Rozdział 003 „Wróg czy przyjaciel”
Kroniki proroka
codziennego 004:
Ahoj kochani!
Zapraszam was na
kolejny dramionowy rozdział. Na początku sądziłam, że się wypaliłam w tym
klimacie. Czasami każdy z nas dorasta i czuje, że potrzebuje czegoś innego. Na
szczęście u mnie ta miłość dalej trwa. Chyba nigdy nie przestanę kochać tego
świata, który jest tak bardzo wspaniały i pozwala działać wyobraźni. Tymczasem
zapraszam na kolejne losy Draco i Hermiony, oraz trudnego początku ich miłości.
*~*~*
Hermiona dość szybko doszła do
siebie po dramatycznych przeżyciach.
Dzięki
interwencji Dracona dostała kilka dni zwolnienia. Najchętniej w ogóle nie
wychodziłaby z domu. Wciąż bała się spotkania Mitcha Calvina. Czuła, że on jej
nie odpuści. Prędzej czy później znajdzie sposób, by do niej dotrzeć. Nie mogła
się wiecznie bać. Tylko, co działo się z Ronem? Nie był sobą. Czy wiedział, że
ten mężczyzna chciał ją skrzywdzić? Dlaczego się z nim zadawał? Miała tak wiele
pytań i tak mało odpowiedzi. Wciąż się tym zadręczała, ale kolejny dzień się
zaczynał. Nie zauważyła swoich rzeczy. Zamiast jej ubrań znalazła kilka nowych
części garderoby. Nie mając wyjścia, wybrała luźne jeansy i dopasowany biały
sweterek. Nie kryła zaskoczenia, że ubrania pasowały na nią idealnie. Ktoś o
wszystkim pomyślał. Domyślała się kto. Czując się na siłach i głód w żołądku,
postanowiła w końcu wyjść z ukrycia. Owszem, dostarczano jej do pokoju
jedzenie, lecz potrzebowała jeszcze towarzystwa. Musiała porozmawiać. Nawet
jeśli miałby być to jej wróg. Tylko, czy wciąż nim był? Kiedyś dawno temu
sądziła, że może mu zaufać. Dość brutalnie pokazał, iż jest inaczej. Teraz
występował w roli bohatera. Jaka naprawdę była jego twarz? Nie miała zielonego
pojęcia. Był prawdziwą zagadką, a ona trzymałaby się najchętniej od niego z
daleka. Niestety, w obecnej sytuacji nie miała wyjścia. Tylko Draco mógł jej
zapewnić odpowiednie schronienie. Ciężko było się z tym pogodzić.
Schodząc
po schodach, podziwiała okazały dom należący niegdyś do Blacków. Draco postarał
się, by wciąż wyglądał okazale. Bogate obrazy, zdobione chodniki. Wszystko
stonowane i odpowiednio ułożone, by pasowało do całości. Tak kiedyś żyli
arystokraci i wciąż pozostawiali po sobie posmak dawnego życia. Nigdy tego nie
rozumiała. Idąc dalej korytarzem, znalazła w końcu salon. Wyglądał tak samo
okazale jak reszta domu. Urządzony w stylowych, miękkich kolorach i niezwykle
dopasowanych. Tuż nad kunsztownym, złoto zdobionym kominkiem widniał obraz
młodego Malfoya u boku matki. Draco musiał mieć tutaj ze dwanaście lat. Jego
oczy wyrażały zuchwałość i spryt. Już wówczas pokazywał swoje drugie oblicze.
Umiał być bezlitosny, jeśli chciał — jak jego ojciec. Kim był teraz?
Sojusznikiem czy wrogiem? Wciąż zadawała sobie to pytanie. Od razu go
spostrzegła. Siedział zamyślony i przeglądał gazetę. Gdy tylko ją zobaczył,
przerwał czytanie. Ubrany był w wygodne spodnie z materiału i białą koszulę z
guzikami. Ze wstydem przyznawała, że prezentował się seksownie. Nie chciała tak
o nim myśleć, więc szybko wybiła to z głowy. W końcu wiedziała, jaki ma do niej
stosunek. Jeżeli jej pomaga, musi mieć w tym jakiś interes. Nic innego nie
wchodziło w rachubę. Zbyt dobrze go znała. Nawet teraz czuła na sobie jego
szydercze spojrzenie. Jego wygląd nieco ją przystopował. Chociaż miał na sobie
kaptur, widziała poniszczoną twarz pokrytą bliznami. Była wstrząśnięta, lecz
starała się nie zwracać na to uwagi.
- Jak się czujesz, Granger? – zapytał dziwnie
miękko. Czy w jego głosie słyszała troskę? Pokręciła głową i przyjęła ostrożną
postawę. Była ciekawa, co mu się przytrafiło, ale nie miała odwagi zadać tego
pytania. Czuła, że nie jest jeszcze na to czas.
- Uratowałeś mnie – odparła bardziej
oskarżycielsko, chociaż nie chciała, by tak zabrzmiało. Po prostu nie umiała
inaczej. – Dlaczego? Jaki miałeś w tym cel?
- Dlaczego uważasz, że miałem jakiś cel? –
Trochę nie rozumiał jej pytań. Owszem, sporo miał na sumieniu, lecz bez
przesady. Nie był aż takim potworem bez duszy. Przynajmniej tak o sobie myślał.
– Zobaczyłem, że ktoś jest w niebezpieczeństwie. Nawet nie zdawałem sobie
sprawy, że to byłaś ty. Dopiero potem rozpoznałem Mitcha. I ciebie. – Po części
to była prawda. Hermiona ją przyjęła. Wydawał jej się być dziwnie szczery. Ani
trochę jej się to nie podobało. Wolała go chyba innego. Bardziej sztywnego.
Wcześniejszy Draco lepiej pasował. Ten był niepewny. – To wszystko. A teraz
może jesteś głodna? Zaraz ma wpaść Potter i przywlec parę osób. Powinienem się
przygotować.
- Po co? – Hermiona nie kryła swojego
zaskoczenia. Chyba po raz drugi tego dnia. Gdy Draco podał jej szklankę, nie
protestowała. Wychyliła alkohol jednym duszkiem i zakaszlała. Napój nieprzyjemnie
rozlał się w jej żołądku. Nigdy nie przepadała za alkoholem. Widziała, co
zrobił z Ronem przez ostatnie lata. Szybko odstawiła szklankę, zła na siebie,
że dała się ponieść. – Chyba nie zamierzasz im o wszystkim powiedzieć? Ta
szopka nikomu nie jest potrzebna. – Naprawdę była tego pewna. Sama nie chciała
tego wszystkiego przechodzić. Najchętniej wróciłaby do domu i zapomniała o
wszystkim. Może nawet wyjechała? Tak byłoby najlepiej dla wszystkich, a
zwłaszcza dla niej. Powoli zaczynała mieć wszystkiego dość.
- To dla twojego dobra. Jesteś w
niebezpieczeństwie, Granger. Mitch nie odpuści zbyt łatwo. Zagiął na ciebie
parol i będzie chciał cię zdobyć. Nieważne, jakimi środkami, a na końcu cię zabije.
O to głównie mu chodzi. Poza tym dzieje się coś jeszcze. Jakiś rozruch w
świecie Śmierciożerców, a Potter jest aurorem. Powinien wiedzieć, co się
dzieje.
Hermiona
zdawała sobie sprawę, że jest to tylko pretekst i w ogóle jej się nie podobał.
Niestety nie miała wyjścia. W dodatku Draco nie pozwolił jej wrócić do domu.
Był przy tym naprawdę bardzo uparty. Tylko dlaczego? Kompletnie tego nie
rozumiała. Co mu to da? W głowie miała straszny mętlik. Próbowała rozgryźć
wszystko, lecz nie miała pomysłu.
Pół
godziny później siedziała sama w bibliotece i przeglądała opasłe księgi. Draco
pozwolił jej chodzić po całym domu. Zafascynował ją i na jeden moment
zapomniała, że należał do Bellatriks. Biblioteka była niezwykle okazała i
zawierała mnóstwo książek, których wcześniej nie widziała. Draco opowiedział,
że książki zbierał Rufus. Może i był szalonym mordercą, ale i również zapalonym
czytelnikiem. Trochę ją to zszokowało. Kilka razy miała okazję go spotkać.
Słyszała, że został zamordowany przez George’a Weasleya tuż po bitwie, gdy
próbował zamordować panią Weasley z czystej zemsty. Na całe szczęście ten czas
już dawno minął i teraz musieli brnąć do przodu. I ona również. Nieważne, że
budziła się z koszmarami, które nie dawały jej spokoju. Przeglądając stare
księgi, natknęła się na jedną. Z wyglądu była dość stara, w dziwnym języku.
Niby rozpoznawała łacińskie litery, ale nie pasowały jej do tego, czego się
uczyła w szkole. I ten tajemniczy symbol. Była niemal pewna, że gdzieś go
widziała. Jednak w tym momencie nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Ten dziwny
symbol nie dawał spokoju. Czuła, że jest w jakiś sposób ważny i może
przysporzyć im kłopotów. Co Draco wspominał? Jakieś poruszenie w świecie Śmierciożerców.
Coś złego się działo i Ron znajdował się w samym środku. Naprawdę mimo wszystko
martwiła się o niego. Robił coś bardzo złego i chyba do końca nie zdawał sobie
z tego sprawę. Zupełnie jakby ktoś go kontrolował, tylko kto? Lucjusz już od dawna
nie siedzi w świecie Śmierciożerców. Nie umiałby tak dobrze udawać. Ktoś inny
musiał pociągać za sznurki. Pozostawało pytanie kto i dlaczego. W tym momencie
nie znała odpowiedzi. Być może Ron będzie umiał im pomóc. Miała przynajmniej
taką cichą nadzieję. Na razie jednak miała większe problemy. Głównie chodziło o
Dracona. Dlaczego tak się upierał, żeby została? Kompletnie tego nie rozumiała.
Przecież nie zrobiła mu nic złego. Tak przynajmniej myślała do tej pory. Kiedyś
dawno temu sądziła, że może mu ufać. Przez chwilę nawet zdawało jej się, że go
kocha. Był wtedy taki czuły i opiekuńczy. W jednej chwili zniszczył wszystkie
marzenia i sny.
-
Jest wasza! – powiedział wtedy tak po prostu do Bellatriks. Serce rozpadło
się na kawałki. Czuła jakby wszystko, co znała do tej pory, przestało istnieć.
Od tamtej chwili obiecała sobie, że nie zaufa już żadnemu mężczyźnie. Złamała
przysięgę dopiero przy Ronie. I już gorzko tego żałowała. Czy ten koszmar nigdy
się nie skończy? Zaczynała myśleć, że zwariuje od tego wszystkiego. Jeszcze
trochę i naprawdę nie da rady.
- Goście już są – powiedział cicho Draco,
wyrywając ją z zamyśleń. Pokiwała głową i ruszyła za nim. Wciąż nie mogła się
przyzwyczaić do szokującego wyglądu Dracona. Miała cichą nadzieję, że jej koszmar
się skończy i wróci do normalnego życia. I tego postanowiła się trzymać.
*~*~*
Słowa Malfoy’a nieco zaskoczyły
Pottera.
Nie
zdawał sobie sprawy, że przyjaciółka jest w aż tak trudnym położeniu. Musiała
naprawdę nieźle udawać. Był wściekły, nie tylko na nią, ale i na siebie.
Powinien być bardziej odpowiedzialny. A nie był. Czuł się tak, jakby zawiódł
swoich najbliższych. W końcu tylko ich miał.
- Nie powinieneś siebie obwiniać – mówiła do
niego Luna. Towarzyszyła mu, gdy ruszyli na poszukiwanie Rona. Nie do końca
ufał Malfoyowi, ale obecnie nie miał wyjścia. Trzeba było chronić Hermionę. Nic
innego nie miało znaczenia. Nawet pogodzenie się z własnym wrogiem. – Nikt z
nas nie wiedział. Ron zachował się naprawdę podle. Czy to wciąż jest ich przyjaciel?
Czemu tak bardzo się zmienił. Przecież kiedyś był całkiem inny. Mieli wspólne
plany i marzenia. Musiał gdzieś popełnić błąd. Chyba po odejściu Ginny tak
bardzo zatracił się we własnym bólu, że nie umiał normalnie funkcjonować.
Wszystko przemawiało przeciwko niemu. Chociaż minęło tyle lat i próbował na
nowo ułożyć sobie życie nie umiał zapomnieć o tym co ich łączyło. Niestety z
biegiem czasu było coraz gorzej. Obraz roześmianej Ginny często pojawiał mu się
w snach tak samo jak ich nienarodzonego dziecka. Wiedział, że nie zapomni o
tym. Takie rzeczy zawsze były skazą na przeszłości. I nie umiał o nich
zapomnieć. Teraz obserwowali stare doki, gdzie mógł się znajdować Ron.
Większość Śmierciożerców się tu ukrywało. Jednego z nich właśnie zdążyli
namierzyć. Evansa Parkera. Wciąż nie mógł pogodzić się ze stratą dziecka. Tak
bardzo go pragnął. Nie przeszkadzał mu młody wiek. Czuł, że byłby dobrym ojcem.
- Wiem, ale nie umiem sobie odpuścić – odparł,
odrywając się od wspomnień. Nie był na nie czas. Musieli wykonać misję. Evans
kompletnie się tego nie spodziewał. Zaatakowali go ze zdwojoną siłą. Luna,
chociaż na co dzień pracowała za biurkiem, była naprawdę świetną wspólniczką.
Często razem wyruszali na różne akcje, wspierając ministerstwo w misjach. I
naprawdę świetnie sobie radzili w wielu sytuacjach. Tak samo jak teraz. Luna
rzuciła zaklęcie ogłuszające, a Potter unieruchamiające. Evans niewiele się
zmienił. Wyglądał naprawdę koszmarnie. Brudny, otyły i porażony. Takiego widoku
się nie spodziewał. Kiedyś zadbany i dumny siebie chłopak. Wiecznie nadąsany i
wywyższający się. Jak to łatwo można się stoczyć. Aż Harry pokręcił głową. Był
w szoku. Luna wyraźnie również.
- Czego chcecie? – warknął na nich wściekle.
Jego oczy były rozbiegane. Widać, że musiał coś brać przed ich spotkaniem.
Narkotyków nie brakowało w świecie czarodziejów. Każdy, kto chciał, wiedział,
jak się do nich dostać. – Odpowiedziałem już na wszystkie wasze pytania. Nie
mam nic do ukrycia.
- Gdzie jest Ron Weasley? – Od razu zapytał
ostro Harry. Przez chwilę Evans przyglądał mu się hardo. Pewnie myślał, jakby
ich okpić, ale na szczęście był sam, a oni we dwójkę. Przygotowani na każdą
ewentualność. Przynajmniej tak myśleli.
- Mnie szukasz, Potter? – Pełen pogardy głos
Rona rozległ się tuż za nimi. Harry gwałtownie odwrócił się. Zobaczył dawnego
przyjaciela. Ubrany był na czarno, a jego włosy, dłuższe niż zwykle, zostały
luźno rozpuszczone. Oczy młodego mężczyzny pozostawały zimne i okrutne. Harry
się wzdrygnął na ten widok. Nie poznawał przyjaciela. Jeszcze kilka dni temu
wyglądał na normalnego faceta. Teraz mógł być tylko wściekły na siebie, że
został tak oszukany. Ron zeskoczył zgrabnie ze skrzyń. W ręku trzymał różdżkę.
Harry dostrzegł medalion na jego szyi. Wcześniej go nie widział. Miał wrażenie,
że coś dziwnego w nim było. Teraz nie umiał tego powiedzieć. – Czego ode mnie
chcesz? Chyba już się wyraziłem jasno, prawda?
- Nie jesteś sobą, Ron – powiedział miękko
Harry. Nie chciał krzywdzić przyjaciela. W końcu kiedyś byli dla siebie jak
bracia. Nawet kimś więcej. Tymczasem zachowanie Rona wszystko zmieniło i
zniszczyło więź między nimi. – Możemy ci pomóc.
- Nie chcę waszej pomocy! – krzyknął wściekle
młody mężczyzna. Nie miał zamiaru ulegać ich wpływom. Był panem swojego losu i
tego się trzymał. Chyba nigdy jeszcze nie czuł się taki wolny jak teraz. – Nie potrzebuje
jej. Do tej pory sam sobie świetnie radziłem i tego mam zamiar się trzymać. A
tymczasem zjeżdżaj. Nie jesteś na swoim terenie.
- Nie wierzę w to! – Harry nie chciał słyszeć
tych słów. Miał zamiar walczyć o przyjaciela za wszelką cenę. Był tego warty.
Bez względu na to, jak potoczy się ich los. Dopóki nie sięgnie dna i nie będzie
można go stamtąd wyciągnąć. Miał nadzieję, że jeszcze nie osiągnął tego
najgorszego.
- Harry! – usłyszał błagalny krzyk Luny i
odwrócił się gwałtownie. Jeszcze chwilę temu stała obok niego, a teraz zniknęła
mu. Leżała pod stopami jednego ze Śmieciożerców, którego nie znał. Wydawał się
być starszy, więc jakimś cudem uniknął losu aresztanta.
- Ona nie ma z nami nic wspólnego –
próbował mu wytłumaczyć. Ron jedynie pokręcił głową ze śmiechem. Jego oczy
błyszczały niebezpiecznie. Wyglądał, jakby ktoś rzucił na niego urok, ale Harry
podejrzewał, iż było zupełnie inaczej. Już zbyt długo obserwował zło na
świecie, więc z pewnością coś by zauważył. – Wypuść ją.
- Sam przyprowadziłeś tu tę kobietę i
odpowiesz za to! – Ron pozostawał nieprzejednany. Miał zamiar skrzywdzić Lunę.
Harry nie zamierzał do tego dopuścić. Nie chciał też się poddawać. Zawsze był w
magii o wiele lepszy niż dawny przyjaciel, więc atakował z lepszą wprawą. Ron
nie miał z nim najmniejszych szans, chociaż próbował. Różne odbicia i przeciwzaklęcia.
Szantażował go nawet Luną, ale się nie dał. Ciskali zaklęciami, nim ktokolwiek
zdążył reagować. Nigdy wcześniej nie zmierzyli się ze sobą. Nie było ku temu
powodu. Zawsze razem, a teraz przeciwko sobie. Po dwóch różnych stronach bariery.
Tym razem to Harry okazał się lepszy. Wiele różnych zaklęć, o których większość
mogła tylko pomarzyć. Użył przeciwzaklęcia i zaatakował Rona jego własną
bronią. Młody mężczyzna upadł, zwijając się z bólu. Jego pomocnik uciekł, nim
Harry zdążył dobrać się do niego.
- Luna? – zapytał cicho, lekko potrząsając
dziewczyną. Była półprzytomna, a z rany na jej czole ciekła krew. Spojrzała na
niego z bólem w oczach. Wyglądała naprawdę strasznie. Ostrożnie podniósł jej
ciało i podszedł do Rona. Najpierw teleportował ją do szpitala św. Munga. Nie
dbał o protesty dziewczyny. I od razu powiadomił Neville’a. Wiedział, że
przyjaciel będzie chciał wiedzieć, co z jego kobietą. W końcu zawsze martwił
się o Lunę, gdy brała udział w podobnych akcjach. Nie było w tym nic dziwnego.
Teraz musiał zadbać o Lunę. Potrzebowała tego. Potem wziął Rona i skierował się
do domu Lestrangów. Wciąż nie podobał mu się plan Draco. Pewnie dlatego, iż
nadal mu nie ufał. Jakoś nie umiał się do niego przekonać. Malfoy był Malfoyem
i taki wciąż pozostawał w jego oczach. Bez względu na wszelkie zmiany, jakie
chciał wprowadzić. O pewnych rzeczach się nie zapominało. I on również nie
potrafił.
Ułożył
Rona na sofie i zaklęciem nałożył mu kajdanki. Jego przyjaciel wyglądał
naprawdę żałośnie. Wciąż nie wierzył, że można się tak stoczyć. To jakiś
koszmar. Pokręcił głową wyraźnie zażenowany.
- Pora zaczynać show! – mruknął Malfoy,
pojawiając się znienacka. Harry był wstrząśnięty jego wyglądem i przez chwilę
gapił się na niego oszołomiony. Cokolwiek tu zaszło, będzie żądał wyjaśnień. Na
to jednak przyjdzie czas później. Teraz musieli pomyśleć o Hermionie. Po raz
pierwszy od dawna czuł się na właściwym miejscu.
*~*~*
Hermiona nie
mogła patrzeć na Rona.
Brzydziła
się nim i tym co robił. To przez niego miała problemy z Calvinem i została
skazana na towarzystwo Malfoya. Nie wiedziała, co jest gorsze. Teraz stała
naprzeciw niego, a jej oczy wyrażały całkowitą pogardę.
- Na co się gapisz? – warknął, wyraźnie
niezadowolony Ron. Jego twarz była cała poobijana. Widać, że dostał solidny
łomot od mężczyzny. I słusznie. Sama miała ochotę mu przywalić za wszystko, co
zrobił. Z wielkim trudem panowała nad sobą.
- Jesteś z siebie zadowolony? – spytała cicho.
– Jak mogłeś upaść tak nisko? Wiedziałeś, że Mitch chciał mnie zgwałcić w
szkole? – Pokręciła głową. – Nie wiedziałeś, bo nikomu o tym nie mówiłam.
Wiedziałeś jednak, że był przestępcą, a sprowadziłeś go tutaj. Nie dbałeś o
moje bezpieczeństwo.
- Mężczyzna chciał się tobą zabawić – zaśmiał
się brutalnie. – Wielkie mi hallo. W końcu jesteś kobietą i do tego służysz.
Nie uważasz?
Hermiona
nie wytrzymała podeszła i uderzyła go w twarz. Boleśnie, by poczuł się tak jak
ona. Może i to niewiele, ale dało jej naprawdę przyjemną satysfakcję. Tego
potrzebowała. Uśmiechnęła się z lekkim zadowoleniem, gdy zobaczyła odcisk
swojej dłoni na jego policzku.
- Hermiono, powstrzymaj się! Nie jest tego
wart – powiedział cicho i łagodnie Harry. Pokiwała głową. Wiedziała, że ma
racje. Ona miała jeszcze przyszłość przed sobą. On swoją zmarnował i chyba nie
było już szansy, by go uratować. Przynajmniej ona tak sądziła i nie miała
zamiaru zmienić zdania w tym temacie. Kiedyś była inna. Dawała ludziom szansę,
ale szybko zrozumiała, iż oni i tak jej nie wykorzystają. Tak właśnie jak robił
to Ron. Odsunęła się od niego, wyraźnie pokazując całą swoją pogardę. Ron
jedynie zaśmiał się głucho.
- Naprawdę myślicie, że jesteście tacy
bystrzy? – zapytał cicho, uwalniając ręce z więzów. Wszyscy byli zaskoczeni
mocą chłopaka. Nigdy nie wykazywał aż takiej wielkiej siły. – Wkrótce
zobaczycie, jak nic nie warci jesteście. Wasza moc w porównaniu z jego jest
doprawy słabiutka.
Młody
mężczyzna podniósł się i sięgnął po swoją różdżkę. Nim wszyscy zdołali
zareagować, wylądowali przy ścianie. Ron z niezwykle pewną siebie miną podszedł
do Granger.
Spojrzała na niego z wyższością.
Nie miała zamiaru pokazywać mu, że się go boi. Skończyła z tym.
- Chcesz mnie zabić? – zapytała odważnie,
patrząc mu w oczy. – Więc zrób to śmiało. Pokaż wszystkim, jakim śmieciem się
stałeś.
Ron przez chwilę wahał się, po
czym boleśnie uderzył ją w twarz.
Jęknęła cicho z bólu. Draco i Harry chcieli się rzucić jej na pomoc, lecz
zablokował ich niewidzialną ścianą. Uśmiechnął się z zadowoleniem, widząc, jak
się go bała. Wyraźnie o to mu chodziło.
- Kiedy Calvin z tobą skończy, osobiście mu
pogratuluję. Nie ma na Ziemi takiego miejsca, w którym mogłabyś się przed nim
schować. Poczekaj, aż sama zobaczysz – dodał i wyszedł, nim ktokolwiek zdołał
coś zrobić. Rzucone zaklęcie opadło. Harry i Draco mogli odetchnąć. Obaj
wyglądali na mocno skołowanych.
- Cholerny sukinsyn! – zaklął wściekle Draco,
kiedy Hermiona opatrywała mu ranę. Wyczuwała, że był wściekły, dając się tak
ponieść. Ostrożnie dotykała jego łysej głowy, pokrytej licznymi ranami. Miała
tak wiele pytań. Jedno tyczyło również i Rona.
- Jak znalazł siłę, by to
wszystko zorganizować? – spytał Harry, jakby czytając jej w myślach. – I o kim,
do cholery, mówił? Kto wrócił i jest tak silny, by móc łaknąć takiej władzy?
Hermiona bezradnie pokręciła
głową. Wciąż piekł ją policzek i pamiętała o słowach Rona. Mitch Calvin
przyjdzie po nią, a ona będzie zbyt słaba, by mu się przeciwstawić. Będzie
chciał zdobyć jej ciało. Zadrżała na samą myśl o tym. Nie dopuści do tego.
Będzie walczyła za wszelką cenę i zrobi wszystko, by nie dać mu się.
- Musimy chronić Hermionę. Nie ma
jednak takiego miejsca, o którym Weasley by nie wiedział – kontynuował Harry.
Draco przez chwilę się nie
odzywał. W myślach analizował całą sytuację, usiłując znaleźć najlepsze
wyjście. Chciał chronić Granger, a zarazem znaleźć sposób na złamanie rzuconego
zaklęcia. Do tej pory nikt go o nic nie pytał, ale prędzej czy później się
odważą. Liczył, by odwlekać tę chwilę jak najdłużej. Nie był gotowy na tę całą
rozmowę.
- Jest jedno miejsce – odparł po chwili
milczenia. – Domek mojej matki. Nie wiedział o nim nawet mój ojciec i chyba
nadal nie wie. Szukałem tam schronienia, kiedy chciałem być sam. Weasley nie
będzie jej tam szukał. Domek znajduje się pod Londynem. W całkowitym ukryciu,
położony nad malowniczym jeziorem. Myślę, że to najlepszy sposób na ukrycie
siebie.
- Czy możemy ci zaufać? – zapytał cicho Harry.
Hermiona z zaskoczeniem spojrzała na przyjaciela. Naprawdę miał zamiar to zrobić.
Zaufać Malfoyowi, czy wręcz przeciwnie. Nie wiedziała, co robić. Czuła się w
pułapce bez wyjścia.
- A masz jakiś inny pomysł? – odpowiedział
pytaniem na pytanie. Obaj wiedzieli, że nie. Tylko w ten sposób była bezpieczna,
a tylko Malfoy mógł ją ochronić. Nie była zadowolona z tego powodu.
- Posłuchaj, Granger – rzucił Draco łagodnie,
zbliżając się do niej. Wyraźnie widziała blizny na jego twarzy. To dziwne, ale
obecny odstraszający wygląd sprawiał, że prezentował się jakoś bardziej męsko?
Nie miała pojęcia, skąd przyszły jej do głowy te myśli. – Wiem, że skrzywdziłem
cię w przeszłości i nie masz powodów, by mi ufać. Niestety w obecnej sytuacji
zachowajmy rozejm. Możemy pomóc sobie nawzajem. Co ty na to? Czy dasz radę
współpracować ze swoim wrogiem?
Wahała się. Naprawdę. Harry
spoglądał na nią wyczekująco, a ona próbowała wciąż znaleźć tysiąc wymówek,
które by ją od tego uratowały. Zwłaszcza teraz, gdy została doceniona. Musiała
to wszystko zostawić i zaszyć się na uboczu. Nie miała wyjścia. Będąc na widoku,
Calvin znajdzie sposób, by ją dorwać. Nie można do tego dopuścić.
- W porządku – powiedziała po chwili. – Jeżeli
nie ma wyjścia, zgadzam się.
Miała tylko cichą nadzieję, że
nie popełnia największego błędu w życiu, za który przyjdzie jej zapłacić wysoką
cenę.
*~*~*
Powrót do
domu nie okazał się wcale taki trudny, jak z początku myślała.
Dzięki zaoszczędzonym pieniądzom
mogła kupić niewielkie mieszkanko w Londynie. Dwa pokoje z salonem na poddaszu
w starej i spokojnej dzielnicy. Tu czuła się naprawdę dobrze. Musiała jeszcze
zgłosić się do Ministerstwa i do nowego trenera angielskiej drużyny. Chciała znowu grać lub dokończyć szkolenie.
Wciąż miała mnóstwo pomysłów na życie. Była młoda i pełna zapału. Liczyła, że
uda jej się zawojować chociaż część świata. Wciąż pozostawała w niej niepewność,
jak się zachowa, gdy spotka Harry’ego. Z byłym chłopakiem łączyła ją bliskość i
przeszłość, o której pragnęła zapomnieć. Ich dziecko dzisiaj byłoby małym
chłopcem lub dziewczynką. Bezduszne zachowanie Vivian sprawiło, że je straciła.
Czy gdyby nie to, dzisiaj wszystko byłoby inne? Czasu nie da się cofnąć. Musiała
iść do przodu i brać życie, jakim jest. Innego wyjścia nie miała.
- Zabierzesz mnie do szpitala? – zapytała
George’a. Chciała zobaczyć się jak najszybciej z matką. Zbyt długo zwlekała.
Żałowała, że dopiero teraz przy chorobie matki znalazła dość siły, by wrócić.
George skinął głową, lecz matka nie leżała w szpitalu. Wolała być w domu z bliskimi i spędzić z nimi ostatnie dni życia.
Wiele osób protestowało. Nie sądziły, że to dobry pomysł. Może tylko pogorszyć
sprawę, ale kobieta była uparta. Nie dawała sobą manipulować i zawsze robiła,
co uważała za słuszne. Taka już była. Uparta i stanowcza. Ginny ją uwielbiała.
Matka była wzorem i przykładem dla nich. Dzięki niej znalazła siłę, by
przetrwać wszystko. Nawet najtrudniejsze chwile. Teraz musiała po prostu być.
- Nie uwierzysz, ale przyjechali
nawet Charlie z Priscillą. – Priscilla była Hiszpanką i ukochaną żoną Billa.
Poznali się w czasie jego wyjazdów. Przebywał w Hiszpanii, oswajając smoki, gdy
ją poznał. Młoda i niezwykle piękna, od razu zdobyła jego serce. Nie
przeszkadzało mu wcale, że była zwykłą mugolką. Miała w sobie coś takiego, że
chciał dla niej zrobić wszystko. Ginny od razu ją polubiła. Żałowała często, że
mieszkały tak daleko i miały ze sobą rzadki kontakt. Na szczęście często do
siebie pisały.
- Od razu porwę gdzieś Priss, jeśli nadarzy
się okazja – odparła, nazywając ją wymyślonym przez nią skrótem.
George uśmiechnął się z
zadowoleniem, patrząc na siostrę. Naprawdę się zmieniła. Wyglądała o wiele
lepiej niż wcześniej. Mimo tego martwił się. Coś takiego jak utrata dziecka na
pewno zostaje w kobiecie na zawsze. Obiecał sobie, że będzie na nią bardziej
uważał. W końcu jest jego jedyną siostrą.
- Czy mama wie o Ronie? – odważyła się zapytać,
kiedy teleportowali się pod dom. Wciąż myślała o swoim starszym bracie. Nie
rozumiała tego, co się stało. Z początku obwiniała Hermionę, że nie okazała się
dość dobra dla jej brata. Szybko dotarło do niej, że był to błąd. Będzie
musiała przeprosić przyjaciółkę za niesłuszne oskarżenia. Kiedy wyjechały, były
w dość chłodnych stosunkach. Obydwie powiedziały sobie wiele gorzkich słów.
Musiały to teraz naprawić.
- Niewiele – mruknął, otwierając drzwi do
domu. Wcześniej panujący w nim gwar zastąpiła grobowa cisza. Prócz Weasleyów
nie mieszkał tu nikt. George przeniósł się na Pokątną. Charlie mieszkał w
Muszelce z Fleur.
Kiedy Ginny dostrzegła swojego
ojca, zauważyła, jak bardzo się zmienił przez lata. Postarzał się i zmizerniał.
Przez chwilę pomyślała, że on również jest chory. Sama Molly wyglądała
strasznie. Bardzo się zmieniła przez chorobę, która odcisnęła swoje piętno.
Poczuła skurcz bólu, widząc ukochana mamę w tym stanie. Aż takiego szoku się
nie spodziewała.
- Witaj w domu, córeczko – powiedziała, czule
ściskając ją mocno. Ginny poczuła, że naprawdę tu trafiła. Po raz pierwszy od
dawna spłynęło na nią znajome bezpieczeństwo. Tej nocy długo rozmawiały z
matką. Tak jak kiedyś, gdy była małą dziewczynką. Mogła jej powiedzieć
wszystko. I tak zrobiła. Najwięcej rozmawiały o bólu po stracie dziecka i
wszystkim, co czuła z tym związanego. Ta rozmowa ją oczyściła. Dotarło do niej,
że właśnie tego potrzebowała. Dzięki temu kolejny dzień okazał się o wiele
łatwiejszy. Nie jeśli chodziło o wybór jej przyszłego zawodu, ale tak po
prostu. Zanim poszła do Ministerstwa, udała się na cmentarz. Tam leżała
pochowana malutka Emma. Wyobrażała sobie, że płód był dziewczynką. Malutką,
rudowłosą, z oczami po ojcu. Wszyscy kręcili głowami, gdy zdecydowała się go
pochować. Ona okazała się bardziej uparta. Czuła, że tak powinna zrobić.
Położyła kwiaty i zmówiła cichą modlitwę. Była ciekawa, czy Harry wiedział o
grobie Emmy. Nie rozmawiali, od kiedy wyjechała po stracie dziecka. W chłodnych
słowach powiedziała mu, co zaszło i opuściła Anglię. Uznała, że tak będzie
najlepiej. Teraz pewnie jest mężem Vivian. Kobieta od zawsze tego pragnęła. Po
wizycie na cmentarzu wybrała się na trening. Nowym kapitanem drużyny był dobrze
jej znany Oliver Wood. Jego kariera bardzo szybko się rozwijała. Ożenił się i
miał dwoje dzieci. W Proroku Codziennym wciąż pojawiały się różne wzmianki o
nim.
- Słyszałem, że masz wrócić, ale nie sądziłem,
że tak szybko – odparł, wyraźnie ciesząc się na jej widok. On również słyszał
wiele o dokonaniach Ginny i był z niej bardzo dumny. Dziewczyna okazała się
niezwykle zdolna i bardzo chciał mieć ją w swojej drużynie. Miał nadzieję, że
mu się uda. Nadchodziły mistrzostwa i liczył, że wreszcie znajdą się na
szczycie. Tego właśnie oczekiwał. Od lat drużyna była dla niego wszystkim.
Ostatnio mieli słabą passę, ale liczył, że w końcu ruszą w górę. – I co
planujesz dalej?
- Nie wiem – przyznała, kręcąc głową. – Mam
trochę czasu na podjęcie decyzji. Zaoszczędziłam pieniądze i mogę spokojnie zająć
się mamą. Ja wiem, że ma właściwą opiekę, ale rozmawiałam z lekarzami. Nie dają
jej zbyt dużo czasu.
- Więc to prawda? – zapytał ze szczerym
smutkiem. Bardzo lubił Molly Weasley. To niezwykle dobra i uczciwa kobieta.
Dzisiaj niewiele było takich. Świat coraz bardziej schodził na psy i ciężko
było się z tym pogodzić.
- Tak – przytaknęła Ginny. – To choroba, na
którą żadna magia nie ma wpływu. Niestety nie możemy leczyć śmiercią, a jeżeli
nawet zawsze jest cena. Lord Voldemort chyba zapłacił najwyższą ze wszystkich.
- To prawda – zgodził się z nią Olivander.
Temat Voldemorta nie budził grozy jak kiedyś, ale ludzie wciąż się bali. Czasami
niewiadoma była najgorszą zgrozą dla wielu. Zwłaszcza, iż wciąż żyli niezłapani
Śmierciożercy i próbowali działać na własną rękę. – Pamiętaj jednak, że tu jest
twoje miejsce. Na tym boisku możesz osiągnąć prawdziwy sukces, jeśli tylko się
postarasz. Wiem, jak jesteś dobra i dlatego musisz dobrze pomyśleć. Szkoda by
marnować taką karierę.
- Masz w sumie raję – przyznała szczerze.
Cicho się z nim zgadzała, ale odchodząc, nie potwierdziła wyboru. Miała jeszcze
na to czas i tego się właśnie trzymała. Wychodząc, zamierzała wstąpić do starej
piekarni. Kiedyś z przyjaciółmi siadywała i kupowała ciastka. Nie spodziewała
się tego spotkania. Właściwie śmiało można by powiedzieć, że wpadła na niego.
Ostatnia osoba, jakiej by się spodziewała. Właśnie tutaj i teraz.
Harry Potter, mrużąc oczy z
zaskoczeniem, spoglądał na nią równie zaskoczony. Oboje podnieśli głowy w tym
samym czasie, a ich oczy spotkały się ze sobą. Na jeden moment świat stanął
wokół nich i wszystko się rozpłynęło.
*~*~*
-Opowiesz mi, jak to się stało?
Zapytała otwarcie, mając na myśli
jego wygląd. Byli już sami i szykowali się do podróży. Draco wszystko dokładnie
zaplanował. Hermiona zmuszona była wziąć kilka dni urlopu. Na szczęście
przełożona rozumiała problem i wręcz sama nalegała, by go wzięła. Wszystko układało
się coraz lepiej i tak już miało wyglądać. Kiedy wyjedzie, spróbuje ułożyć
sobie życie od początku, gdyż czuła, że nie będzie miała do czego wracać. Teraz
siedzieli naprzeciw siebie i jedli przygotowaną przez nianię kolacje. Kobieta
również jechała z nimi. Uznała, że Hermionie przyzna się jakieś ciepłe
towarzystwo, za co panna Granger była jej naprawdę wdzięczna. Obawiała się
trochę przebywać z Malfoyem, zwłaszcza w jego obecnym stanie. Nie bardzo
wiedziała, co myśleć o tym wszystkim i czuła się taka trochę zagubiona.
- Chodzi ci o to? – zapytał, chłodno zsuwając
z siebie kaptur. W świetle dnia wyraźnie widziała jego zniszczoną twarz i
blizny na ciele. Wzdrygnęła się mimowolnie. Ciężko jej było obserwować tego
mężczyznę w takim stanie. Wyglądał naprawdę strasznie, a kiedyś był zupełnie
innym facetem. Przynajmniej tak myślała. Teraz obserwując mężczyznę, miała
dziwne wrażenie, iż coś się w nim zmieniło. I nie chodziło tu wcale o wygląd, a
o coś więcej. Nie umiała tylko powiedzieć, na czym owa zmiana polegała.
Najbardziej zaskakiwała ją jego dobroć i łagodność. Ten Malfoy, który pokazywał
swoje oblicze sprawiał, że trochę się go bała. Wolała stąpać po pewniejszym
gruncie niż nieznanym.
- Pamiętasz Sloan Parker? – spytał chłodno. Pokiwała
głową. Jak przez mgłę przypominała sobie skromną i niepozorną czarownicę ze Slytherinu.
W Hogwarcie nie było tajemnicą, iż dziewczyna podkochiwała się w Draconie. Kiedyś nawet próbowała ją
zaszantażować, gdy w jakiś sposób odkryła ich zażyłość. Na szczęście ona
okazała się o wiele sprytniejsza od kobiety. – Miałem dość tego, że wciąż
gdzieś kręci się wokół mnie. Ciągle próbowała w jakiś sposób zwrócić na siebie
moją uwagę. Zatrudniła się nawet w firmie modelunkowej, gdzie pracowała jako
projektantka gazety. Umówiłem się z nią i nieco ośmieszyłem przy wszystkich.
Rzuciła na mnie zaklęcie, którego nie da się zdjąć.
Hermiona mogła sobie wyobrazić,
co czuła Sloan w tym momencie. Być może nie do końca przepadała za kobietą, ale
nie życzyła jej źle. To, co zrobił Draco, było podłe i po części zasłużył na
to. Jednak tak surowa kara? Chyba Hermiona była bardziej humanitarna niż ona,
bo sama nie zrobiłaby czegoś takiego nikomu.
- Skąd wiesz, że zaklęcia nie da się złamać?
Kiedyś uczyłam się, że na każde jest sposób. Nawet najbardziej mocne – odparła,
przypominając sobie wszystkie nauki ze szkoły. – Być może nie wszystko
sprawdziłeś.
- Jest, ale niemożliwy do spełnienia, więc nie
mówmy o tym. – Draco zbył ją machnięciem ręki. – Jesteś gotowa? Nie będziemy
się teleportować, tylko pojedziemy samochodem. Lorena już wszystko przygotowała
i czeka na nasz sygnał.
- Tak, jestem. – Pokiwała głową, podnosząc
się. – Luna pomogła mi zabrać trochę rzeczy. Nie potrzebuję tego dużo.
- W sumie racja – przytaknął niechętnie.
Walizka została przygotowana i czekała już w salonie. Czuł mieszane uczucia na
samą myśl o mieszkaniu w domu matki. Wciąż zbywał kobietę, gdy próbowała się z
nim skontaktować, jednak gdy napisał z prośbą o udostępnieniu domku, odpisała
mu z ochotą. Cieszył się. Dzięki temu Hermiona będzie bezpieczna, a on spróbuje
ją uwieść. Najpierw będzie musiał zdobyć zaufanie kobiety. Czekało go niezwykle
trudne zadanie, gdyż miała wszelkie powody, by mu nie ufać. – Zatem ruszamy.
Skinęła głową. Drżąc na całym
ciele, ruszyła przodem, gdy on ruchem różdżki teleportował walizki do
samochodu. Nie wziął eleganckiej limuzyny, a zwykły, nierzucający się w oczy
samochód. Dość obszerny, by zmieścić całą trójkę. Draco usiadł za kierownicą, a
ona z Lenorą z tyłu. Gdy wyjeżdżali z miasta, dostrzegła pierwsze krople
deszczu. Dopiero potem lunęło. Czując się znużona, przysnęła, nie mogąc się
powstrzymać. Obecność Lenory sprawiała, że czuła się bezpiecznie. Niestety
koszmary nie dawały jej spokoju. Najpierw widziała szyderczą twarz Rona.
Wyraźnie naśmiewał się z niej i pokazywał swoją wyższość. A potem zrobił coś
podłego, czego nie spodziewała się po nim. Oddał ją Mitchowi, który brutalnie
wykorzystał jej ciało.
- Granger, obudź się! – Ktoś lekko nią
potrząsnął. Drgnęła oszołomiona i w pierwszej chwili chciała sięgnąć po różdżkę
i go zaatakować. Z trudem się powstrzymała, gdy zobaczyła, z kim ma do
czynienia. Wiedziała, że Malfoy nie puściłby jej płazem, gdyby zrobiła mu jakąś
krzywdę.
- Już jesteśmy na miejscu? – zapytała sennym
głosem. Wciąż padało i zauważyła, że jej rozmówca był mocno zmoknięty. Draco
smętnie pokręcił głową. Widziała wyraźne zmęczenie na jego twarzy.
- Przed nami jeszcze długa podróż, ale pomyślałem,
że możesz być zmęczona i głodna.
Ledwie wspomniał o jedzeniu, a
poczuła skurcz w żołądku. Faktycznie, potrzebowała trochę jedzenia i
odpoczynku. Niechętnie podniosła się z siedzenia i wyszła z samochodu. Draco
uruchomił parasolkę, by nie zmokła. Więc domek jego matki znajdował się na
całkowitym odludziu. Dla niej ta wiadomość była wręcz idealna. Czuła, że wróci
tu do równowagi psychicznej, ale co z fizyczną? Czy poradzi sobie ze wszystkim?
Nowa obecność Dracona w jej życiu może tylko przynieść mnóstwo kłopotów. Z
jednej strony pragnęła mu pomóc, jak on jej, a z drugiej? Czuła, że powinna
trzymać się od wszystkiego z daleka. Nie ufała swoim własnym reakcjom.
- W porządku – powiedziała cicho, zgadzając
się z nim. Ostrożnie wysiadła z samochodu. Narzuciła na głowę kaptur, by
zasłonić się przed deszczem. Pogoda nie dopisała im w podróży. Może przez to
czuła się bardzo zmęczona? Albo przez wydarzenia jakie na nią wpłynęły? Sama
nie miała pojęcia.
Gospoda wywołała w niej pozytywne
wrażenie. Przytulne, chociaż nieco staroświeckie miejsce, prowadzone przez
mugola o imieniu Steven. Mężczyzna okazał się sympatycznym facetem po
czterdziestce. Od razu wzbudził w niej zaufanie, co rzadko się zdarzało.
Zazwyczaj była ostrożna w stosunkach z ludźmi, ale tym razem zareagowała
inaczej. Gospodarz pokazał im oddzielny stolik i od razu przyniesiono ciepłe
jedzenie. W oddali słychać było głośną muzykę. Zobaczyła kilka par tańczących w
jej rytm. Goście świetnie się bawili. Zauważyła również, że przez cały czas
Draco nosił kaptur.
- Nie chcę wzbudzać zainteresowania swoim
wyglądem – wyjaśnił jej, chociaż ona podejrzewała, iż tak naprawdę się wstydzi
swojego wyglądu. Miała nadzieję, że w domku uda jej się znaleźć jakieś rozwiązanie.
Wierzyła, że na każde zaklęcie musi być odpowiednie przeciwzaklęcie.
Podejrzewała, iż było też coś, o czym Malfoy jej nie mówił. Ziewnęła głęboko,
nie mogąc się powstrzymać. Czuła, że jest naprawdę mocno zmęczona.
Kilkugodzinna podróż zrobiła swoje i organizm odmawiał posłuszeństwa.
- Co powiesz na nocleg w gospodzie? Zamówimy
dwa oddzielne pokoje i odpoczniemy, a jutro z samego rana wyruszymy dalej.
- Nie mam nic przeciwko – odetchnęła z ulgą,
że czytał jej w myślach. Pokój, który jej wybrano, okazał się elegancki i
gustowny. Nigdy jeszcze w takim nie spała, więc czuła się niczym zagubiona
księżniczka. Ostatkiem sił się rozebrała i położyła do łóżka. Po raz pierwszy
od dawna zasnęła spokojnym i niczym niezmąconym snem.
*~*~*
Na zakończenie:
Ten rozdział
pisałam dość długo i z efektu jestem naprawdę zadowolona.
Pewnie beta będzie miała
dużo roboty przy poprawianiu, ale mam nadzieję, iż zbytnio się na mnie nie
pogniewa. Rozdział pisany był pod wpływem natchnienia i muszę przyznać, że
naprawdę mi się udało. Chyba po raz pierwszy jestem zadowolona z tego
opowiadania. Nie wiem, czy odniesie taki sukces jak „Pokochać łotra”, ale liczę,
że choć w połowie mi się uda.
Pozdrawiam i
zapraszam do kolejnego rozdziału.
Informacyjnie:
Tytuł opowiadania :
„Piękna i
bestia”
Tytuł rozdziału: 003 „Wróg czy przyjaciel?”
Ilość stron: 13
Ilość słów: 5 799
Podoba mi się wątek Hermiony zakochującej się przed laty w Draconie. Nie do końca wiemy, co zaszło, ale wiadome jest, że chłopak zdradził ją i wydał wspólnikom. To na pewno cień na ich relacjach, a jednocześnie element podsycający ciekawość. Widzę też, że Hermiona dostrzega w Malfoyu zmianę. Może na razie nie potrafi jej nazwać, ale wie, że nie spogląda już na tego samego faceta. Powoli zaczyna mu ufać. I to ciekawe, że jego obecny wygląd wydaje jej się atrakcyjniejszy niż ten normalny… :D
OdpowiedzUsuńRon w dalszym ciągu zachowuje się okropnie. Jestem pewna, że wpływa na niego czarna magia. Sam nie mógł się aż tak stoczyć. I to poruszające, w jaki sposób Ginny myśli o swojej nienarodzonej córeczce. Wielka szkoda, że nie dostała czasu, by ją ujrzeć i wychować. A teraz jeszcze ta choroba matki… Mam nadzieję, ze los szykuje dla niej coś dobrego.
I moje niedopatrzenie:
„Wasza moc w porównaniu z jego jest doprawy słabiutka” — doprawdy
Pozdrawiam! :)
Zajmę sobie miejsce, jeśli pozwolisz. Wrócić postaram się jutro, gdy będę na siłach napisać coś sensownego :) x
OdpowiedzUsuńhttp://story-about-mr-potter.blogspot.com/
Faktycznie, z rozdziału możesz być naprawdę dumna. Czytałam go z przejęciem i ciekawością. Szczerze zastanawiam się, jakiego Draco nam ofiarujesz. Bo, tak naprawdę, jeszcze nie do końca wiemy jaki się stanie. Wydaje się być zawieszony między swoją starą osobowością, a czymś nowym, czego nie jestem w stanie określić. A Hermiona mimo swojej delikatności wykazuje sporo siły. Prze do przodu, choć niejedna kobieta już dawno by się załamała. Ciekawe co z tego wyniknie.
OdpowiedzUsuńDziękuje kochana! Staram się gdyż to opowiadanie jest moją perełką nawet jeśli ma niezbyt dużą ilość czytelników.
UsuńZawsze uważałam że nie liczba a jakoś się liczy.
Tak staram się by nie była taką słabeuszką ale dzielną i odważną kobietą.
W końcu zasłużyła na odrobinę szczęścia a musi o swoje zawalczyć.
pozdrawiam!
Słusznie jesteś zadowolona, bo to bardzo dobry rozdział. Ron jest doprawdy przerażający. Ciekawa jestem, co tak na niego wpłynęło. Nie wiem dlaczego, ale zastanawia mnie ten jego medalion, o którym wspomniał Harry. Mam nadzieję, że dowiemy sie o nim czegoś więcej.
OdpowiedzUsuńKolejny pulsu to dawne sprawy między Hermioną i Draconem. Bardzo podoba mi się ten wątek i nie mogę się doczekac jego rozwinięcia.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Dziękuje kochana! Tak Ron naprawdę ostro rozrabia a to dopiero początek. Chcąc nie chcąc zrobiłam z niego takiego małego potwora ale wszystko znajdzie swoje wyjaśnienie. Mam nadzieję że wyjdzie ono dobrze ;0
Usuńjuż niedługo będzie ciąg dalszy zapraszam.
Ron to dupek! To, w jaki sposób potraktował Hermionę, bardzo mi się nie podobało. Dobrze, że Harry i Draco spisali się na medal. Chociaż coś czuję, że albo Draco się wygada, albo Hermiona się kapnie, że chodzi o true love kiss. xD Ach, jak ja uwielbiam te klimaty rodem z Once Upon a Time. :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać, jak cała sytuacja będzie się rozwijać.
Jeśli chodzi o treść, to całkiem zgrabnie napisane. Dobrze i szybko mi się czytało, choć w końcówce przyczepiłabym się do paru zgrzytów, ale to pewnie beta wszystko wychwyci. ;)
Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam.
http://malowane-uczuciami.blogspot.com/
Ciesze się, że się podoba.
UsuńWłaśnie na podstawie Once piszę tę historię i mam parę pomysłów. Mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie ciekawego. hmmm na pewno. Moja bardzo się stara chociaz ja jestem dośc trudna do wypracowania! Dziękuje za miłe słowa!
pozdrawiam!
Świetny pomysł na Dramione napisane na podstawie filmu ;) Nie lubię Rona więc podoba mi się jak go ukazałaś :) Świetnie piszesz i na pewno będę wpadać ;)
OdpowiedzUsuńObiecałam więc jestem... Lubię opowiadania porzucające kanon, pomysł ciekawy, Draco -Paskudem?... biedny... tego chyba jeszcze nie było, i fajnie że jest nie Malfoy'owaty:). Zastanawia mnie Hermiona... ale pożyjemy zobaczymy....Jak zapewne zauważyłaś u mnie, Weasleya nie trawię, więc kop go na wszystkie możliwe sposoby:))( ja dopiero zamierzam dać mu popalić).
OdpowiedzUsuńMinusy? Tylko się nie obrażaj:) Jak dla mnie zbyt często przerzucasz akcję,w pewnym momencie zaczęłam się gubić, ale może jestem głupia:),albo za dużo czytam no i każdy ma swój styl, troszkę błędów stylistycznych których się nie będę czepiać bo sama je robię i wyłapuję dopiero po pewnym czasie...
Dodaję do listy czytelniczej:) pozdrawiam serdecznie :)
PS. u mnie jest już nowy rozdział, więc jeśli masz ochotę zapraszam
http://na-rozstaju-dusz.blogspot.com/
Trafiłam na twojego bloga przez katalog Granger i naprawdę bardzo spodobał mi się sam pomysł na opowiadanie. Nawet kiedyś, oglądając nową wersję "Pięknej I bestii" pomyślałam, że fajnie by było, gdyby ktoś napisał właśnie fajną historię dramione właśnie o tej tematyce.
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od prologu. Teoretycznie zdradziłaś już końcówkę opowiadania, chyba że masz w planach całkowicie zmienić akcje. Mimo to, lubię twój styl i fakt, że wszystko było bardzo treściwe ( na moim blogu, prolog jest równie długi co u Ciebie) oraz zrozumiałe.
Całe 3 rozdziały pochłonęłam dość szybko. Znalazłam kilka błędów, ale to oczywiście w ogóle mnie nie zraziło, bo sama często nie jestem w stanie wyłapać wszystkiego, w szczególności, jeśli rozdział jest tak długi. Czytając komentarz z góry, muszę się zgodzić z "Wiele kropek". Akcja rozgrywa się dość szybko, robisz w miarę duże luki czasowe ( na początku też trudno było mi się połapać), ale i tak czy siak opowiadanie mnie wciągnęło.
Co do Ron'a. Widzę, że również nie trawisz tego Pana, lecz muszę przyznać, że jest mi go w jakimś stopniu szkoda. Chciałabym, żeby na końcu okazało się, że był pod wpływem Impreriusa czy coś. Ale oczywiście będę zadowolona z każdej innej wersji jaką napiszesz.
Akcja z Ginny również bardzo mi się spodobała. Jestem ciekawa, jak rozwiniesz jej relacje z Harr'ym. Powiem szczerze, że są blogi, na których wręcz nie trawię Rudej, ale akurat tutaj wszystko układa się w perfekcyjną całość. Może trochę brakuje mi Blaise'a, no ale to się jeszcze da przeżyć.
Co do Dracon'a. Jezu, tak trudno mi było zrozumieć jego zachowanie, jak wydał Hermionę Śmierciożercą, skoro Gryfonka żywiła wtedy do niego jakieś uczucia. Jestem bardzo ciekawa dalszej akcji i liczę na to, że powiadomisz mnie o następnym rozdziale :)
Ach i jeżeli masz ochotę, serdecznie zapraszam do mnie na for-hate-to-love.blogspot.com
Bloga prowadzę już baaardzo długo, ale postanowiłam wrócić po kilku miesięcznej przerwie. Jestem bardzo ciekawa twojego zdania :)
Pozdrawiam :)
Hej hej!
OdpowiedzUsuńZaprosiłaś mnie, to wpadłam. Przede wszystkiem, w wersji mobilnej nie widać tekstu ani w ogóle niczego. Tak tylko mówię.
Zbierałam się baaardzo długo, żeby przeczytać twoje opowiadanie, bo nienawidzę Dramione. Ten parring mnie kompletnie nie przekonuje, ale dobra, skoro pomysł wydawał się być okay, to pomyślałam ,,hej, może nie będzie tak źle". I to naprawdę bardzo przykre, że zmarnowałaś taki dobry materiał. I uprzedzam, że zniosłam jedynie prolog i pierwszy rozdział, dalej nie byłam w stanie czytać.
Po pierwsze: błędy. W niektórych zdaniach podmiotami są przedmioty, a gotują one obiad, albo tańczą na balu czy coś - okay, ja sama mistrzem interpunkcji czy innego cholerstwa nie jestem, ale składać zdania chyba potrafię... No, przynajmniej wtedy, kiedy nie śpię dwie godziny. Dobra, whatever.
No i składnia. Na litość borską, jak można tak bardzo krzywdzić? Nie mam nic do zarzucenia tobie, ani twojemu stylowi bezpośrednio, bo wiadomo - każdy ma to, co lubi, są gusta i guściki, więc nie dyskutuję. Ale składnia chyba schowała się w kącie i nie chce wyjść. Nie wiem.
Nooo i dobór słów. Nie można znajdować się w którymśtam miesiącu ciąży.
Po drugie: znajdź betę. Bo jak są błędy, to znajdzie się osoba, która je poprawi. Chyba, że już znalazłaś, wtedy zwracam honor.
Po trzecie: Ron. Boru zielony, we wszystkich opkach Dramione jest przedstawiony jako zły, mhrocznyyyy i nietopry, ale u ciebie, to już masakra. Matko borska, tak beznadziejnej kreacji bohaterów jeszcze nie widziałam. Ron-pijący-bijący-Hermionę-dupek to nie to. Przedobrzyłaś, bo nikt ot tak, z dupy się nie zmienia. Może masz na to koncepcję, ale to mnie nie rusza. A poza tym - aha, tak po prostu wypuścili ją ze szpitala? Jeśli podejrzewaliby przemoc domową albo bójkę, to nie poszłoby tak łatwo. Naciągane.
A do pełnwgo obrazu brakuje mi w sumie jedynie tego, żeby Hermiona zaczęła ćpać i się ciąć. Boru, żenujące.
Podsumowując, jest źle, ale może jeszcze dasz radę to uratować. Jakbyś przestała z tego robić jakiś dramat, to byłoby okay.
Pozdrawiam i weny życzę
Cóż nie będę krytykować Twojej wypowiedzi bo każdy ma prawo do własnego zdania. Co do błędów zdaje sobie sprawę, że one są i dość ciężko dzisiaj o dobrą betę zwłaszcza w moim przypadku, która wypatrzyłaby wszystkie mega błędy. Co do Rona... będąc pod wpływem magii każdy ma prawo się zmienić. Ale juz nie chodzi o to. Ja osobiście na własnej skórze przekonałam się jak cżłowiek z dobrego może pójść na dno i uwierz mi na słowo można jak najbardziej to przykre, ale prawdzie.A że poszłam za przykładem innych historii? Cóż akurat miałam tutaj taki powód, by podejść go w ten sposób. Jeśli Tobie się nie podoba rozumiem nie każdemu musi. Co do całości jak nazwałaś to dramatem taka właśnie ma być ta historia. Nie lubię przesłodzonych komedii gdzie wszystko jest różowe i słodkie fuj.. osobiście wolę kierować się bardziej dramatycznym tokiem. Pozdrawiam i dziękuje za uwagi.
UsuńChciałabym mieć takie lekkie pióro jak ty, przy pisaniu pracy zaliczeniowej :)
OdpowiedzUsuńZnalazłam w treści mały błąd - pomyliłaś imiona:
"Nie uwierzysz, ale przyjechali nawet Charlie z Priscillą. – Priscilla była Hiszpanką i ukochaną żoną Billa."
"Charlie mieszkał w Muszelce z Fleur."