu wcale o wygląd, a o coś więcej. Nie umiała tylko powiedzieć, na czym owa zmiana polegała. Najbardziej zaskakiwała ją jego dobroć i łagodność. Ten Malfoy, który pokazywał swoje oblicze sprawiał, że trochę się go bała. Wolała stąpać po pewniejszym gruncie niż nieznanym.

 - Pamiętasz Sloan Parker? – spytał chłodno. Pokiwała głową. Jak przez mgłę przypominała sobie skromną i niepozorną czarownicę ze Slytherinu. W Hogwarcie nie było tajemnicą, iż dziewczyna podkochiwała się  w Draconie. Kiedyś nawet próbowała ją zaszantażować, gdy w jakiś sposób odkryła ich zażyłość. Na szczęście ona okazała się o wiele sprytniejsza od kobiety. – Miałem dość tego, że wciąż gdzieś kręci się wokół mnie. Ciągle próbowała w jakiś sposób zwrócić na siebie moją uwagę. Zatrudniła się nawet w firmie modelunkowej, gdzie pracowała jako projektantka gazety. Umówiłem się z nią i nieco ośmieszyłem przy wszystkich. Rzuciła na mnie zaklęcie, którego nie da się zdjąć.

Hermiona mogła sobie wyobrazić, co czuła Sloan w tym momencie. Być może nie do końca przepadała za kobietą, ale nie życzyła jej źle. To, co zrobił Draco, było podłe i po części zasłużył na to. Jednak tak surowa kara? Chyba Hermiona była bardziej humanitarna niż ona, bo sama nie zrobiłaby czegoś takiego nikomu.

 - Skąd wiesz, że zaklęcia nie da się złamać? Kiedyś uczyłam się, że na każde jest sposób. Nawet najbardziej mocne – odparła, przypominając sobie wszystkie nauki ze szkoły. – Być może nie wszystko sprawdziłeś.

 - Jest, ale niemożliwy do spełnienia, więc nie mówmy o tym. – Draco zbył ją machnięciem ręki. – Jesteś gotowa? Nie będziemy się teleportować, tylko pojedziemy samochodem. Lorena już wszystko przygotowała i czeka na nasz sygnał.

 - Tak, jestem. – Pokiwała głową, podnosząc się. – Luna pomogła mi zabrać trochę rzeczy. Nie potrzebuję tego dużo.

 - W sumie racja – przytaknął niechętnie. Walizka została przygotowana i czekała już w salonie. Czuł mieszane uczucia na samą myśl o mieszkaniu w domu matki. Wciąż zbywał kobietę, gdy próbowała się z nim skontaktować, jednak gdy napisał z prośbą o udostępnieniu domku, odpisała mu z ochotą. Cieszył się. Dzięki temu Hermiona będzie bezpieczna, a on spróbuje ją uwieść. Najpierw będzie musiał zdobyć zaufanie kobiety. Czekało go niezwykle trudne zadanie, gdyż miała wszelkie powody, by mu nie ufać. – Zatem ruszamy.

Skinęła głową. Drżąc na całym ciele, ruszyła przodem, gdy on ruchem różdżki teleportował walizki do samochodu. Nie wziął eleganckiej limuzyny, a zwykły, nierzucający się w oczy samochód. Dość obszerny, by zmieścić całą trójkę. Draco usiadł za kierownicą, a ona z Lenorą z tyłu. Gdy wyjeżdżali z miasta, dostrzegła pierwsze krople deszczu. Dopiero potem lunęło. Czując się znużona, przysnęła, nie mogąc się powstrzymać. Obecność Lenory sprawiała, że czuła się bezpiecznie. Niestety koszmary nie dawały jej spokoju. Najpierw widziała szyderczą twarz Rona. Wyraźnie naśmiewał się z niej i pokazywał swoją wyższość. A potem zrobił coś podłego, czego nie spodziewała się po nim. Oddał ją Mitchowi, który brutalnie wykorzystał jej ciało.

 - Granger, obudź się! – Ktoś lekko nią potrząsnął. Drgnęła oszołomiona i w pierwszej chwili chciała sięgnąć po różdżkę i go zaatakować. Z trudem się powstrzymała, gdy zobaczyła, z kim ma do czynienia. Wiedziała, że Malfoy nie puściłby jej płazem, gdyby zrobiła mu jakąś krzywdę.

 - Już jesteśmy na miejscu? – zapytała sennym głosem. Wciąż padało i zauważyła, że jej rozmówca był mocno zmoknięty. Draco smętnie pokręcił głową. Widziała wyraźne zmęczenie na jego twarzy.

 - Przed nami jeszcze długa podróż, ale pomyślałem, że możesz być zmęczona i głodna.

Ledwie wspomniał o jedzeniu, a poczuła skurcz w żołądku. Faktycznie, potrzebowała trochę jedzenia i odpoczynku. Niechętnie podniosła się z siedzenia i wyszła z samochodu. Draco uruchomił parasolkę, by nie zmokła. Więc domek jego matki znajdował się na całkowitym odludziu. Dla niej ta wiadomość była wręcz idealna. Czuła, że wróci tu do równowagi psychicznej, ale co z fizyczną? Czy poradzi sobie ze wszystkim? Nowa obecność Dracona w jej życiu może tylko przynieść mnóstwo kłopotów. Z jednej strony pragnęła mu pomóc, jak on jej, a z drugiej? Czuła, że powinna trzymać się od wszystkiego z daleka. Nie ufała swoim własnym reakcjom.

 - W porządku – powiedziała cicho, zgadzając się z nim. Ostrożnie wysiadła z samochodu. Narzuciła na głowę kaptur, by zasłonić się przed deszczem. Pogoda nie dopisała im w podróży. Może przez to czuła się bardzo zmęczona? Albo przez wydarzenia jakie na nią wpłynęły? Sama nie miała pojęcia.

Gospoda wywołała w niej pozytywne wrażenie. Przytulne, chociaż nieco staroświeckie miejsce, prowadzone przez mugola o imieniu Steven. Mężczyzna okazał się sympatycznym facetem po czterdziestce. Od razu wzbudził w niej zaufanie, co rzadko się zdarzało. Zazwyczaj była ostrożna w stosunkach z ludźmi, ale tym razem zareagowała inaczej. Gospodarz pokazał im oddzielny stolik i od razu przyniesiono ciepłe jedzenie. W oddali słychać było głośną muzykę. Zobaczyła kilka par tańczących w jej rytm. Goście świetnie się bawili. Zauważyła również, że przez cały czas Draco nosił kaptur.

 - Nie chcę wzbudzać zainteresowania swoim wyglądem – wyjaśnił jej, chociaż ona podejrzewała, iż tak naprawdę się wstydzi swojego wyglądu. Miała nadzieję, że w domku uda jej się znaleźć jakieś rozwiązanie. Wierzyła, że na każde zaklęcie musi być odpowiednie przeciwzaklęcie. Podejrzewała, iż było też coś, o czym Malfoy jej nie mówił. Ziewnęła głęboko, nie mogąc się powstrzymać. Czuła, że jest naprawdę mocno zmęczona. Kilkugodzinna podróż zrobiła swoje i organizm odmawiał posłuszeństwa.

 - Co powiesz na nocleg w gospodzie? Zamówimy dwa oddzielne pokoje i odpoczniemy, a jutro z samego rana wyruszymy dalej.

 - Nie mam nic przeciwko – odetchnęła z ulgą, że czytał jej w myślach. Pokój, który jej wybrano, okazał się elegancki i gustowny. Nigdy jeszcze w takim nie spała, więc czuła się niczym zagubiona księżniczka. Ostatkiem sił się rozebrała i położyła do łóżka. Po raz pierwszy od dawna zasnęła spokojnym i niczym niezmąconym snem.

*~*~*
Na zakończenie:
Ten rozdział pisałam dość długo i z efektu jestem naprawdę zadowolona.
Pewnie beta będzie miała dużo roboty przy poprawianiu, ale mam nadzieję, iż zbytnio się na mnie nie pogniewa. Rozdział pisany był pod wpływem natchnienia i muszę przyznać, że naprawdę mi się udało. Chyba po raz pierwszy jestem zadowolona z tego opowiadania. Nie wiem, czy odniesie taki sukces jak „Pokochać łotra”, ale liczę, że choć w połowie mi się uda.
Pozdrawiam i zapraszam do kolejnego rozdziału.

Informacyjnie:
Tytuł opowiadania : „Piękna i bestia”
Tytuł rozdziału: 003 „Wróg czy przyjaciel?”
Ilość stron: 13
Ilość słów:  5 799

14 komentarzy:

  1. Podoba mi się wątek Hermiony zakochującej się przed laty w Draconie. Nie do końca wiemy, co zaszło, ale wiadome jest, że chłopak zdradził ją i wydał wspólnikom. To na pewno cień na ich relacjach, a jednocześnie element podsycający ciekawość. Widzę też, że Hermiona dostrzega w Malfoyu zmianę. Może na razie nie potrafi jej nazwać, ale wie, że nie spogląda już na tego samego faceta. Powoli zaczyna mu ufać. I to ciekawe, że jego obecny wygląd wydaje jej się atrakcyjniejszy niż ten normalny… :D

    Ron w dalszym ciągu zachowuje się okropnie. Jestem pewna, że wpływa na niego czarna magia. Sam nie mógł się aż tak stoczyć. I to poruszające, w jaki sposób Ginny myśli o swojej nienarodzonej córeczce. Wielka szkoda, że nie dostała czasu, by ją ujrzeć i wychować. A teraz jeszcze ta choroba matki… Mam nadzieję, ze los szykuje dla niej coś dobrego.

    I moje niedopatrzenie:
    „Wasza moc w porównaniu z jego jest doprawy słabiutka” — doprawdy

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajmę sobie miejsce, jeśli pozwolisz. Wrócić postaram się jutro, gdy będę na siłach napisać coś sensownego :) x
    http://story-about-mr-potter.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie, z rozdziału możesz być naprawdę dumna. Czytałam go z przejęciem i ciekawością. Szczerze zastanawiam się, jakiego Draco nam ofiarujesz. Bo, tak naprawdę, jeszcze nie do końca wiemy jaki się stanie. Wydaje się być zawieszony między swoją starą osobowością, a czymś nowym, czego nie jestem w stanie określić. A Hermiona mimo swojej delikatności wykazuje sporo siły. Prze do przodu, choć niejedna kobieta już dawno by się załamała. Ciekawe co z tego wyniknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje kochana! Staram się gdyż to opowiadanie jest moją perełką nawet jeśli ma niezbyt dużą ilość czytelników.
      Zawsze uważałam że nie liczba a jakoś się liczy.
      Tak staram się by nie była taką słabeuszką ale dzielną i odważną kobietą.
      W końcu zasłużyła na odrobinę szczęścia a musi o swoje zawalczyć.
      pozdrawiam!

      Usuń
  4. Słusznie jesteś zadowolona, bo to bardzo dobry rozdział. Ron jest doprawdy przerażający. Ciekawa jestem, co tak na niego wpłynęło. Nie wiem dlaczego, ale zastanawia mnie ten jego medalion, o którym wspomniał Harry. Mam nadzieję, że dowiemy sie o nim czegoś więcej.
    Kolejny pulsu to dawne sprawy między Hermioną i Draconem. Bardzo podoba mi się ten wątek i nie mogę się doczekac jego rozwinięcia.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje kochana! Tak Ron naprawdę ostro rozrabia a to dopiero początek. Chcąc nie chcąc zrobiłam z niego takiego małego potwora ale wszystko znajdzie swoje wyjaśnienie. Mam nadzieję że wyjdzie ono dobrze ;0
      już niedługo będzie ciąg dalszy zapraszam.

      Usuń
  5. Ron to dupek! To, w jaki sposób potraktował Hermionę, bardzo mi się nie podobało. Dobrze, że Harry i Draco spisali się na medal. Chociaż coś czuję, że albo Draco się wygada, albo Hermiona się kapnie, że chodzi o true love kiss. xD Ach, jak ja uwielbiam te klimaty rodem z Once Upon a Time. :)
    Już nie mogę się doczekać, jak cała sytuacja będzie się rozwijać.
    Jeśli chodzi o treść, to całkiem zgrabnie napisane. Dobrze i szybko mi się czytało, choć w końcówce przyczepiłabym się do paru zgrzytów, ale to pewnie beta wszystko wychwyci. ;)
    Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam.

    http://malowane-uczuciami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że się podoba.
      Właśnie na podstawie Once piszę tę historię i mam parę pomysłów. Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie ciekawego. hmmm na pewno. Moja bardzo się stara chociaz ja jestem dośc trudna do wypracowania! Dziękuje za miłe słowa!
      pozdrawiam!

      Usuń
  6. Świetny pomysł na Dramione napisane na podstawie filmu ;) Nie lubię Rona więc podoba mi się jak go ukazałaś :) Świetnie piszesz i na pewno będę wpadać ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Obiecałam więc jestem... Lubię opowiadania porzucające kanon, pomysł ciekawy, Draco -Paskudem?... biedny... tego chyba jeszcze nie było, i fajnie że jest nie Malfoy'owaty:). Zastanawia mnie Hermiona... ale pożyjemy zobaczymy....Jak zapewne zauważyłaś u mnie, Weasleya nie trawię, więc kop go na wszystkie możliwe sposoby:))( ja dopiero zamierzam dać mu popalić).
    Minusy? Tylko się nie obrażaj:) Jak dla mnie zbyt często przerzucasz akcję,w pewnym momencie zaczęłam się gubić, ale może jestem głupia:),albo za dużo czytam no i każdy ma swój styl, troszkę błędów stylistycznych których się nie będę czepiać bo sama je robię i wyłapuję dopiero po pewnym czasie...
    Dodaję do listy czytelniczej:) pozdrawiam serdecznie :)
    PS. u mnie jest już nowy rozdział, więc jeśli masz ochotę zapraszam
    http://na-rozstaju-dusz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłam na twojego bloga przez katalog Granger i naprawdę bardzo spodobał mi się sam pomysł na opowiadanie. Nawet kiedyś, oglądając nową wersję "Pięknej I bestii" pomyślałam, że fajnie by było, gdyby ktoś napisał właśnie fajną historię dramione właśnie o tej tematyce.
    Może zacznę od prologu. Teoretycznie zdradziłaś już końcówkę opowiadania, chyba że masz w planach całkowicie zmienić akcje. Mimo to, lubię twój styl i fakt, że wszystko było bardzo treściwe ( na moim blogu, prolog jest równie długi co u Ciebie) oraz zrozumiałe.
    Całe 3 rozdziały pochłonęłam dość szybko. Znalazłam kilka błędów, ale to oczywiście w ogóle mnie nie zraziło, bo sama często nie jestem w stanie wyłapać wszystkiego, w szczególności, jeśli rozdział jest tak długi. Czytając komentarz z góry, muszę się zgodzić z "Wiele kropek". Akcja rozgrywa się dość szybko, robisz w miarę duże luki czasowe ( na początku też trudno było mi się połapać), ale i tak czy siak opowiadanie mnie wciągnęło.
    Co do Ron'a. Widzę, że również nie trawisz tego Pana, lecz muszę przyznać, że jest mi go w jakimś stopniu szkoda. Chciałabym, żeby na końcu okazało się, że był pod wpływem Impreriusa czy coś. Ale oczywiście będę zadowolona z każdej innej wersji jaką napiszesz.
    Akcja z Ginny również bardzo mi się spodobała. Jestem ciekawa, jak rozwiniesz jej relacje z Harr'ym. Powiem szczerze, że są blogi, na których wręcz nie trawię Rudej, ale akurat tutaj wszystko układa się w perfekcyjną całość. Może trochę brakuje mi Blaise'a, no ale to się jeszcze da przeżyć.
    Co do Dracon'a. Jezu, tak trudno mi było zrozumieć jego zachowanie, jak wydał Hermionę Śmierciożercą, skoro Gryfonka żywiła wtedy do niego jakieś uczucia. Jestem bardzo ciekawa dalszej akcji i liczę na to, że powiadomisz mnie o następnym rozdziale :)
    Ach i jeżeli masz ochotę, serdecznie zapraszam do mnie na for-hate-to-love.blogspot.com
    Bloga prowadzę już baaardzo długo, ale postanowiłam wrócić po kilku miesięcznej przerwie. Jestem bardzo ciekawa twojego zdania :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej hej!
    Zaprosiłaś mnie, to wpadłam. Przede wszystkiem, w wersji mobilnej nie widać tekstu ani w ogóle niczego. Tak tylko mówię.
    Zbierałam się baaardzo długo, żeby przeczytać twoje opowiadanie, bo nienawidzę Dramione. Ten parring mnie kompletnie nie przekonuje, ale dobra, skoro pomysł wydawał się być okay, to pomyślałam ,,hej, może nie będzie tak źle". I to naprawdę bardzo przykre, że zmarnowałaś taki dobry materiał. I uprzedzam, że zniosłam jedynie prolog i pierwszy rozdział, dalej nie byłam w stanie czytać.
    Po pierwsze: błędy. W niektórych zdaniach podmiotami są przedmioty, a gotują one obiad, albo tańczą na balu czy coś - okay, ja sama mistrzem interpunkcji czy innego cholerstwa nie jestem, ale składać zdania chyba potrafię... No, przynajmniej wtedy, kiedy nie śpię dwie godziny. Dobra, whatever.
    No i składnia. Na litość borską, jak można tak bardzo krzywdzić? Nie mam nic do zarzucenia tobie, ani twojemu stylowi bezpośrednio, bo wiadomo - każdy ma to, co lubi, są gusta i guściki, więc nie dyskutuję. Ale składnia chyba schowała się w kącie i nie chce wyjść. Nie wiem.
    Nooo i dobór słów. Nie można znajdować się w którymśtam miesiącu ciąży.
    Po drugie: znajdź betę. Bo jak są błędy, to znajdzie się osoba, która je poprawi. Chyba, że już znalazłaś, wtedy zwracam honor.
    Po trzecie: Ron. Boru zielony, we wszystkich opkach Dramione jest przedstawiony jako zły, mhrocznyyyy i nietopry, ale u ciebie, to już masakra. Matko borska, tak beznadziejnej kreacji bohaterów jeszcze nie widziałam. Ron-pijący-bijący-Hermionę-dupek to nie to. Przedobrzyłaś, bo nikt ot tak, z dupy się nie zmienia. Może masz na to koncepcję, ale to mnie nie rusza. A poza tym - aha, tak po prostu wypuścili ją ze szpitala? Jeśli podejrzewaliby przemoc domową albo bójkę, to nie poszłoby tak łatwo. Naciągane.
    A do pełnwgo obrazu brakuje mi w sumie jedynie tego, żeby Hermiona zaczęła ćpać i się ciąć. Boru, żenujące.
    Podsumowując, jest źle, ale może jeszcze dasz radę to uratować. Jakbyś przestała z tego robić jakiś dramat, to byłoby okay.
    Pozdrawiam i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż nie będę krytykować Twojej wypowiedzi bo każdy ma prawo do własnego zdania. Co do błędów zdaje sobie sprawę, że one są i dość ciężko dzisiaj o dobrą betę zwłaszcza w moim przypadku, która wypatrzyłaby wszystkie mega błędy. Co do Rona... będąc pod wpływem magii każdy ma prawo się zmienić. Ale juz nie chodzi o to. Ja osobiście na własnej skórze przekonałam się jak cżłowiek z dobrego może pójść na dno i uwierz mi na słowo można jak najbardziej to przykre, ale prawdzie.A że poszłam za przykładem innych historii? Cóż akurat miałam tutaj taki powód, by podejść go w ten sposób. Jeśli Tobie się nie podoba rozumiem nie każdemu musi. Co do całości jak nazwałaś to dramatem taka właśnie ma być ta historia. Nie lubię przesłodzonych komedii gdzie wszystko jest różowe i słodkie fuj.. osobiście wolę kierować się bardziej dramatycznym tokiem. Pozdrawiam i dziękuje za uwagi.

      Usuń
  10. Chciałabym mieć takie lekkie pióro jak ty, przy pisaniu pracy zaliczeniowej :)
    Znalazłam w treści mały błąd - pomyliłaś imiona:
    "Nie uwierzysz, ale przyjechali nawet Charlie z Priscillą. – Priscilla była Hiszpanką i ukochaną żoną Billa."
    "Charlie mieszkał w Muszelce z Fleur."

    OdpowiedzUsuń